Jamie
Ford jest Amerykaninem chińskiego pochodzenia. Jego pradziadek, Min
Chung, był chińskim emigrantem, który pracował jako górnik w Nevadzie i
który w 1865 roku zmienił nazwisko na Ford. Debiutancka powieść Jamie
Forda, „Hotel on the Corner of Bitter and Sweet”, zdobyła w Stanach
olbrzymią popularność. W Polsce ta bardzo ciekawa książka została wydana
przez Świat Książki pod tytułem „Hotel słodko-gorzkich wspomnień” i
– tak mi się wydaje – przeszła jakoś właściwie bez echa. Nie mogąc się
doczekać na wydanie w miękkiej okładce, kupiłam tę powieść w charity
shopie w twardej, dużej oprawie i zabrałam się za czytanie.
Ford
prowadzi swoją narrację dwutorowo – współcześnie i w przeszłości. W
1986 roku, w restaurowanym hotelu Panama, odnalezione zostają rzeczy
osobiste pozostawione tam przez japońskie rodziny internowane w czasie
drugiej wojny światowej. Wśród nich – japońska parasolka z rysunkiem
ryby koi. Dla Henry'ego Lee, owdowiałego Amerykanina pochodzenia
chińskiego, ta bambusowa parasolka jest kluczem, który przywołuje dawno
pogrzebane wspomnienia z jego dzieciństwa. W 1942 roku Stany Zjednoczone
pogrążone są w wojnie z Japonią, a nastroje w części miasta
zamieszkałej przez japońskich i chińskich emigrantów są pełne podejrzeń.
Henry Lee uczęszcza do szkoły, w której jest jedynym Chińczykiem.
Boleśnie samotny wśród rówieśników, niezrozumiały przez własnych
rodziców, którzy nakazują mu rozmawianie w domu wyłącznie po angielsku, w
języku, którego sami nie rozumieją, Henry zaprzyjaźnia się z jedyną
osobą, która w szkole jest bardziej samotna niż on – Keiko Okabe. Keiko
to młoda Amerykanką japońskiego pochodzenia, która urodziła się w
Stanach, nie zna japońskiego, a mimo wszystko jest przez rówieśników
szykanowana jako zdrajczyni. Ich przyjaźń stoi w sprzeczności ze
wszystkimi zasadami wpajanymi mu przez ojca, konserwatystę i
nacjonalistę, który serdecznie nienawidzi wszystkiego co japońskie. Na
przekór ojcu, na przekór wojnie i antyjapońskim nastrojom, Keiko staje
się dla Henry'ego coraz bliższa.
Mnogość
tematów poruszanych przez Jamie Forda zaskakuje, i chociaż można by
żałować, że niektóre z nich zostały potraktowane dość powierzchownie,
czytelnik i tak znajdzie w tej ciekawej powieści wiele interesujących,
wartych przemyślenia kwestii. Głównym motywem powieści jest historia
młodzieńczej miłości, opowiedziana przez Forda z nutą nostalgii i
smutku. Uczucie jakie rodzi się między Henrym a Keiko jest niewinne,
słodko-gorzkie – szczęśliwe wspomnienia pierwszego pocałunku splatają
się z tęsknotą i niepewnością. Zwiążek młodych ludzi jest z góry skazany
na przegraną, a dla Henry'ego stanie się kością niezgody pomiędzy nim a
jego rodzicami. Bardzo istotny i dobrze ukazany w „Hotelu...” jest też
wątek relacji między ojcem a synem. Związek między Henrym i Martym są
zupełnie inny niż ten pomiędzy Henrym a jego ojcem, inne są też ich
oczekiwania, ambicje i pragnienia. Bezwzględne posłuszeństwo, którego
wymaga się od młodego chłopca, odrzucenie go przez własnych rodziców,
bolesna zdrada – Henry'emu przychodzi zapłacić słono za odwrócenie się
od tradycji i przekonań swoich rodziców. Dlatego z całej siły stara się,
by jego syn miał zupełnie inne doświadczenia. A jednak, mimo wszystko,
niektóre tradycje są wciąż dla niego istotne, warte przekazania
kolejnemu pokoleniu.
Kolejnym,
bardzo istotnym motywem w powieści Forda jest sprawa tożsamości
narodowej. Keiko, która nie zna nawet japońskiego i czuje się
Amerykanką, mimo wszystko jest traktowana przez swych rodaków z
nienawiścią i podejrzeniem. Guzik z napisem „Jestem Chińczykiem”, który
Henry nosi na życzenie ojca, staje się zarówno symbolem odosobnienia,
nieufności panującej w Stanach wobec Azjatów, a jednocześnie symbolem
przynależności narodowej, dumy z własnego pochodzenia. Powieść dotyka
bowiem niechlubnego epizodu w historii Stanów Zjednoczonych –
internowania obywateli USA pochodzenia japońskiego w w czasie drugiej
wojny światowej. Sporo jest w tej powieści fragmentów poruszających
kwestie przynależności narodowej, lojalności wobec ojczyzny. Ponieważ
historia opowiadana jest z perspektywy dwunastolatka, nie ma w tej
książce wielu głębokich przemyśleń, zamiast tego autor w przejmujący
sposób przedstawia to, w jaki sposób wojna wpływa na życie zwykłych
ludzi. Szczególnie poruszający był dla mnie fragment, w którym japońskie
rodziny pozbywają się rodzinnych pamiątek, które mogłyby zaświadczyć o
japońskich sympatiach ich właścicieli – palą się zdjęcia, tradycyjne
stroje, pamiątki rodzinne, manifestując w ten sposób lojalność i oddanie
amerykańskiej fladze ich właścicieli. Te pełne emocji opisy poruszają
czytelnika bardziej niż opasłe i uczone wywody.
Nie
wspomniałam tu jeszcze o kolejnym ważnym szczególe, o roli, jaką w tej
powieści pełni jazz, muzyka która łączy pokolenia, odczuwana przez
wszystkich ludzi tak samo, nie zależnie od ich pochodzenia czy wieku.
Ważnym elementem historii jest bowiem poszukiwanie przez Henry'ego
zagubionej płyty legendarnego muzyka jazzowego, Oscara Holdena.
Właściwie nie sposób tu wspomnieć o wszystkich interesujących
szczegółach, które tworzą tę powieść. „Hotel..” to bowiem książka, w
której każdy czytelnik znajdzie inne, interesujące fragmenty, każdego
zainteresują inne szczegóły.
„Hotel on the Corner of
Bitter and Sweet” to bardzo dobra powieść obyczajowa, która prostotę
języka i narracji równoważy mnogością motywów i poruszanych tematów.
Jest to moim zdaniem jedna z tych książek, które chociaż nie są
specjalnie ambitne czy oryginalne, potrafią poruszyć czytelnika i
sprowokować go do przemyśleń i rozważań nad kwestiami, których dotykają.
„Hotel...” to książka pełna emocji i wzruszeń, wciągająca opowieść o
utraconej miłości, o dojrzewaniu i o historii, która wpływa na życie
zwykłych ludzi. Mam nadzieję, że po tak udanym debiucie
Jamie Ford nie zawiedzie pokładanych w nim oczekiwań i kolejna jego
książka będzie równie dobra. Więcej o powieści i o przyszłych planach jej autora na jego stronie, a ja zachęcam wszystkich do sięgnięcia po „Hotel słodko-gorzkich wspomnień”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz