sobota, 25 lutego 2012

Sezam, czyli polskie książki w Londynie

Jednym z największych problemów książkochłona mieszkającego za granicami kraju jest brak łatwego dostępu do książek po polsku. Tak, mogę czytać po angielsku, nawet bardzo lubię, bo książek mam do wyboru straszliwe ilości, mam dostęp do wielu nowości i nie muszę czekać na przekład. Był też czas, kiedy czytałam niemal wyłącznie po angielsku, sporadycznie sięgając po książki polskich autorów, głównie w czasie wakacji spędzanych w kraju. W dodatku polska literatura mnie specjalnie nie ciągnęła, nie znałam też żadnych nowych pisarzy ani pisarek, a ci poznani na studiach wcale mi się nie podobali. I żyłam sobie szczęśliwie w tym błogim stanie nieświadomości, dopóki nie zaczęłam czytać polskich blogów o książkach... I wtedy się zaczęło. Zapragnęłam wtedy poczytać wreszcie po polsku, a własnych książek było mi jakoś za mało... Poszukiwania zaczęłam od własnej biblioteki, która ma mały zbiór książek po polsku, zbiór wciąż się zresztą rozrastający, także dzięki wybieranym przeze mnie tytułom. Zaczęłam też zamawiać książki i przywozić je do Londynu z wakacji. Niestety, zbiory biblioteczne okazały się znikome wobec moich rosnących wciąż potrzeb i książkożerczych zapędów. Do tego doszedł jeszcze jeden problem -otóż zaczęło mnie ciągnąć do STAROCI. Do książek czytanych dawno, do autorów zapomnianych, do ukochanych książek dzieciństwa. Nie wyobrażacie sobie, jaki to ból, kiedy nagle, wieczorem zachce wam się poczytać jakąś książkę... Książkę, którą znajdziecie na własnej bibliotecznej półce... ale w innym kraju. Rozpacz i ogólna histeria. Najlepiej byłoby wrócić do kraju, w ten sposób rozwiązując problem braku dostępu do poszukiwanych lektur, ale tego Ulubionemu Anglikowi nie mogłabym zrobić...
Miarka się przebrała, kiedy na blogach Czytanki Anki i Lirael pojawiły się interesujące książki, wydane w Polsce wiele lat temu, dla mnie właściwie nie do zdobycia. Lirael ogłosiła marzec miesiącem Marii Kuncewiczowej, a Ania z Czytanek Anki na marcową lekturę klubu czytelniczego wybrała „Świniobicie” Magdy Szabo. Wpadłam w szaleńczy i maniacki obłęd, poszukując książek na prawo i lewo w internecie, na aukcjach internetowych, w bibliotekach i u niektórych znajomych. I wreszcie mnie olśniło, gdzie mogę znaleźć książki, do których mnie obecnie ciągnie! 

Oto w środę wybraliśmy się z Ulubionym Anglikiem do Biblioteki Polskiej w Londynie. Tam Ulubiony Anglik z filozoficznym spokojem usiadł w czytelni i zaczął czytać przyniesioną z domu książkę („Just My Type”), a ja z maniackim błyskiem w oku i uśmiechem na twarzy rzuciłam się na biblioteczne półki, które jak się okazało, zawierały wiele ciekawych skarbów...
Biblioteka mieści się w POSK-u, Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym, w londyńskiej dzielnicy Hammersmith. Została założona w 1942 roku, a w swoich zbiorach zawiera nie tylko publikacje dotyczące życia emigracyjnego, materiały drugiego obiegu, ale także nowości wydawnicze i – tak jest, właśnie te starocie, zapomniane perełki, poszukiwane przeze mnie książki!!! Znalazłam powieści Szabo, Muszyńskiej-Hoffmanowej, Kraszewskiego (może też dostanę bzika na punkcie JIK-a?), a także innych klasyków... Z prawdziwą przyjemnością buszowałam między półkami, pomrukując z zachwytu. Od razu wypożyczyłam sześć książek i zamierzam wrócić po więcej. Dzięki wizycie w Bibliotece Polskiej w Londynie wezmę udział w Marcu z Marią – wypożyczyłam bowiem dwie książki Marii Kuncewiczowej („Cudzoziemkę” i Tristana 1946”). Dodatkowo przyniosłam do domu „A lasy wiecznie śpiewają” (do powtórki), „Strasznego dziadunia” Rodziewiczówny (jak wyżej), „Oliwera Twista” Dickensa (z nadzieją, że po polsku mi lepiej „wejdzie” - a zamierzam go przeczytać ze względu na dwusetną rocznicę urodzin autora, hucznie tu obchodzoną), a także „Trzy połówki jabłka” Antoniny Kozłowskiej. Jednym słowem – cud, miód i orzeszki.
Dla zainteresowanych – oto link do strony Biblioteki Polskiej w Londynie, gdzie znajdziecie wszystkie potrzebne informacje – adres, godziny otwarcia, informacje o zbiorach etc. Z tej strony pochodzi tez powyższe zdjęcie.
A dla książkożerców, którzy nie mieszkają w Londynie, mam też małą poradę – wybierzcie się w odwiedziny do najbliższej biblioteki. Często odwiedzający biblioteki w Wielkiej Brytanii Polacy nie zdają sobie sprawy z tego, że można tam też znaleźć polskie książki.
A wszystkich zapraszam do udziału w dyskusjach na blogu Ani i do spędzenia Marca z Marią.
Pozdrawiam wszystkich prawie już wiosennie!

1 komentarz:

  1. Gość: ksiazkowiec, 88-199-176-8.tktelekom.pl
    2012/02/25 22:25:34
    Tak się cieszę, że odezwała się w Tobie słowiańskia dusza! A zwrot do staroci wcale mnie nie dziwi. Podany link prześlę zaraz siostrze (w Londynie) i synowi, z którym właśnie przed chwilą skończyłam rozmawiać. Zażyczył sobie, żeby mu do paczki włożyć parę książek. Dzięki za podpowiedź! :)
    dabarai
    2012/02/25 22:31:57
    Książkowiec - ciągnie stara do starego.. :D
    bookfa
    2012/02/25 23:09:02
    No coz... ja o takim sezamie moge sobie tylko pomarzyc i jest to marzenie scietej glowy ;/
    lirael
    2012/02/28 10:12:13
    To wspaniale, że londyńska biblioteka okazała się źródłem takich skarbów. Mam nadzieję, że odkryjesz jeszcze wiele atrakcji.
    Bardzo się cieszę, że weźmiesz udział w Marcu z Marią!!! Dzięki stokrotne za wzmianki.
    A nad Kraszewskim też będziemy pracować, stosując lekką indoktrynację. :D
    dabarai
    2012/02/28 23:43:29
    Bookfa - hmmm, ciekawa jestem, czy w Szwecji są jakieś polskie biblioteki, w Sztokholmie na przykład, przy ambasadzie, czy ośrodkach kulturalnych...? W takich momentach chwalę sobie Londyn... Co stolica to stolica... :P

    Lirael - indoktrynować, mocium panie? A próbujcie, próbujcie.. .Jak się więcej do indoktrynowania chętnych znajdzie, to kto wie, co może się zdarzyć... :D

    OdpowiedzUsuń