Od kiedy prowadzę
bloga chyba nieco uważniej czytam – a przynajmniej tak mi się
wydaje... W każdym razie mam jakieś zaplecze, notatki, do których
mogę zajrzeć, by przypomnieć sobie, o czym dana książka była...
Tak sobie myślę, że niektóre powieści przeczytane w erze
przedblogowej powinnam chyba przeczytać jeszcze raz. Trochę mi żal
tych książek, które mimo moich chęci nie zapadły mi w pamięć.
Tak niestety stało się z „The Lost Art of Keeping Secrets”
(„Utracona sztuka dochowywania tajemnic”) Evy Rice. Pamiętam
tylko, że książka opowiadała o młodej dziewczynie Penelope,
która marzy o miłości i lepszym życiu w latach pięćdziesiątych
XX wieku. Zostało mi po niej pamięci miłe uczucie ciepłej i
zabawnej lektury. Kiedy więc kilka lat temu dowiedziałam się, że
autorka ma wydać nową powieść, bezzwłocznie postanowiłam ją
zdobyć. Okazało się, że przyszło mi na nią czekać dobrych
kilka lat – coś się widać zmieniło w planach wydawniczych i
ostatecznie nowa powieść Evy Rice została wydana dopiero w tym
roku, pod tytułem „The Misinterpretation of Tara Jupp”.
Uff. Ten przydługi
wstęp był konieczny do tego, by zrozumieć, jak wiele obiecywałam
sobie po tej książce – już kiedyś w ten sposób zepsułam sobie
lekturę innej powieści, „Dziedzictwo” Katherine Webb, bo
czekałam i czekałam na jej wydanie, napięcie rosło i całkiem
dobra książka nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, jakiego
po niej oczekiwałam. Na szczęście tym
razem warto było czekać.
„The
Misinterpretation of Tara Jupp” to wytworny vintage chick lit –
historia o pierwszej miłości i wchodzeniu w dorosłe życie w
klimatach swingujących lat sześćdziesiątych. Tara Jupp wraz z siedmiorgiem rodzeństwa i owdowiałym ojcem - pastorem mieszka w małej wiosce Trellanack w
Kornwalii. Dziewczyna dorasta w cieniu swojej starszej siostry, Lucy, rodzinnej
piękności, pewnej siebie pożeraczki męskich serc. Jednak to właśnie Tara
ma szansę zostać gwiazdą – menadżer wytwórni płytowej
proponuje jej wyjazd do Londynu i nagranie płyty. Londyn w latach
sześćdziesiątych pełen jest młodych, zdolnych gwiazd i
gwiazdeczek, próbujących się przebić artystów, znanych nazwisk,
słynnych miejsc, w których należy bywać, przyjęć, na których trzeba się pokazać, ludzi,
których powinno się znać. Dla Tary Londyn to świat pełen
blichtru, pożyczanych sukien, całonocnych imprez, pierwszych
zauroczeń i nowych doświadczeń – miejsce, w którym można
odnaleźć swoją prawdziwą twarz, lub stworzyć się całkiem od
nowa.
Pomimo iż narratorką książki jest Tara, jej siostra Lucy jest
równoprawną bohaterką tej powieści. Bez Lucy, historii jej
zerwanej przyjaźni z Matildą, mieszkanką pobliskiej rezydencji
Trellanack i historii jej małżeństwa, powieść Evy Rice byłaby o wiele
uboższa. Tak naprawdę to właśnie postać starszej siostry jest znacznie ciekawsza i bardziej złożona. Lucy, którą pasjonują stare domy i wiejskie rezydencje,
wraz z siostrą udaje się do Londynu, by tam pomóc w katalogowaniu
zawartości pewnego wiktoriańskiego domu, który ma zostać niebawem
zburzony. „The Misinterpretation of Tara Jupp” nie
jest tylko książką o pierwszej miłości i sławie. To książka o
przyjaźni, rodzinnych więzach, różnych obliczach miłości i
miłosnych zawodach. Przyjaźń pomiędzy Tarą, Lucy i Matildą jest
ważnym wątkiem tej powieści, podobnie jak relacje między
siostrami.
Euston Arch - zburzone w latach sześćdziesiątych dawne wejście do stacji Euston. Zdjęcie pochodzi z tej strony |
Całkiem
niespodziewanie „The Misinterpretation of Tara Jupp” to także
powieść o nadchodzeniu nowej epoki, która bezlitośnie gna do
przodu, tratując wszystko na swojej drodze. Lata sześćdziesiąte
to czas wielkich zmian, nie tylko kulturalnych. To czas, kiedy w
Londynie likwidowano dzielnicę East End, zburzono Euston Arch,
oryginalną część stacji kolejowej Euston, wyburzano też stare,
zabytkowe domy, by stworzyć miejsce dla nowoczesnego Londynu i jego
mieszkańców. Powieść Evy Rice przesycona jest obrazami mini spódniczek,
pierwszych koncertów The Rolling Stones (trochę czasu zajęło mi
domyślenie się, kim był Brian Jones!), zamroczonych dymem
papierosowym i alkoholem przyjęć i beztroskiej zabawy. Autorce
świetnie udało się też przywołać atmosferę swingujących lat
sześćdziesiątych i skontrastować ją z zastygłymi w przeszłości
obrazami wiejskich domostw na dalekiej prowincji. Urzekła mnie w tej
powieści przede wszystkim łatwość z jaką autorka potrafiła
przenieść mnie w czasie i stworzyć wrażenie, że wraz z
bohaterami powieści uczestniczę w ich życiu.
Mam właściwie tylko
jedno zastrzeżenie do tej książki – myślę, że jest nieco zbyt
długa. Pierwsza część opowiadająca o dzieciństwie sióstr w
Trellanack ciągnie się zbyt długo, a niektóre wątki, w tym ten
dotyczący fascynacji Tary końmi, można by moim zdaniem spokojnie
pominąć. Jednak po przydługim początku tempo zdecydowanie się
zmienia i druga część, ta londyńska, jest zdecydowanie szybsza.
Pomimo tego książka ujęła mnie lekkim stylem autorki, uroczą,
choć może nieco naiwną historią, a przede wszystkim świetnie
sportretowanym szykownym stylem lat sześćdziesiątych. Polecam wam
„The Misinterpretation of Tara Jupp” Evy Rice - jako stylowy i
wciągający chick lit sprawdza się doskonale.
Ja też bardzo żałuję, że w erze przedblogowej nie notowałam obszerniej wrażeń z lektury. Prowadziłam wprawdzie zeszyty, które kiedyś pokazałam na blogu, ale zapisywałam w nich tylko cytaty, a to jednak nie to samo.
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się bardzo sympatycznie i zaciekawiły mnie kornwalijskie akcenty, bo to miejsce, które chciałabym kiedyś odwiedzić. Wyobrażam je sobie jako malownicze.
Tak myślę, że chciałabym tę pierwszą książkę Rice znów przeczytać, ale trochę się boję, że teraz mi by się aż tak nie spodobała... Jak zresztą i inne książki. Natomiast jeśli chodzi o Kornwalię, to głównym akcentem jest pewien Dom...
OdpowiedzUsuń