poniedziałek, 31 grudnia 2012

Książka roku 2012

Witam was w ostatni dzień 2012 roku. Roku, który czytelniczo był bardzo ciekawy, dość zróżnicowany, w dodatku nieco lepszy od poprzedniego pod względem ilości przeczytanych książek. Roku, który niespodziewanie okazał się rokiem polskiej książki – przeczytałam bowiem więcej niż kiedykolwiek książek napisanych przez polskich autorów i autorki.

Poniżej prezentuję moją dziesiątkę książek, które w tym roku zasłużyły według mnie na wyróżnienie (kolejność alfabetyczna):
  1. Ben Aaronowitch, „Rivers of London”
  2. Elżbieta Cherezińska, „Korona śniegu i krwi”
  3. Janina Fedorowicz, Joanna Konopińska, „Marianna i róże”
  4. Rosamund Lupton, „Sister”
  5. Kazimierz Orłoś, „Dom pod Lutnią”
  6. Jennifer Worth, „Call The Midwife”
Natomiast książką roku jednogłośnie zostaje ((taaaadaaaaam!):
„Korona śniegu i krwi” Elżbiety Cherezińskiej
Mam nadzieję, że i wasz czytelniczy rok był równie udany i że podzielicie się swoimi książkami roku. Życzę wam wszystkim udanego sylwestrowego wieczoru i do zobaczenia w roku 2013!

O tym już jutro...czas na Noworoczne Wyzwanie!

niedziela, 30 grudnia 2012

Świąteczna Małgorzata Musierowicz (Zimowe czytanie 2012)

Święta spędziłam w domu rodzinnym na ciężkiej pracy, po której przyszedł czas na słodkie lenistwo. A jak wiecie, słodkie lenistwo w moim przypadku oznacza zwykle czytanie książek… Spędziłam więc fantastyczne kilka dni odwiedzając niewidzianych od lat książkowych przyjaciół i poznając nowych. Jednym słowem, święta upłynęły mi głównie pod znakiem książek Małgorzaty Musierowicz. 
Przede wszystkim czekała na mnie w domu najnowsza książka Musierowicz – długo przez nas oczekiwana „McDusia”. Tak, wiem, że wiele osób uważa, że autorka niepotrzebnie ciągnie tę serię, że te najnowsze książki nie dorównują świeżością i oryginalnością tym pierwszym. Że postacie, szczególnie rodzina Borejków, są mało realistyczne, a za to zbyt idealistyczne, że kobiety spychane są do roli kur domowych, że powieści są zwykle mało prawdopodobne, a przy tym optymistyczne do bólu zębów. Przyznaję również, że i mnie niektóre ostatnie powieści Musierowicz nieco rozczarowały – ich bohaterowie byli zbyt niedojrzali, ich problemy mnie niezbyt interesowały.. Ale po świetnej „Sprężynie”, która na nowo przywróciła mi wiarę w to, że z Jeżycjady się nie wyrasta, nadszedł czas na „McDusię”, czyli opowieść świąteczną o ślubach, świętach, pożegnaniach z dawnymi znajomymi...

Główną bohaterką powieści jest tytułowa Magdusia, prawnuczka profesora Dmuchawca, która przyjeżdża do Poznania uporządkować mieszkanie po zmarłym niedawno nestorze rodu. Smutne jest to pożegnanie z dawno niewidzianą postacią, nie tylko wiernym czytelnikom zakręci się w oku łza. W mieszkaniu pojawiają się dawni bohaterowie Jeżycjady, by w spadku po profesorze otrzymać mądre życiowe rady i przy okazji dać znać czytelnikom, co też się u nich dzieje. Ale głównym tematem książki jest jak zwykle miłość – miłość w jej wielu obliczach. Pierwsze rozterki miłosne, złamane serca, poszukiwanie drugiej połówki, zawody miłosne i rozczarowania, radość z odwzajemnionego uczucia, rozterki przedślubne, miłość udawana, miłość, która trwa całe dorosłe życie, miłość, która potrafi wybaczać. Trwają przygotowania do ślubu Laury i Adama, Magdusia leczy złamane serce, kuzyni Ignaś i Józinek (już niemal dorośli, bardziej dojrzali, ale wciąż strasznie czasem dziecinni) też nie są obojętni wobec wszechobecnych sercowych rozterek. Pojawia się też inny rzadki gość – Janusz Pyziak, by chyba już na dobre zamknąć pewien rozdział w życiu bohaterów Jeżycjady. „McDusia” toczy się w świątecznym okresie, więc święta stają się dla bohaterów (i dla czytelników) okazją do wspominków, żartów i tradycyjnych już w tej rodzinie kataklizmów i katastrof. Świąteczny, pogodny nastrój powieści sprzyja refleksji i rozmyślaniom o tym, co oznaczają dla nas święta Bożego Narodzenia, a wszechobecny, delikatny humor, pozwala bezboleśnie przełknąć bardziej niestrawne dydaktyczne wstawki (Łucja i jej językowa poprawność działa mi wyjątkowo na nerwy!!).

Myślę, że są autorzy, których książki budzą w czytelniku wieloletni sentyment, do których książek powraca się i podczytuje od nowa. Z których się nie wyrasta. Którym wiele się wybacza. Tak właśnie ma się sprawa z powieściami Małgorzaty Musierowicz – jestem głucha i ślepa na wszelkie wady tych książek. Ponieważ jednak „McDusia” aż promieniuje wszechobecnym dobrem i ciepłem, na święta jest to lektura jak najbardziej odpowiednia. Kto wie, gdybym przeczytała tę książkę kiedy indziej, może nie spodobałaby mi się tak bardzo. 
Jak już wspomniałam Jeżycjadę lubię sobie czasem podczytywać, choćby na wyrywki. To nic, że zestarzałam się w międzyczasie, ale są pewne książki, które czytać można w każdym wieku. Do nich należy  „Noelka” - według mnie absolutna klasyka, powieść tak ciepła, dowcipna i pełna świątecznego czaru, że powinna być lekturą obowiązkową w okresie przedwigilijnych nerwowych przygotowań. Jeśli ktoś jakimś cudem nie zna tej książki, to spieszę donieść, że akcja powieści obejmuje wigilijny wieczór, który główni bohaterowie spędzają odwiedzając domy mieszkańców poznańskiej dzielnicy Jeżyce przebrani za Gwiazdora i Aniołka. Znów pojawiają się znajome postacie, są i nowi bohaterowie. „Noelka” to opowieść o przeżywaniu świąt, o tym, co dla nas w nich jest najważniejsze, o tym, co ważne być powinno . To też powieść o dojrzewaniu, wyzbywaniu się egoizmu i o poszukiwaniu miłości. Niesamowicie ciepła, klimatyczna i wzruszająca miejscami powieść, która uczy nas pamiętać o dawnych obyczajach, szanować tradycję i kochać drugiego człowieka, niezależnie od tego, kim jest. A że jest to jedna z najlepszych powieści Musierowicz, nie mogło w niej zabraknąć humoru, dowcipu i świetnych dialogów. A w dodatku znów pojawia się niezastąpiona rodzina Borejków, która przygotowuje się do ślubu Idy. I właśnie te przedślubne rozterki, perypetie panny młodej, która w przeddzień ślubu przypomina sobie, że nie ma odpowiednich butów, zabawne fragmenty i wywołujące rechot urywki są znakomitą przeciwwagą dla wigilijnych, nieco lukrowanych rozdziałów. Dlatego „Noelka” to dla mnie idealna książka świąteczna, której jeszcze się nie udało zdetronizować...
Sama nie wiem kiedy przeczytałam w te święta cztery książki Musierowicz. Kolejną był „Kwiat kalafiora”, jedna z pierwszych powieści, która nic a nic nie straciła ze swego uroku i świeżości. Chociaż realia polskie bardzo się zmieniły od tych opisywanych w powieści (akcja toczy się w początkach roku 1978), to tematy w niej poruszane wciąż są jak najbardziej aktualne. „Kwiat kalafiora” chciałabym wspomnieć także ze względu na główną bohaterkę, Gabrysię Borejko, siedemnastoletnią pannę, która przeżywa swoją pierwszą miłość. Cóż, dla mnie „Kwiat kalafiora” to podróż sentymentalna – lata chude, czasy kolejek i wiecznych braków, a do tego fantastyczny humor, który pozwala to wszystko jakoś znieść. Polecam tę książkę wszystkim, którzy zastanawiają się nad rozpoczęciem przygody z Jeżycjadą.
Na koniec chciałabym tylko szybko wspomnieć ostatnią przeczytaną książkę - Małgorzata Musierowicz „Na Gwiazdkę”. Ta cieniutka książeczka to mój najnowszy nabytek świąteczny. Nie jest to powieść, to raczej połączenie książki kucharskiej z poradnikiem dla młodych czytelników (a właściwie czytelniczek), w którym autorka radzi, w jaki sposób przygotować się do obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Objętościowo niewielka pozycja, ale zawiera mimo wszystko interesujące szczególiki – przygotowywanie świątecznych własnoręcznych prezentów, także jadalnych, ozdób choinkowych, pysznych (na razie tylko z opisu) tortów i ciast, a także bardziej tradycyjnych potraw wigilijnych. A wszystko to przetykane wspomnieniami autorki, jej spostrzeżeniami na temat świąt, poradami, w jaki sposób święta powinno się przeżywać i dlaczego. Przyznaję, nie jest to książka, po którą sięgnie każdy. Ale polecam ją tym, którzy Jeżycjadę kochają i chcieliby by w ich domu również zagościł podobny świąteczny duch.

Nie wiem, kiedy ukaże się kolejna, zapowiadana już gdzieś w sieci książka Małgorzaty Musierowicz. Podobno będzie nosiła tytuł „Wnuczka do orzechów”. Oby została wydana jak najszybciej, oby nie zabrakło w niej ukochanego przez rzesze wielbicieli pogodnego kilmatu. Oby czytało się ją jak najlepiej. Czego i wam życzę.

sobota, 29 grudnia 2012

Ho ho ho....Horrendalny stos!


Przywieziony z rodzinnego domu stos horrendalny, składający się z książek nabytych, książek sprezentowanych, znalezionych pod choinką, zamówionych, otrzymanych na urodziny. Przydźwigany z wysiłkiem i sfotografowany dla potomności oraz dla ukazania tego, jak wielkie jest moje książkochłonowe obżarstwo.

Najlepiej na zdjęcie kliknąć, żeby w pełni zobaczyć rozmiar mojego nałogu...
Pierwszy stos po lewej to same książki popularno-naukowe, które chciałam mieć, częściowo wspomniane i opisane tutaj: "White Plate. Słodkie", książka znanej blogerki kulinarnej, Elizy Mórawskiej, czyli Liski, fascynujący "Paryż Miasto sztuki i miłości w czasach belle epoque" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i Marty Orzeszyny (hura!), przepyszna "Historia polskiego smaku" Łozińskich, "Polska kuchnia domowa" Małgorzaty Caprari, która pełna jest interesujących przepisów na dania znane i mniej popularne, "Pierwsze Damy II Reczypospolitej" Kamila Janickiego, czyli opowieść o żonach sławnych polskich prezydentów, "Trójka z dżemem palce lizać" Marcina Gutowskiego, czyli opowieść o moim ukochanym radiu, "Aktorki" Łukasza Maciejewskiego i "Prezenterki" Aleksandry Szarłat, czyli kronika polskiej kultury, pełne rozmów i plotek, a na koniec - "Nasz mały PRL" Izabeli Meyzy i Witolda Szabłowskiego, czyli powrót do przeszłości i do peerelowskich realiów. Już zaczęłam przeglądać "Historię polskiego smaku" - to pięknie wydana pozycja, pełna fascynujących faktów i zdjęć!

Pomiędzy kupkami książek stoją "Pomorska książka kucharska" Niny Szuby, czyli przegląd dań mojego regionu oraz "Eine kleine" Artura Daniela Liskowackiego, polska powieść o niemieckim Stettinie, moim rodzinnym mieście, nominowana do nagrody Nike. 

Drugi stos to powieści. Zaczyna go od spodu "Przepis na życie" Agnieszki Pilaszewskiej, książka pożyczona od mamy, ponieważ obejrzałyśmy razem niemal cały pierwszy sezon tego serialu i nad wyraz przypadł mi on do gustu... Tak, wiem, że zazwyczaj książki powstające na podstawie seriali nie są dobre, ale dam jej szansę, bo zawiera ciekawe przepisy... Kolejna pozycja to "Śnieg" Orhana Pamuka, słynnego pisarza tureckiego, dotychczas znanego mi jedynie z nazwiska. Powieść z sensacyjno-kryminalną fabułą, która próbuje dotrzeć do źródeł współczesnego terroryzmu. O "Szopce" Zośki Papużanki pisałam już przy okazji Bardzo Subiektywnej Listy Tegorocznych Potencjalnych Prezentów Książkowych. Kolejna książka to zbiorek poezji naszej Noblistki, Wisławy Szyborskiej, zatytułowany "Tutaj", w wydaniu polsko-angielskim - do poczytania wraz z Ulubionym Anglikiem. Następne książki to "Houston, mamy problem" Katarzyny Grocholi, powieść znanej autorki, tym razem z punktu widzenia mężczyzny i "Kolejność uczuć" Moniki Sawickiej (zupełnie nieznany mi zbiór opowiadań), "Siedlisko" Janusza Majewskiego, kolejna powieść oparta na scenariuszu kultowego serialu telewizyjnego, tym razem zupełnie mi nie znanego - opowieść o "miastowych" i mieszkańcach mazurskiej wsi oraz "Fanaberie" - debiutancka powieść Jolanty Wrońskiej, opisująca perypetie biznesowo-uczuciowe właścicielki pewnej cukierni. Stosik zamykają "Musierowicz na Gwiazdkę", króciutka książeczka o tym, w jaki sposób można w pełni doświadczyć Świąt, gawęda o zwyczajach i przepisach na wigilijne przysmaki i ozdoby (już przeczytana!), "Bluszcz prowincjonalny" Renaty Kosin, kolejna powieść o powrotach do miasta dzieciństwa, opowieść o polskiej prowincji latem i jej mieszkańcach, i - na koniec - "Kamienny anioł" Katherine Scholes, opowieść rozgrywająca się na egzotycznej Tasmanii, opowiadająca o pierwszej miłości i bolesnych powrotach do przeszłości. 

Uff. Teraz pozostały tylko angielskie książki, głównie prezenty, którymi obdarowano mnie i Ulubionego Anglika. Są wśród nich: "Blandings" P.G.Wodehouse'a, zbiorek sześciu opowiadań o mieszkańcach zamku Blandings, siedziby lorda Emswortha, ostatnio sfilmowanych przez BBC; trzy powieści Bena Aaronovitcha: "Rivers of London", "Moon Over Soho" i "Whispers Under Ground" - o pierwszej z nich pisałam tutaj, a kolejne dwie części podobały mi się jeszcze bardziej (obecnie czyta je UA, zachwycając się niemniej niż ja); "Death Comes to Pemberly" P.D. James, książka, o której pisałam już na blogu; "It's Not Me, It's You" Jona Richardsona, czyli zwierzenia niemożliwego perfekcjonisty poszukującego miłości i (jeśli to możliwe) dziewczyny uwielbiającej porządek tak samo jak on; "Infrared" Nancy Huston - ponieważ strrrasznie podobała mi się poprzednia powieść tej autorki, "Fault Lines", nie mogłam sobie darować kolejnej jej powieści, chociaż być może powinnam coś o niej poczytać zanim się na nią zdecydowałam (właśnie odkryłam, że zdobyła ona Bad Sex in Fiction Award!!!)... Cóż, zobaczymy, czy mi się spodoba... Wreszcie - ostatnia prezentowana pozycja, "Hugh's Three Good Things", kolejna książka kulinarna, tym razem autorstwa jednego z moich ulubionych entuzjastów organicznej żywności, najlepiej samodzielnie wyhodowanej, czyli Hugh Fearnley-Whittingstalla...

Cóż. Jedni po Świętach przybierają na wadze, pożerając niesamowite ilości jedzenia. Ja raczej nie tyję, za to tyją moje półki na książki, co roku... Ponieważ wraz z Nowym Rokiem często podejmujemy różne postanowienia, czuję, że tym razem dotyczyć one będą opanowania mojego książkochłonowego nałogu. Liczę też na to, że pewne wyzwanie (podkradzione ze znajomego blogu) pomoże mi rozprawić się z zalegającymi wszędzie stosami... 

Ale o tym na razie cicho sza...

niedziela, 23 grudnia 2012

Wszystkiego naj...

Dla mnie święta zaczynają się, kiedy w domu zaczyna pachnąć makowcem, farszem do tradycyjnych uszek i cynamonem, kiedy po raz kolejny siorbię barszcz, próbując, czy już odpowiednio doprawiony, a moja mama pyta się, ile łusek karpia w tym roku potrzebuję. Kiedy pakuję prezenty dla moich najbliższych. Kiedy trzeba po raz kolejny pójść do sklepu, bo zabrakło drożdży/pietruszki/cytryn/proszku do pieczenia. Kiedy za oknem widzę prószący biały puszek. Kiedy grają kolędy. I wcale nie potrzebuję książek, żeby wiedzieć, że Święta są ważne, że rodzina jest ważna, że tradycja jest ważna. Że ważne jest przebywanie razem i dzielenie się radością.

Życzę wam wszystkim serdecznie, żeby wasze Boże Narodzenie pachniało wam w tym roku wyjątkowo pięknie - ciastem, barszczem, zielonym drzewkiem i farbą drukarską. Żeby wam pachniało bliskimi osobami. 

Pozdrawiam wszystkich ciepło z wyjątkowo oprószonego śniegiem Szczecina. 

A na zakończenie: jazzowa kolęda, którą się w tym roku zachwycam!

sobota, 22 grudnia 2012

Koniec Świata, idą święta...

"Krok po kroku, krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku idą święta...! Idą święta...!"  - pomrukuje pod nosem Ulubiony Anglik, który nasłuchał się ostatnio Trójkowego Karpia. W domu wreszcie zapanował świąteczny nastrój, a do tego pięknie pachnie, bo cały wieczór UA suszył w piekarniku plasterki pomarańczy... Suszone pomarańcze, laska wanilii, cynamon, gałka muszkatołowa, kardamon... Świąteczne przyprawy zamknięte z małych słoiczkach, to własnoręcznie zrobiona mieszanka do przygotowania grzańca. Ślicznie pachnie, a do tego ładnie wygląda. Czasem UA zadziwia nawet mnie.
Ponieważ końca świata jakoś na razie nie widać, wreszcie będę miała więcej czasu, żeby dokończyć kilka zaczętych książek. Rano lecę do Polski, do zimnego Szczecina, żeby zająć się produkcją pierogów, uszek, ciast i tym podobnych potraw wigilijnych. Do tego będę wypoczywać, czytać i zastanawiać się, czy uda mi się upchnąć w bagażu jeszcze jedną książkę. Postaram się oprzeć pokusom lotniczych księgarń, ale zajrzę do księgarni Świata Książki (nie cierpię nazwy Weltbild!), bo podobnie jak wielu z was zasmuciła mnie wiadomość o kłopotach tego wydawnictwa. Powyciągam z półek nasze kolekcje powieści ŚK i zdjęcie wkleję na powstałą wczoraj internetową stronę na Facebooku. Będę kibicować pracownikom i książkom, bo zamknięcie takiego wydawnictwa to jak zamknięcie bramy prowadzącej do skarbca z najcudowniejszymi podarkami dla książkochłona. Niewyobrażalna strata. Ech, trzymam kciuki, żeby ŚK ktoś wykupił - to byłby najlepszy świąteczny prezent...






niedziela, 16 grudnia 2012

Bardzo Subiektywna Lista Tegorocznych Potencjalnych Prezentów Książkowych

Co książkochłony lubią dostawać w prezencie? Książki!
Co książkochłony lubią dawać innym w prezencie? Też książki!

Poniżej prezentuję Bardzo Subiektywną Listę Tegorocznych Potencjalnych Prezentów Książkowych (BSLTPK). Część książek już sobie zażyczyłam pod choinkę, nad niektórymi się zastanawiam, jeszcze inne czytałam w tym roku. Mam nadzieję, że wy również podzielicie się swoimi typami na świąteczne prezenty!
Eliza Mórawska - "White Plate. Słodkie"
Znana i popularna autorka blogu kulinarnego White Plate, Liska, wydała swoją pierwszą książkę! Znajdziemy w niej przepisy na pyszne słodkie wypieki napisany w języku angielskim i polskim (szczególnie istotne, jeśli książka ma być prezentem dla takiego Ulubionego Anglika lub Potencjalnej Teściowej...)
Maja Łozińska, Jan Łoziński - "Historia polskiego smaku"
Książka, na myśl o której cieknie książkochłonowi ślinka. Kulinarna historia Polski, opowieść o biesiadach, polskim stole i tych, którzy przy nim siedzieli. Anegdoty, historyczne detale, wspomnienia, listy. Po przeczytaniu "W ziemiańskim dworze" mam straszliwą ochotę na węcej podobnych książek. Polska literatura popularnonaukowa, którą chce się czytać!
Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Marta Orzeszyna - "Paryż. Miasto sztuki i miłości 
w czasach belle epoque" 
Od kiedy przeczytałam "Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich", powyższa książka znajdowała się na mojej liście życzeń. Paryż jest fascynujący, szalony i pełen artystycznej fantazji, a w tej książce autorki opisują jedną z najciekawszych epok w jego historii. W dodatku książka jest pełna ilustracji, które mam nadzieję, w pełni oddają klimat tych czasów. 
Marcin Gutowski - "Trójka z dżemem - palce lizać! Biografia pewnego radia" 
Ostatnio na nowo odkryłam Trójkę, świetną muzykę, fantastyczne programy prowadzone przez niezapomnianych prezenterów. Ta książka została przygotowana specjalnie z okazji 50. urodzin III Programu Polskiego Radia i nie mogę się doczekać, kiedy ją będę mogła przeczytać. 
Karolina Haka-Makowiecka, Marta Makowiecka - "500 polskich książek, 
które warto przeczytać"
Od lat na rynku angielskim funkcjonują różne listy książek, które należy przeczytać zanim się umrze, literackich kanonów, najlepszych książek i obowiązkowych powieści. Cieszę się, że pojawiła się na polskim rynku podobna książka - ciekawe, które pozycje znalazły się na tej liście...
Izabela Meyza, Witold Szabłowski - "Nasz mały PRL. 
Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem" 
Powrót do peerelowskiej rzeczywistości - dwoje dziennikarzy postanowiło przez pół roku porzucić współczesne wynalazki i wygody i przenieść się w przeszłość. Powrót do czasów dla wielu z nas znajomych, przez niektórych wspominanych z rozrzewnieniem, przez innych ze zgrozą, na pewno zainteresuje nie tylko tych, którzy w tej rzeczywistości dorastali, ale też tych, którzy znają ją tylko z opowiadań innych. 
Aleksandra Szarłat - "Prezenterki"
Kto pamięta czarno-białą telewizję, programy zapowiadane przez znane spikerki? Autorka książki przedstawia sylwetki kobiet, które pracowały w polskiej telewizji od lat pięćdziesiątych, ich prywatne i zawodowe życie, w czasach, gdy telewizja była zupełnie inna, niż ta obecna.
Małgorzata Gutowska-Adamczyk- "Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich" 
Czekałam długo i cierpliwie na nową powieść Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i jak wiecie, ponowne spotkanie z autorką uważam za bardzo udane. Miłośników "Cukierni" ucieszy to, że w powieści spotykamy naszych starych znajomych z poprzednich książek.
 Małgorzata Musierowicz - "McDusia" 
Książka oczekiwana przez wszystkich fanów Jeżycjady - młodych i starszych. Mimo mieszanych opinii na blogach książkę na pewno przeczytam, bo należy do jednej z moich ukochanych serii. Będzie to szczególnie odpowiednia lektura o tej porze roku, bo jej akcja toczy się w okresie Bożego Narodzenia.
 
J.K. Rowling - "Trafny wybór"
Najbardziej wyczekiwana premiera tego roku. Pierwsza książka autorki powieści o Harrym Potterze dla dorosłych. Niestety, wielbicieli słynnego czarodzieja muszę rozczarować, bo to książka dla Mugoli o Mugolach. Konkretnie o Mugolach z małego miasteczka. Powieść pełna czarnego humoru i interesujących postaci. 
Elżbieta Cherezinska - "Korona śniegu i krwi"
Moje zachwyty nad książką można przeczytać tutaj. Cóż mogę powiedzieć o tej książce? Z rozmachem napisana, epicka opowieść o fascynującym fragmencie naszej historii. Niesamowita, wciągająca, pełna niespodzianek. Oczekuję z niecierpliwością na część drugą. 
Zośka Papużanka - "Szopka"
Powieść nominowana do Paszportów Polityki. Opowieść o polskiej, wielopokoleniowej rodzinie z jej wszystkimi przywarami, dramatami i konfliktami. Debiutancka powieść "opowiadająca o kolejnych etapach naszego życia, o tym, jak je postrzegamy później, a konfrontacja ta bywa zaskakująca".

Katarzyna Grochola - "Houston, mamy problem"
Nowa powieść autorki poczytnej sagi, z którą mam ochotę się zapoznać. Powieść o trzydziestokilkuletnim mężczyźnie na życiowym zakręcie, o jego życiu i o kobietach, które go otaczają. Kiedyś podobały i się powieści Grocholi, zobaczymy, jak będzie tym razem...
Agnieszka Topornicka - "Wakacje od życie"
Bardzo spodobała mi się debiutancka powieść autorki, "Cała zawartość damskiej torebki", bo Topornicka pisała o Polsce z perspektywy emigrantki powracającej do kraju i porównującej zastałą rzeczywistość z życiem poza granicami ojczyzny... W najnowszej powieści pisze o Amerykańskiej Emigracji w końcu XX wieku, o naszych rodakach zagranicą i o konfrontacji oczekiwań z rzeczywistością. 

wtorek, 11 grudnia 2012

Święta w ziemiańskim dworze (Zimowe czytanie 2012)

Polskie święta Bożego Narodzenia są jedyne w swoim rodzaju. Możemy się zżymać na przedświąteczną gorączkę, tłok i nawał pracy, ale myślę, że każdy z nas czeka na Gwiazdkę i znane nam od dziecka tradycje i rytuały świąteczne. Dlatego czytanie o świątecznych zwyczajach nie tylko współtworzy bożonarodzeniową atmosferę, ale i pozwala ją lepiej zrozumieć.

Rok temu przywiozłam z Polski kilka książek, które do tej pory czekały spokojnie na półce, aż nadejdzie Odpowiednia Chwila. W zeszłym tygodniu sięgnęłam po dwie z nich, dodałam trzecią do kompletu i zaczytuję się wieczorami w opisach dawnych świątecznych obyczajach i o polskim świętowaniu. Dziś przedstawiam wam pierwszą z nich:


„W ziemiańskim dworze. Codzienność, obyczaje, święta, zabawy” Mai Łozińskiej to publikacja podzielona na cztery rozdziały, każdy poświęcony jednej porze roku. Rozdział pierwszy, poświęcony jest właśnie Zimie i od niego też zaczęłam moje zimowe czytanie. Ponieważ Łozińska pisze o życiu w polskich dworach ziemiańskich, Bożemu Narodzeniu jest poświęcona tylko część książki. Przede wszystkim autorka bardzo zajmująco pisze o zwykłym życiu mieszkańców dworu, ich zajęciach i rozrywkach. Wspomina więc o tym, w jaki sposób ludzie ogrzewali stare domostwa, w co się ubierali, jak spędzali długie zimowe wieczory, jak dbali o gospodarstwo i jego pracowników. Każdy szczegół jest ciekawy, warty chociażby wzmianki czy wspomnienia, autorka zaś wplata w narrację fragmenty wspomnień i pamiętników dawnych mieszkańców polskich dworów, które wraz z innymi tytułami można odszukać w bibliografii na końcu książki.

Sporo miejsca poświęca Maja Łozińska jednemu z najważniejszych świąt w kalendarzu liturgicznym – Bożemu Narodzeniu. Jak miło jest poczytać o tym, jak dawniej świętowano w polskich dworach! Przecież to właśnie nasze swojskie – polskie święta! Pewne rytuały zmieniły się wraz z upływem lat – nie sądzę, że panowie wybierają się teraz w wigilijny ranek na polowanie, mało kto rozstawia po kątach snopy zboża, zamiast podłaźniczek w domach stoją choinki (które nota bene, do Polski zawitały późno, bo około XIX wieku, a do tego były przez niektórych Polaków tępione, jako pruski obyczaj), a na nich najczęściej kupne ozdoby. Inne obyczaje przetrwały i mają się dobrze, a wśród nich – polski i jedyny taki na świecie zwyczaj dzielenia się opłatkiem. Sporo miejsca zajmują w książce opisy świątecznych przygotowań – i tym kuchennym i tym duchowym, pisze też o przygotowywaniu prezentów, którymi bardzo często obdarowywano nie tylko członków rodziny, ale i służbę domową oraz mieszkańców folwarków.

Mimo iż autorka pisze o codziennych sprawach, o zwyczajach w większości wciąż nam znanych i bliskich, to robi to w tak wyśmienicie wciągający sposób, że od czytania książki nie sposób się oderwać. A może to właśnie dlatego? Dlatego też zapewne nie wytrwam długo w moim postanowieniu, żeby poszczególne części czytać w odpowiednich porach roku.
Jedyna tylko rzecz moim zdaniem mogłaby poprawić jakość tej książki – otóż zabrakło mi choć kilku kolorowych ilustracji. Po namyśle oświadczam też, że nie kupiłabym drugi raz mniejszego wydania tej książki, w miękkiej oprawie. Chciałam w ten sposób zaoszczędzić nieco, ale myślę, że „W ziemiańskim dworze” zasługuje na piękne wydanie w twardej oprawie, które polepszyłoby też jakość prezentowanych w książce reprodukcji i fotografii. Być może pojawiłyby się też kolorowe zdjęcia? Jeśli więc macie zamiar zrobić komuś niespodziankę kupując tę książkę w prezencie – stanowczo polecam wydanie w twardej oprawie.

Tak fascynują nas ostatnio angielskie seriale kostiumowe portretujące życie przedwojennej wyższych klas, że czasem zapominamy, jak wiele ciekawych rzeczy można się dowiedzieć o życiu mieszkańców polskich dworów. Polecam więc „W ziemiańskim dworze” Mai Łozińskiej wszystkim wielbicielom historii polskiego obyczaju, a także tym, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o codziennym życiu polskich domów ziemiańskich.

niedziela, 9 grudnia 2012

Prywatny detektyw w świecie magii (Jim Butcher - "Storm Front")

O powieściach Jima Butchera słyszałam już dawno temu – koleżanka z pracy polecała mi serię The Dresden Files (Akta Dresdena) Jima Butchera jako świetny kryminał z elementami magii. Przyznaję jednak, że dopiero ostatnio nabrałam ochoty na przeczytanie tych książek – mówiąc ściślej – od kiedy przeczytałam wszystkie trzy części cyklu Bena Aaronovitcha „Rivers of London”. W poszukiwaniu podobnych w stylu powieści wyciągnęłam z czeluści kindla „Discovery of Witches” Debory Harkness, zaczęłam czytać... ale to nie było to samo. Sfrustrowana, odłożyłam powieść o wiedźmach w Oxfordzie na potem (zwłaszcza, że zniechęciło mnie porównanie do „Zmierzchu”) i zaczęłam poszukiwania od początku.

Wtedy właśnie przypomniałam sobie o książkach Jima Butchera. Znów okazało się, jak przydatny jest czytnik w przypadku podobnych zachcianek – po krótkich poszukiwaniach już po chwili mogłam zacząć czytać „Storm Front” („Akta Dresdena. Front Burzowy”).
Głównym bohaterem i narratorem „Storm Front” Butchera jest prywatny detektyw, Harry Dresden, który we współczesnym Chicago pomaga policji w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, które przekraczają możliwości zwykłych śmiertelników. Dresden jest bowiem magiem, jedynym w mieście, który się do swojej profesji przyznaje, jedynym, który pomaga policji w utrzymywaniu porządku. Bycie prywatnym detektywem – magiem nie zawsze się opłaca, Dresden co rusz boryka się z trudnościami finansowymi, bo mało osób decyduje się na wynajęcie jego usług. Dlatego dzień, kiedy potencjalna klientka umawia się na spotkanie, zapowiada się pomyślnie. Niestety, tego samego dnia policja wzywa go jako konsultanta w sprawie podwójnego morderstwa i uwierzcie mi, zwłoki nie wyglądają ciekawie – ich serca zostały dosłownie wydarte z ich piersi. Harry ma nie lada orzech do zgryzienia, nie tylko musi odnaleźć mordercę, ale jeszcze przekonać Radę, że on sam jest niewinny.

Nie sposób ustrzec się od porównań z książkami Bena Aaronovitcha. W obu cyklach głównym bohaterem jest stróż prawa – we „Froncie burzowym” prywatny detektyw, w „Rzekach Londynu” - policjant. Obaj są magami – co prawda Peter Grant dopiero się uczy fachu, a Dresden ma za sobą lata szkolenia, ale obaj używają swojego daru by bronić niewinnych ludzi. Obaj bohaterowie są też narratorami powieści – do tego ich głosy są bardzo charakterystyczne, pełne sarkazmu i ironicznego poczucia humoru. Jednak w porównaniu z Peterem Grantem, którego można określić jako pewnego siebie i nieco zarozumiałego, Harry Dresden (właściwie Harry Blackstone Copperfield Dresden) jest bardziej doświadczony, bardziej cyniczny, bardziej mroczny i skomplikowany. Jego życie bynajmniej nie jest usłane różami, a fragmenty jego przeszłości, o których się dowiadujemy, są dość dramatyczne i wciąż mają wpływ na jego współczesne losy.

Front burzowy” to powieść utrzymana w tradycji czarnego kryminału amerykańskiego, w którym samotny detektyw rozwiązuje zagadkę. Tyle tylko, że przeciwnicy, z którymi Dresden musi się zmierzyć to między innymi wampiry, czarni magowie i demony. Podobnie jak u Aaronovitcha, w powieści Butchera magia jest częścią realnego świata, chociaż nie wszyscy są jej świadomi. W porównaniu z Rivers of London humor w Aktach Dresdena jest bardziej mroczny, a powieść bardziej pełna przemocy i trupów. Być może ma to związek z różnicami pomiędzy amerykańskimi a brytyjskimi kryminałami ogólnie? Mimo iż wątek kryminalny nie był dla mnie tak interesujący jak ten fantastyczny, to zagadka zabójstwa była dość interesująco rozwiązana, a poszczególne wątki powiązane ze sobą w zgrabny, choć momentami przewidywalny sposób. W każdym razie, muszę przyznać, że chociaż „Front burzowy” czytało mi się dobrze, powieść mnie wciągnęła i spodobał i się główny bohater, to jednak książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak „Rivers of London”. Być może dlatego, że książkę Aaranovitcha, która przecież oparta jest na bardzo podobnym koncepcie, przeczytałam jako pierwszą, ale przede wszytskim dlatego, że Londyn po prostu znam, a w Chicago nigdy nie byłam. Czytanie o znajomych miejscach było znacznie przyjemniejsze.

Mimo wszystko polecam powieść Jima Butchera wszystkim, którzy lubią kryminały z poczuciem humoru, interesującymi bohaterami, którym czytelnik będzie kibicował. Wydaje mi się, że w przyszłych tomach serii świat Dresdena może się stać jeszcze bardziej intrygujący i pełen niespodzianek, bo czuję, że autor dopiero się rozkręcał i pokazał tylko nieliczne aspekty magii. Tak więc wydaje mi się, że do Akt Dresdena jeszcze w przyszłości powrócę, a póki co, zapraszam do ich przeczytania wszystkich miłośników magii i kryminalnych zagadek.

środa, 5 grudnia 2012

Zimowe czytanie

Przyznam się, że do tej pory świąteczny nastrój mnie jakoś omijał. Do gwiazdki zostały jakieś marne trzy tygodnie, a u mnie wszystko na razie na wstecznym biegu. Dziś rano jednak, kiedy za oknem zobaczyłam pierwszy tegoroczny śnieg, postanowiłam zabrać się do roboty i odpowiednią atmosferę stworzyć sama... Co prawda śnieg, padający ogromnymi zachęcającymi płatami, nie przetrwał nawet godziny, ale pozostało po nim miłe wspomnienie i postanowienie, że w tym roku Boże Narodzenie będę świętować radośnie i z przyjemnością... Rozpoczęłam więc uroczyście świąteczny sezon przy pomocy pachnących świec, radia grającego li i jedynie świąteczną muzykę i kilku strategicznie rozwieszonych świątecznych dekoracji. Jutro natomiast zakupię mince pies, w weekend poszukam pieczonych kasztanów, zwykle sprzedawanych o tej prze roku na ulicach, napiję się grzanego wina, pocałuję Ulubionego Anglika pod jemiołą. Niedługo obejrzę też po raz kolejny mój ukochany film świąteczny „Love Actually”, który oglądam nałogowo co roku, a do tego nowiutkie, jeszcze nie widziane polskie „Listy do M.” - zobaczymy, czy taki zmasowany atak świąteczny się powiedzie. A że nie wyobrażam sobie świętowania czegokolwiek bez czytania, to już teraz zaczynam gromadzić odpowiednie książki. Już ściągnęłam z półek odpowiednie lektury, książki cierpliwie czekające cały rok na swoją kolej. Już teraz podczytuję przy herbatce bożonarodzeniowe fragmenty z książki „O ziemiańskim świętowaniu” Pruszaka, obok leży „W ziemiańskim dworze” Łozińskiej. Już niedługo na blogu powinny się pojawić pierwsze tegoroczne świąteczne lektury, a tymczasem wszystkich szukających inspiracji zapraszam do przejrzenia zakładki świąteczny sezon i przyjrzeniu się książkom, które przeczytałam w poprzednich latach.

Pozdrawiam wszystkich cieplutko i pachnąco.