niedziela, 29 sierpnia 2010

"The sky is everywhere" - Jandy Nelson

Najpierw mnie zauroczyła swoim wyglądem. Książka wygląda przepięknie, nie tylko okładka, całość została wydana na ładnym papierze, niebieską czcionką, która pasuje kolorem, z elastyczną zakładką, która przytrzymuje książkę porządnie złożoną. Zaciekawił mnie też początek: „Babcia się o mnie martwi. Nie dlatego, że moja siostra Bailey umarła cztery tygodnie temu, albo dlatego, że nie widziałam matki od szesnastu lat, ani nawet dlatego, że nagle myślę wyłącznie o seksie. Martwi się o mnie, bo jedna z jej roślin ma plamki.”* Czytanie The sky is everywhere jest przyjemnością nie tylko dla duszy, ale i dla oka. A była to jedna z lepszych książek jakie czytałam ostatnio! Chociaż jest w założeniu powieścią dla nastolatków, zauroczyła mnie sposobem w jaki porusza tematy ważne, trudne i bolesne.

Główna bohaterka to Lennie Walker, siedemnastolatka, która właśnie straciła ukochaną siostrę, ma obsesję na punkcie Wichrowych wzgórz i pierwszy raz w życiu jest beznadziejnie zakochana. Jak można tęsknić za siostrą a równocześnie czuć to trzepotanie serca, kiedy zagląda się w oczy chłopakowi, który ma nieprzyzwoicie długie rzęsy? Czytając przemyślenia Lennie, która usiłuje poradzić sobie z bólem i żałobą a jednocześnie z rodzącym się uczuciem, które wydaje jej się nie na miejscu, nie zasłużone, miałam wrażenie jakbym słuchała zwierzeń najlepszej przyjaciółki..Myślę, że Jandy Nelson napisała powieść wyjątkową, w której nie brakuje humoru, głębokich przemyśleń i którą czyta się ocierając przypadkowe łzy, które pojawiają się nie wiadomo skąd.

Oprócz Lennie powieść zaludniają tez inne ciekawe postacie. Babka Lennie, słynna w całym miasteczku ogrodniczka, której róże mają w sobie coś magicznego. Wujek Big, trochę szurnięty naukowiec i arborysta. Sarah, najlepsza przyjaciółka Lennie, najbardziej entuzjastyczna osoba na ziemi. Joe Fontaine, posiadacz zniewalającego uśmiechu i nieprzyzwoitych wprost rzęs.

Muszę jeszcze wspomnieć o wierszach. Otóż cała powieść przetykana jest wierszami i rozmowami głównej bohaterki z siostrą, zapisywanymi na wszelkiego rodzaju powierzchniach i papierach – serwetkach, ścianach, papierkach po cukierkach, korze drzewa... Robi to niesamowite wrażenie.
* moje tłumaczenie

sobota, 28 sierpnia 2010

"Mam łóżko z racuchów" - Jaclyn Moriarty

Jaclyn Moriarty to pisarka australijska, autorka głównie książek dla młodzieży. Usłyszałam o niej pierwszy raz, kiedy przeglądałam stare wejścia na blogach książkowych i natknęłam się na jej nazwisko przy wyzwaniu Literatura na peryferiach. Zaciekawił mnie tytuł. Znalazłam kilka książek tej autorki w języku angielskim, ale z tą miałam problemy! Okazało się, że w angielskich księgarniach dostępna jest tylko jej zmodyfikowana wersja dla młodzieży, pod tytułem The Spell Book of Listen Taylor. Zaczekałam więc cierpliwie do wakacji i przywiozłam ją sobie z Polski!
Książka opowiada o rodzinie Zingów i ich Sekrecie. Rodzina jest tajemnicza, a Sekret jest omawiany na cotygodniowych zebraniach rodzinnych w szopie dziadków. Wtajemniczeni są tylko członkowie rodziny oraz ich najbliżsi. Zingowie to klan indywidualistów, a ich kobiety są nieco dziwne, trochę zakręcone i pełne wdzięku... Fancy Zing, autorka powieści erotycznych, żona Radcliffa i mama Cassie. Marbie Zing, dziewczyna Vernona, która wdaje się w romans z inżynierem lotnictwa i obawia się ostrych przedmiotów. Jest jeszcze Listen Taylor, siostra Vernona, która znajduje pewnego dnia Księgę Zaklęć i według niej wypowiada zaklęcie, które ma sprawić, że ktoś pojedzie taksówką. Jest też Cath Murphy, nauczycielka Cassie. Wszystkie one opowiadają ze swojego punktu widzenia własne historie, które niepostrzeżenie zaczynają się zazębiać.
Mam łóżko z racuchów to współczesna bajka dla dorosłych i jednocześnie rozgrywająca się na przedmieściach historia kryminalna. Nasycona zmysłowymi opisami, magicznymi zdarzeniami oraz ironicznymi komentarzami powieść przywodzi na myśl znany francuski film Amelia. Czarująca i zabawna powieść pełna niezwykłych zwrotów akcji”. Mogę tylko zgodzić się z tym opisem z okładki. Powieść przeczytałam z uśmiechem na twarzy, zastanawiając się nad rozwikłaniem zagadki tajemniczego Sekretu. Spodobali mi się bohaterowie, a właściwie bohaterki, z niecierpliwością czekałam na wyjaśnienie wszystkich zagadek i kibicowałam kobietom, które wikłały się w skomplikowane sytuacje, usiłowały przezwyciężyć problemy życiowe, zdobyć akceptację, miłość, szczęście i osiągnąć samozadowolenie. Tak, może i jest to trochę naiwna, zabawna powieść na popołudnie, nic ambitnego, ale jest też świeża, optymistyczna i pełna niezapomnianych postaci. Dla mnie była strzałem w dziesiątkę.

czwartek, 26 sierpnia 2010

"Brak wiadomości od Gurba" - Eduardo Mendoza

Brak wiadomości od Gurba Eduardo Mendozy, książka która wielu blogowiczów przyprawiła o ataki śmiechu, mnie niestety nie rozśmieszyła... Tak, przygody kosmity, który w Barcelonie poszukuje swojego towarzysza, przy okazji popełniając niezliczone gafy, tracąc głowę (także dosłownie), poznając mieszkańców Ziemi i ich niezliczone dziwactwa, są zabawne. Ale chyba zbyt wiele sobie obiecywałam po tej książce, bo wciąż czekałam na te wybuchy śmiechu, a ich jak na lekarstwo... Owszem, kosmita jest sympatyczny, owszem, ludzie i różne codzienne problemy są śmieszne, jeśli na nie patrzymy z perspektywy kosmity, kogoś z zewnątrz, ale to chyba nie jest książka dla mnie.

Czytając Brak wiadomości od Gurba wspominałam Dzienniki gwiazdowe Lema, które wydały mi się zbliżone tematyką i o niebo śmieszniejsze...

Ciekawa jestem innych książek Mendozy, bo podobno są zupełnie inne, ale mam nadzieję, że mnie ten autor znowu nie zawiedzie! Czy ktoś mi może zarekomendować inną książke tego autora, która może mi się bardziej spodoba?

środa, 25 sierpnia 2010

Ciężkie jest życie nałogowca - część druga

Nie jest dobrze ze mną.... Ostatnio nachodzą mnie czarnowidzkie myśli i ponure nastroje. Być może jest to związane z końcem lata, który nieuchronnie zbliża się do nas wielkimi krokami, zmianą miejsca pracy, która nadchodzi już wkrótce, a może jest to po prostu jak zwykle spleen, jaki nachodzi mnie raz na jakiś czas, kiedy patrzę na moje półki uginające się pod ciężarem tych wszystkich wspaniałych książek, które ostatnio kupiłam, nawiozłam, ledwo upchnęłam na półkach i które teraz patrzą na mnie z wyrzutem za każdym razem, gdy się do nich zbliżam... „Nie czytasz nas...!” milcząco wyrzucają mi okładki i grzbiety, kiedy przemykam się obok nich ze spuszczonym wzrokiem i ze wzrastającym poczuciem winy. „Nigdy nas nie przeczytasz”, mamroczą książki kupione już dawno temu i upchnięte w tylnych rzędach. Czy to jest normalne, że potrafię spędzić pół godziny stojąc przy półce z książkami, wybierając następną książkę do czytania i nie wciąż nie mogę się zdecydować, co czytać? Najchętniej czytałabym dwie, trzy książki na raz, bo wtedy może nie musiałabym podejmować takich trudnych decyzji. Do tego dochodzą książki z biblioteki, które wypożyczam w ilościach nieprzyzwoitych, ostatnio może jakoś mniej, ale wciąż jest to liczba pokaźna. Oczywiście książki z biblioteki (a właściwie bibliotek) trzeba kiedyś oddać i dlatego należy je przeczytać szybciej. Tym sposobem własne książki potrafią miesiącami (ok, przyznam się, czasem i latami) wegetować na półkach. Aha, i jeszcze robię jedną taką rzecz, kiedy wypożyczę książkę z biblioteki i nie czytam jej, to potem mam wyrzuty sumienia, że ona tak u mnie leży, więc ją kupuję i oddaję ten egzemplarz z biblioteki, bo wtedy moja kopia może sobie przecież spokojnie poczekać... No cóż, jak już gdzieś tu pisałam jestem po prostu Książkochłonem.

Ostatnio baaaardzo powoli dojrzewam do myśli, że powinnam się w najbliższym czasie poświęcić więcej uwagi własnym książkom. Zacząć czytać te z nich, które kupiłam już jakiś czas temu i porzuciłam na półce, przyciągana jak magnez do nowych tytułów, które znalazłam w bibliotece. W teorii plan zakładałby oddanie książek do bibliotek (nie licząc literatury zawodowej) i skoncentrowanie się przez przynajmniej kilka miesięcy na zawartości własnych biblioteczek, szczególnie książek zakupionych dawno i cierpliwie czekających na swoją kolej.

Najlepiej by było, żebym w międzyczasie nie kupowała żadnych nowych książek, bo w takim wypadku ilość książek nie przeczytanych nigdy się nie zmniejszy, ale w cuda to ja nie wierzę. Niestety ( a może i właściwie „stety”) w październiku przenoszę się do innej filii biblioteki i tam - O ZGROZO – nie będę miała w pobliżu żadnych księgarni, do których mogłabym zaglądać codziennie. I nie będzie też żadnych coffee shopów z waniliowym latte, ale to już szczegół. Więc może uda mi się mój plan zrealizować... Jak z każdym nałogiem ciężko będzie i z tym, ale nagrodą będą moje szczęśliwe książki w domu i satysfakcja, że nie tylko ksiązki mam w domu, ale mogę z czystym sumieniem serca je polecać innym jako przeczytane.... A latte sama sobie zrobię, w domu...

wtorek, 24 sierpnia 2010

"Ostatni ślad" - Charlotte Link

    Książkę Charlotte Link, poczytnej niemieckiej autorki, odkryłam dzięki blogosferze. Tak naprawdę chciałam przeczytać Dom sióstr, bo spodobały mi się recenzje na różnych blogach, ale tej akurat w księgarni nie było... Wzięłam więc Ostatni ślad, bo na okładce przeczytałam, że była to „Najlepsza książka roku 2008 w Niemczech”. Aha, spodobał mi się też opis na okładce....

    Elaine Dawson, zahukana prowincjonalna szara myszka, życiowy pechowiec, utknęła na lotnisku Heathrow. Miała lecieć na ślub swojej koleżanki Rosanny, do Gibraltaru, ale z powodu mgły odwołano wszystkie loty. Przypadkowo spotkany mężczyzna oferuje jej nocleg, Elaine zgadza się. I ślad po niej znika. Pięć lat później Rosanna otrzymuje zlecenie napisania serii artykułów o zaginionych osobach. Jeden z artykułów ma dotyczyć losów Elaine – czy dziewczyna została zamordowana, czy może uciekła, uwalniając się w ten sposób od odpowiedzialności za niepełnosprawnego brata, którym musiała się opiekować? Rosanna chce wyjaśnić zagadkę jej zniknięcia za wszelką cenę...

    Jest to tylko jeden z wątków tej powieści, pojawiają się też ciekawe wątki poboczne, które zazębiają się i gmatwają na różne sposoby. Wydaje mi się tylko, że niektóre z nich mogłyby zostać dokładniej i ciekawiej zakończone... Myślę, że Ostatni ślad to nie tyle kryminał, co powieść psychologiczna z wątkiem kryminalnym. Podobały mi się bowiem postaci, którymi Charlotte Link zaludniła strony swojej powieści, każda z nich miała coś do powiedzenia, każda była inna, obarczona swoimi problemami – zgorzkniały brat Elaine, zbuntowany nastolatek Robert, despotyczny mąż Rosanny – żadna z tych postaci nie była jednoznaczna, jednowymiarowa ... Sama tylko postać głównej bohaterki nie wzbudziła mojej sympatii, bo nie podobały mi się motywy jej postępowania, pewne wybory jakie podejmowała. Ale cóż, możliwe, że nie powinnam postaciom z powieści narzucać własnych przekonań!

    Ostatni ślad to pierwsza powieść Charlotte Link jaką przeczytałam i nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Zostawiła na mnie przyjemne wrażenie ciekawej lektury, idealnej na deszczowy dzień, który spędza się pod kocem, przy herbacie i ciastkach. Może nieco przydługiej, ale mimo wszystko wciągającej. Teraz mam nadzieję upolować gdzieś Dom sióstr (co chyba nie będzie takie łatwe...) i sprawdzić, czy ta powieść zrobi na mnie jeszcze większe wrażenie!

niedziela, 22 sierpnia 2010

"Room" - Emma Donoghue

Zastanawiam się, od czego zacząć opisywanie moich wrażeń po przeczytaniu Room Emmy Donoghue. Już dawno nie czytałam takiej historii, którą połyka się z wypiekami na twarzy, o której myśli się w przerwach między jej czytaniem i która – jestem pewna – pozostanie w moich myślach jeszcze długi czas. Nie chcę pisać zbyt wiele na temat fabuły, bo myślę, że im mniej wie się o tej książce, tym większe wrażenie robi ona na odbiorcy. Sama się zastanawiam, jak odebrałabym tą książkę, gdyby ktoś podarował mi egzemplarz bez opisu na okładce, zanim w ogóle wiedziałam cokolwiek o jej treści.
Wyobraźcie sobie, że wasz cały świat to pokój o wymiarach trzy metry na trzy. Przez Okno w suficie widać czasem żółtą twarz Boga, ciemności oświetla Lampa, w Szafie można bezpiecznie schować się, gdy wieczorem przychodzi Stary Nick, który skrzypi Łóżkiem. To świat widziany oczami pięcioletniego Jacka, który razem z Mamą mieszka w Pokoju. Ich codzienne życie jest bardzo uporządkowane, z pewnością monotonne ale zawsze pełne zabawy i miłości. Jack właśnie dowiedział się, że on i Mama nie są jedynymi ludźmi, że poza Pokojem istnieje cały świat...
Zainspirowana historią rodziny Fritzlów opowieść o kobiecie i dziecku uwięzionych w maleńkim pokoju – ta książka mogła być zupełnie inna: ckliwa, sentymentalna, kiczowata. Zamiast tego mamy historię poruszającą, zaskakującą, momentami przerażającą, śmieszną i całkowicie unikatową. Historia rozgrywa się w Stanach, ale tak na prawdę Pokój mógłby się znajdować wszędzie – pewne wątki poruszane w książce są ponadczasowe i uniwersalne – chociażby miłość matki i dziecka, najważniejszy motyw tej powieści, motyw niewinnego dziecka wychowanego w izolacji...
Oddanie głosu dziecięcemu narratorowi to zabieg stary jak świat, ale Jack jest narratorem wiarygodnym – jego głos jest głosem pięciolatka, jego świadomość jest świadomością małego dziecka, które całe swoje życie spędziło w zamknięciu czterech ścian i uczy się o świecie nieustannie go kwestionując. Czasem wiemy więcej niż Jack, domyślamy się pewnych rzeczy, których on sam nie rozumie, czasem jest to szokujące doświadczenie. Jego dziecięce słownictwo i logika rozbrajają nas, śmieszą i dziwią.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mogę napisać pewnych rzeczy o tej książce, gdyż w ten sposób ujawniłabym zbyt wiele i zepsułabym przyjemność czytania innym. Trochę to frustrujące, ale nawet bez wdawania się w szczegóły mogę powiedzieć, że Room to książka wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Jedna z najlepszych, jakie przeczytałam w tym roku.

środa, 18 sierpnia 2010

Wolf Hall już wkrótce po polsku!

Na stronie wydawnictwa Sonia Draga znalazłam informację, że monumentalna powieść Hilary Mantell Wolf Hall ma zostać wydana juz w październiku. Zdobywca ubiegłorocznego Bookera ukaże się pod tytułem W komnatach Wolf Hall. No i trzeba się będzie pośpieszyć z czytaniem...

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Sofa czy łóżko?

Bardzo rzadko zdarza mi się, żebym w ciągu całego tygodnia miała niewiele czasu na czytanie. Jest przecież podróż do pracy, z pracy, lunch, wanna, sofa, łóżko... W tym tygodniu jednak udało mi się tylko skończyć Wiedźmę opiekunkę Olgi Gromyko, zaczętą zresztą wcześniej. W pracy okropny, przytłaczający pourlopowy stos rzeczy do zrobienia, w domu urocza dwulatka, córka przyjaciółki, która z nią przyjechała z Polski na krótkie wakacje, domagająca się uwagi - wspólne czytanie, rysowanie, oglądanie Krecika, amciu amciu, myju myju i cioci pada na pysk.
Jutro na szczęście dzień wolny. Podobno będzie padać, więc planuję spędzić dzień na czytaniu książek. Pytanie tylko co lepsze - sofa czy łóżko?

niedziela, 15 sierpnia 2010

Stos pod tytułem: Ratunku, jestem książkochłonem!


Oto efekt paru "niewinnych" wizyt w księgarniach w ciągu ostatnich kilku dni.... Jak już wspomnałam, porządnie się wygłodziłam, a tu tyle dobrych rzeczy...
  • Christos Tsiolkas, The Slap (to właściwie książka Ulubionego Anglika, ale być może ją też przeczytam... ) - nominowana do Bookera historia klapsa. Kto wie, może być ciekawie.
  • Anne Holt, Punishment – zachęcona recenzją Padmy, sięgnęłam po książkę norweskiej pisarki, o której pisze tutaj. Mam nadzieję, że to ta pierwsza z serii. W Polsce chyba była tłumaczona jako To, co moje.
  • Charlaine Harris, Real Murders – autorka poczytnej serii na podstawie której nakręcono serial True Blood (Czysta Krew) napisała również tę serię o bibliotekarce Aurorze Teagarden rozwiązującej zagadki kryminalne. Musiałam to kupić!
  • Martin Cruz Smith, Gorky Park (Park Gorkiego) - może nie jest to autor rosyjski, ale akcja toczy się w Moskwie w ostatnich latach ery Breżniewa. Śledztwo prowadzi młody oficer milicji, Arkady Renko.
  • Johan Theorin, The Darkest Room (Nocna Zamieć) – Theorin robi furorę na polskich blogach, a ja po prostu nie skojarzyłam... Inna okładka, inny tytuł, jak mogłam nie zauważyć, że już mam pierwszą część?! Aż mi się głupio zrobiło. Natychmiast kupiłam część drugą. Czytam.
  • David Dickinson, Goodnight Sweet Prince – pierwsza książka w serii o lordzie Powerscourcie, irlandzkim arystokracie – detektywie z czasów królowej Wiktorii. Uwielbiam kryminały historyczne.
  • Dorothea Benton Frank, Shem Creek (Powrót do marzeń) – powieść o Południowej Karolinie i poszukiwaniu szczęścia.
  • James Anderson, The Affair of the Bloodstained Egg Cosy – morderstwo popełnione w wiejskiej rezydencji, klasyczny kryminał retro z przymrużeniem oka.
  • Haruki Murakami, Norwegian Wood – uznałam, że czas najwyższy zapoznać się z twórczością Murakamiego...
  • Anthony Capella, Empress of Ice Cream – nowa powieść autora Afrodyziaka, tym razem o lodach. Mniam.
  • Mary Balogh, Then Comes Seduction – jedna ze wstydliwych guilty pleasures, ulubiona autorka romansów historycznych...
  • Jean Kwok, Girl in Translation - interesujący debiut,powieść o doświadczeniach imigrantów w Stanach. Ciekawi mnie ta powieść, bo też jestem imigrantką, jak wielu Polaków w Wielkiej Brytanii, ale nigdy nie wyobrażałam sobie, że mogłabym osiedlić sie w kraju bez znajomości języka...
O trzech ostatnich książkach (Room Emmy Donoghue, South of Broad Pata Conroya i Villain Shuichi Yoshidy) pisałam tutaj. Jak widać, nie mogłam sobie odmówić.

Jakby tego było mało, doszła do mnie paczka z Polski, a w niej dwadzieścia kilo książek – ukochane serie fantasy, trochę Agathy Christie, Jane Austen. Same przyjemne książki, które miło sobie podczytywać w wolnych chwilach, które przyjemnie mieć przy sobie. Tylko miejsca jakoś już brakuje... Ech...

wtorek, 10 sierpnia 2010

Nowości, nowości!

Jestem już strasznie wygłodzona – nie byłam w żadnej księgarni londyńskiej przez ponad dwa tygodnie i nie daje mi spokoju myśl, że tyle nowych książek mogło się pojawić, a ja nic o nich nie wiem! Jutro postaram się wejść do najbliższej księgarni, a poniżej przygotowałam krótką listę interesujących tytułów, które albo już się ukazały, albo niedługo zostaną wydane!

C J Sansom, Heartstone – kolejna książka z serii o prawniku Matthew Shardlake'u, której akcja toczy się w czasach Henryka VIII – niestety, jeszcze nie przetłumaczono na polski poprzednich książek z tej serii, a szkoda, bo Sansom świetnie przedstawia czasy Tudorów, życie w Londynie, intrygi dworskie i polityczne. Powieści czyta się świetnie, a seria robi się z książki na książkę coraz lepsza. Polecam wszystkim, którzy mają możliwość przeczytać te kryminały historyczne.

Peter Robinson, Bad Boy – następny kryminał, na który czekałam niecierpliwie! Seria o detektywie Alanie Banksie należy do moich ulubionych i na szczęście przynajmniej niektóre książki zostały przetłumaczone na polski. W najnowszej powieści Banks prowadzi sprawę, w którą zamieszana jest jego córka...

Sophie Kinsella, Mini Shopaholic – kontynuacja serii o zakupoholiczce Becky Brandon, z domu Bloomwood. Becky ma córeczkę, której ulubionym słowem jest „moje!”. Jaka mama taka córka. Bardzo lubię książki Sophie Kinselli, które co prawda są takimi typowymi czytadłami, ale przyjemnie spędza mi się na ich czytaniu wieczory!

Kate Morton, Distant Hours – po Zapomnianym ogrodzie i Domie w Riverton kolejna powieść tej poczytnej australijskiej autorki. Kolejna książka o odkrywaniu sekretów rodzinnych, tym razem z czasów drugiej wojny światowej. Nie mogę się już doczekać!

Emma Donoghue, Room – nominowana do Bookera powieść inspirowana historią rodziny Fritzlów, głośno o niej na różnych blogach, chciałabym tę książkę przeczytać.

Shuichi Yoshida, Villain – historia morderstwa, desperacji i samotności we współczesnej Japonii. Jestem bardzo ciekawa tej książki, pierwszej autorstwa tego popularnego japońskiego pisarza, którą przetłumaczono na angielski.
Pat Conroy, South of Broad – nowa powieści autora Księcia przypływów. Jest to historia Leo Kinga, osadzona w Charleston, w południowej Karolinie opowieść o przyjaźni, miłości i rodzinie. Jestem bardzo ciekawa, czy spodoba mi się tak bardzo jak Książę przypływów!

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

"Zamachowiec" - Liza Marklund

Jak to się dzieje, że tyle dobrych kryminałów, powieści sensacyjnych które ostatnimi czasy czytałam, napisały kobiety? Co sprawia, że tyle z nich pochodzi właśnie z krajów skandynawskich? Bardzo podobają mi się książki Mari Jungstedt, która pisze osadzone są na wyspie Gotlandii powieści o detektywie Andersie Knutasie i dziennikarzu Johanie Bergu. Camilla Lackberg, tłumaczona na język polski autorka serii o pisarce Erice Falck i policjancie Patriku Hedströmie też jest ostatnio popularna, jej powieści też mi się bardzo dobrze czyta. Polecam też książki Yrsy Sigurdardottir, Asy Larsson i Karin Fossum (a przynajmniej tę jedną, którą czytałam...) Do tej listy doszła nowa pisarka – Liza Marklund. Zamachowiec to pierwsza książka z serii o dziennikarce Annice Bengtzon i już wiem, że chcę przeczytać więcej!
 
Akcja toczy się w Sztokholmie, gdzie na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia wybucha bomba na stadionie olimpijskim. W wybuchu tym ginie szefowa igrzysk olimpijskich, Christina Furhage. Czy był to zamachowiec, który jest przeciwny temu, by w Sztokholmie odbyły się igrzyska, czy też rozwiązanie leży w zagadkowej przeszłości ofiary? Annika Bengtzon, świeżo nominowana szefowa redakcji kryminalnej, zajmuje się tą sprawą. Niełatwo jest jednak pogodzić stresującą pracę z obowiązkami rodzicielskimi..

Oczywiście nie jest to żadne arcydzieło lub szczególnie ambitna lektura, ale nie tego oczekuję od dobrego kryminału. Taka pozycja powinna być wciągająca, ciekawa i muszę chcieć przeczytać więcej. Nic łatwiejszego – książka trzymała mnie w napięciu, akcja rozwijała się szybko, a dodatkowo spodobała mi się postać głównej bohaterki – nie żadnej chodzącej doskonałości, ale zwyczajnej, normalnej kobiety, która stara się być dobrą matką i równocześnie dobrą dziennikarką. 

Przeczytałam ten kryminał poganiana przez mamę, która chciała, żebym go jej zostawiła. Na pewno postaram się też znaleźć inne książki Lizy Marklund. Przypomniało mi również się ostatnio, że gdzieś w domu czeka na mnie książka kolejnej szwedzkiej autorki – nie czytałam jeszcze żadnej książki autorstwa Karin Alvtegen. Może czas, by to wreszcie zmienić?

sobota, 7 sierpnia 2010

Już można przestać trzymać kciuki...

Dziś będzie krótko, udało mi się dowieźć moje książki! Bez płacenia za nadbagaż! W bagażu podręcznym! Wszystkie 20 ksiązek już bezpiecznie ulokowało się na stoliku. Jedna książka się wczoraj przeczytała i została na półce mamy. Recenzja niebawem.
Ponadto wysłałam w piątek 20 kilo książek z Polski do Londynu, mają dojść w środę lub czwartek. Mam nadzieję, że nic im się nie stanie... I że gdzieś na nie znajdę miejsce.

piątek, 6 sierpnia 2010

A prosiłam, żeby za mnie trzymać kciuki?!

No cóż, starałam się bardzo, ale musiałam wejść do jeszcze jednej księgarni. I to właśnie tam wypatrzyłam na półce Talki w wielkim mieście Moniki Piątkowskiej i Leszka Talko – wybór felietonów z Gazety Wyborczej. Wydanie stare, z 2006 roku, jak ono się tam uchowało – nie wiem, ale sie cieszę, bo strasznie musiałam ją mieć. Nie ukrywam, że kupiłam tę książkę ze względu na pipsę i dropcik. Ten felieton wywołał we mnie dzikie wybuchy śmiechu, kiedy po raz pierwszy się na niego natknęłam w Wyborczej i strasznie go chciałam przeczytać jeszcze raz… Do tego książeczka jest mała, więc się łatwo zmieści… Na szczęście wyjeżdżam już jutro straszliwie wcześnie rano, więc na pewno niczego więcej nie kupię.
A Pipsę w ziołach polecam wszystkim!

wtorek, 3 sierpnia 2010

Dowody rzeczowe - książkowy stos

Dzisiaj czas na przedstawienie dowodów rzeczowych mojego nałogu książkowego. Przyjechałam na dwa tygodnie do Polski na wakacje. Oto efekt trzech wypraw do miasta i szałów zakupowych. Nie pokazuję DVD kupionego przypadkiem, ani dodatkowych trzech książek kupionych w tym samym czasie dla mojej mamy... Ale jedna z nich, Służące Kahryn Stockett, już została przeczytana i pochwalona. Osoby normalne proszone są o spuszczenie na to zasłony milczenia. Inni nałogowi książkoholicy niech się cieszą razem ze mną.

Od góry:
  • Liza Marklund, Zamachowiec - pierwszy tom przygód szwedzkiej reporterki Anniki Bengtzon, zakupiony pod wpływem fascynacji skandynawskimi kryminałami. Będzie to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, ale wcale nie jest pewne, czy akurat uda mi się tę książkę zabrać ze sobą - wypatrzyła ja moja mama i ostrzy sobie na nią zęby...
  • Anna Przedpełska-Trzeciakowska, Na plebanii w Haworth - dzieje rodziny Bronte. Właściwie myślałam, że mam gdzieś tę książkę, ale moja mam kategorycznie stwierdziła, że nie, więc ją kupiłam w Świecie Książki.
  • Mons Kallentoft, Ofiara w środku zimy - okrzyknięty przez Empik nowym królem skandynawskiej powieści kryminalnej - tak jakoś nawinął mi się pod rękę. Zobaczymy czy się spodoba.
  • Anton Cziż, Boska trucizna - co prawda kupiłam tę książkę przed przyłączeniem się do wyzwania Rosja w literaturze, ale czuję się usprawiedliwiona. Akcja tego kryminału toczy się w Petersburgu w 1905 roku, a Cziż w Rosji został okrzyknięty drugim Akuninem. Już mi ślinka cieknie.
  • Jaclyn Moriarty, Mam łóżko z racuchów – z tą książką miałam sporo problemów! Z zasady staram się czytać anglojęzycznych autorów w oryginale, ale akurat tej książki łatwo znaleźć nie mogłam – autorka jest Australijką i w księgarniach dostępne są głównie jej powieści dla młodzieży. Znalazłam tylko „poprawioną” wersję tej książki wydaną jako książka dla młodzieży pod tytułem The Spell Book of Listen Taylor (Księga zaklęć Listen Taylor) i mam zamiar je porównać.
  • Wojciech Burger, Szamani życia – kupiona głównie z myślą o moim ojcu, którego fascynuje stary, przedwojenny Szczecin, a powieść ta jest kryminałem osadzonym w naszym mieście. Nie wiem, czy ją przeczytam, ale zobaczymy.
  • Jacek Komuda, Wilcze gniazdo – powieść fantastyczno-historyczna rozgrywająca się w XVII-wiecznej Rzeczpospolitej, na ówczesnej Ukrainie. Nie czytałam jeszcze żadnych książek Komudy, ale ciekawa jestem, czy mi się spodoba.
  •  Olga Gromyko, Wiedźma Opiekunka.Tom I – kontynuacja losów W. Rednej, czarownicy wrednej – czytałam Zawód Wiedźma tej autorki i świetnie się przy tej lekturze bawiłam. Gromyko jest białoruską autorką fantasy. A ja lubię fantasy.
  • Katarzyna Enerlich, Czas w dom zaklęty – kolejna powieść mazurska. Zaciekawiły mnie recenzje czytane gdzieś w sieci. W domu czeka też Prowincja pełna marzeń.
  • Peter Pezzelli, Kuchnia Franceskiksiążka sama wpadła mi w ręce, więc ją kupiłam, zachęcona okładką i opisem (Italia, kuchnia, gotowanie, miłość, rodzina).
  • Jacek Komuda, Czarna szabla kolejny Komuda, tym razem zbiór jego opowiadań.
  • Joanna Chmielewska, Byczki w pomidorach kupiona chyba tylko z miłości do „starej” Chmielewskiej…
  • Charlotte Link, Ostatni ślad niemiecki thriller w angielskim stylu. Link to niemiecka autorka kryminałów, zupełnie mi nie znana. Czas to zmienić.
  • Magdalena Samozwaniec, Maria i Magdalena jak już wcześniej pisałam, Świat Książki właśnie wydał wznowienie tej świetnej zbeletryzowanej biografii sióstr Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec. Kupiłam, bo moje stare wydanie jest tak „zczytane”, że boję się je otworzyć.
  • Małgorzata Kalicińska, Fikołki na trzepaku. Wspomnienia z podwórka i nie tylko – mam zamiar zanurzyć się we wspomnienia dzieciństwa autorki i przy okazji przypomnieć sobie własny trzepak, podwórko i zabawy na klatce schodowej.
I to tyle. Pozostaje jeszcze kwestia transportu tych zdobyczy z wakacji - w bagażu podręcznym, bo Easyjet nie ma limitu wagowego na bagaż podręczny, chwała im za to! Poza tym wioze też pożyczone od koleżanki dwie powieści Jonathana Carrolla dla Ulubionego Anglika, bo ich nie możemy znaleźć, a także cztery książki przywiezione wcześniej….
Proszę trzymać za mnie kciuki, żeby mi nie przyszło do głowy znowu pójść do księgarni, bo więcej książek mi się po prostu NIE ZMIEŚCI!!!
Pozdrawiam wszystkich autorów Stosów.

niedziela, 1 sierpnia 2010

"Uwikłanie" - Zygmunt Miłoszewski

Uwikłanie Zygmunta Miłoszewskiego to zdobywca nagrody Wielkiego Kalibru dla najlepszej polskiej powieści kryminalnej i sensacyjnej roku 2007. Przeczytałam tę książkę przede wszystkim dlatego, że została ona przetłumaczona na angielski i chciałam z czystym sumieniem polecać ją moim znajomym czytelnikom…
W klasztorze w centrum Warszawy ma miejsce nietypowa terapia grupowa, podczas której zostaje zamordowany jeden z uczestników. Warszawski prokurator, Teodor Szacki prowadzi dochodzenie, w którym ciężko jest mu naleźć jakikolwiek motyw, a każde nowe dowody jeszcze bardziej wikłają sprawę. ..
Spodobał mi się przede wszystkim główny bohater tej książki, przeciętny trzydziestoparolatek, żonaty, dzieciaty i tęskniący za jakąś odmianą w swoim przeciętym życiu. Wikłający się bardzo nieudolnie w romans, rozczarowany codziennością, t-shirtami żony i rutynowymi zakupami w hipermarketach. Prowadzi sprawę, która ma spore szanse na umorzenie z powodu braku sprawcy i pokrycie się kurzem w archiwum. Jednak w tym przypadku nic nie jest proste. Szacki zagłębia się w przeszłość zmarłego, szukając tam rozwiązania zagadki, gdy jednak ojawia się też wątek wszechwładnej SB, okazuje się, że pewne sprawy nie powinny jednak oglądać światła dziennego..  
Był to jednym słowem przyjemny kryminał i zachwyciłby mnie bez reszty gdyby nie jedna rzecz. Główną rolę w przebiegu i rozwiązaniu akcji odgrywa tak zwana terapia ustawień, nowatorska forma terapii autorstwa Berta Hellingera.  Znalazłam kilka stron poświęconych tej formie terapii. Poniższe wyjaśnienia wzięłam z tej strony.
Terapeuta po rozmowie proponuje wybranie spośród zebranych osób reprezentantów postaci zaangażowanych w problem klienta. Reprezentanci w efekcie niewytłumaczalnego procesu uzyskują dostęp do informacji dotyczących realnych osób, które „odgrywają”.  Odczuwają emocje, wzajemne relacje, niekiedy dolegliwości fizyczne jakie są czy były (bo dotyczy to też osób zmarłych) udziałem konkretnych osób z określonej, nieznanej im rodziny. Zjawisko to nazwano „wiedzącym polem”.
I tu leży pies pogrzebany. Możliwe, że nie powinnam się wypowiadać na temat, który nie jest mi właściwie znany. Ale jestem z natury strasznie cyniczna i w takie badziewia jak wiedzące pola i odczuwanie emocji innych osób po prostu nie wierzę. Czytanie o tym podobnych bzdurach jednak trochę zepsuło mi przyjemność czytania tej bądź co bądź ciekawej książki, bo nie mogłam uwierzyć, że ktoś mógłby tak od razu i bez jakichkolwiek wątpliwości zaakceptować taka formę terapii i wykorzystać ją w śledztwie.
Niewielu jest polskich autorów kryminałów, którzy są warci polecenia, ale Zygmunt Miłoszewski w tej chwili wychodzi zdecydowanie na prowadzenie. Na pewno przeczytałabym z chęcią kolejny kryminał z udziałem prokuratora Szackiego. Ale proszę tym razem bez psychologii i terapii ustawień...