Miała być recenzja „Morderstwa
doskonałego”, albo dwóch takich kryminałów ostatnio przeczytanych, ale
wczoraj przeczytałam książkę Moniki Szwaji, „Matka wszystkich lalek” i
muszę się podzielić wrażeniami. Przeczytałam ją jednym tchem, to
uśmiechając się pod nosem, to znów z przejęcia kręcąc głową i niemalże
nerwowo gryząc paznokcie i muszę się zgodzić z tymi, którzy piszą, że to
do tej pory najlepsza książka autorki.
Szczecińska autorka tym razem przenosi
się w moje (i jej chyba też?) ulubione Karkonosze, ale też zabiera nas
na wycieczki do innych interesujących miejsc w Europie – udajemy się do
Bretanii, do Drezna, Bonn... Książka Szwaji to, podobnie jak jej
bohaterki, obywatelka Europy! W Bretanii, na małej wysepce Ile-de-Sein,
owianej wiatrami i otoczonej atlantyckimi sztormami poznajemy pierwszą z
nich – Claire Autret. Poznajemy też jej rodzinę i korrigany, bretońskie
dobre duchy strzegące spokoju dziewczyny i jej bliskich. Dobre duszki
jej będą potrzebne, bo oto los zamierza jej spłatać figla i nie tylko
przewartościować całe jej życie, ale i wysłać ją niemal na drugi koniec
świata. Drugą bohaterką „Matki wszystkich lalek” jest Elżunia,
sześcioletnia dziewczynka mieszkająca wraz z rodziną w Grodźcu. Świat
Elżuni też niedługo się zmieni, bo oto nadchodzi wojna, znika ukochany
tacimek, a wreszcie i ją samą porywa wojenna zawierucha.
Głównym motywem książki jest
poszukiwanie własnej tożsamości, która zostaje bohaterkom odebrana lub
narzucona. Szczególnie wątek Elżuni-Lizy, zmuszonej w dramatycznych
okolicznościach przewartościować całe swoje życie, zmienić sposób
postrzegania świata, stać się kimś innym, jest bardzo dobrze
poprowadzony. Bardzo spodobał mi się też motyw lalek Elżuni, które
najpierw, po dziecinnemu, pomagają jej zrozumieć otaczającą
rzeczywistość, a które z czasem zaczynają reprezentować jej kolejne
etapy życia, jej „wcielenia”. Dodatkowo bohaterki przybierają też różne
imiona, by jeszcze bardziej podkreślić swoją metamorfozę.
Jak już chyba kiedyś wspomniałam, bardzo
lubię książki Moniki Szwaji. Przeczytałam wszystkie, większość mi się
bardzo podobała, między innymi dlatego, że lubię pełen humoru, lekki
język autorki. Tematyka jej książek zwykle była równie lekka – ot,
historie o miłości, dzieciach, pracy, okraszone dowcipem. Ostatnio
jednak autorka pokazuje czytelnikom, że nie boi się podjąć trudniejszych
tematów. Nie zabrakło ich w jej poprzedniej książce, „Zupa z ryby
fugu”, o której pisałam tu,
nie brak ich też w tej powieści. „Matka wszystkich lalek” to chyba
najbardziej „dorosła” książka autorki, której udało się połączyć
interesujące wątki, intrygujące postacie i nie utracić przy tym lekkiego
tonu. Obok motywu poszukiwania własnej tożsamości, książka dotyka
również delikatnego i drażliwego tematu stosunków polsko-niemieckich,
przesiedleń, Lebensborn, jednak Szwaja robi to bardzo subtelnie, lekko,
unikając patosu. Nie jest to książka, z której czytelnik dowie się
fascynujących szczegółów historycznych, detali dotyczących Bretanii,
autorka napisała przede wszystkim dobre czytadło. „Matka wszystkich
lalek” porusza, ale też bawi. Mam nadzieję, że kolejne książki Szwaji
spodobają mi się równie bardzo i wywołają we mnie tyle emocji i wzruszeń
co jej najnowsza powieść. A tym, którzy nie znają książek autorki,
polecam „Matkę wszystkich lalek” na dobry początek znajomości.
kasia.eire
OdpowiedzUsuń2012/02/11 15:41:39
zastanawiałam się ostatnio nad tą książką. Lubię jej powieści, nie czytałam Zupy z ryby Fungu i tej ostatniej, będę musiała się zaopatrzyć i przeczytać, bo dotychczasowe wszystkie mam już zaliczone. Ona mi zawsze pomaga jak jestem w dole, idealna na poprawę humoru
Gość: ksiazkowiec, 88-199-176-8.tktelekom.pl
2012/02/11 18:52:40
Lalka tu, lalka tam... - ale zbieżność!
Kilka lat temu po spotkaniu z autorką przeczytałam pierwsze jej powieści. Potem spauzowałam. Może rzeczywiście warto wrócić? Pozdrawiam z przytupem:)
dabarai
2012/02/11 22:41:07
Kasia - polecam, polecam! Ja tez lubię książki Szwaji na poprawę humoru.
Ksiązkowiec - no, właśnie zajrzałam! Ja mam wśród jej starych ksiązek swoje ulubione, ale ta nowsza spodobała mi się bardzo. Za tp zapomniałam wspomnieć, że okładka to mi nie przypadła do gustu wcale, a wcale.