Niedziela jakoś tak
rozpłynęła się w niebycie, przespacerowana i lekko zziębnięta.
Spacer po Fitzrovii i Bloomsbury zakończył się nieodzowną wizytą
w księgarni (no dobrze, księgarniach)... A czego innego można się
po mnie spodziewać! Jedna z książek należy do Ulubionego Anglika,
na pewno zgadniecie, która.
Najlepsze w dzisiejszej
niedzieli jest to, że nastąpią po niej kolejne wolne dni, które
zamierzam spędzić na ulubionym zajęciu – zgadnijcie jakim! Tak!
Będę pochłaniać książki, delektować się nimi, przerzucać
strony, uśmiechać się pod nosem, przeżywać i emocjonować się
losami bohaterów czytanych powieści, chłonąć atmosferę, po
prostu będę czytać. Mam jakiś plan, niezbyt ambitny, ale mam
nadzieję, że uda mi się go zrealizować. Najpierw – dokończę
rozpoczętą wczoraj książkę Gervase Phinna, „The Other Side of
the Dale”, opowieść o inspektorze szkolnym, który wizytuje placówki oświaty położone w malowniczych i odległych zakątkach hrabstwa Yorkshire. Bo
jest to książka lekka, wesoła i dowcipna. Potem – przeczytam jedną z
dwudziestu wybranych na ten rok lektur – wszak jesteśmy już w
połowie lutego, a za mną dopiero jedna książka! Dalej – zarzucę
sieć i wybiorę z półki jakąś książkę, którą przyniosłam z
biblioteki. A na koniec – przeczytam coś, co niedawno kupiłam,
pokazałam na blogu i jeszcze nie ruszyłam. Ha! A do tego być może
uda mi się napisać kilka notek. Jeśli tylko będę miała na to
ochotę. Następny tydzień bowiem zamierzam poświęcić czytaniu
hedonistycznemu! Czego i wam z całego serca życzę.
Zazdroszczę wolnego do czytania...
OdpowiedzUsuńJakoś mi się samej nie chce w to uwierzyć...
OdpowiedzUsuń"Dom Jedwabny" też czeka u mnie. :)
OdpowiedzUsuńMiłego czytania.
Merci, o książce mówił w samych superlatywach pan księgarz.
OdpowiedzUsuń