wtorek, 12 lutego 2013

Wilczyca z Ynge (Elżbieta Cherezińska, "Ja jestem Halderd")

Ach, wpadłam w sidła skandynawskich sag, opowieści, które powinny być czytane na głos, przy wtórze pachnących żywicą polan trzaskających w kominku. Zaraz po rozstaniu z Sigrun zatęskniłam za Północna Drogą i sięgnęłam po drugą część cyklu, zatytułowaną „Ja jestem Halderd”. Znów zachwyciłam się opowieścią, wraz z bohaterką przeżyłam wszystkie jej rozczarowania, zdrady i cierpienia, przeżyłam też chwile zachwytu i radości. Znów nie mogłam się od książki oderwać. I znowu Elżbieta Cherezińska pokazała mi zupełnie inna twarz. „Ja jestem Halderd” różni się bowiem od „Sagi Sigrun” jak dzień i noc, ogień i woda. Bo i historia inna, język inny, a co do bohaterek... Halderd, wilczyca z Ynge, matka, żona, kochanka, władczyni, stuprocentowa kobieta – w porównaniu z nią słodka Sigrun może wydać się czasem po prostu mdła.

Halderd poznajemy właściwie już w części pierwszej sagi, jako nieco wyniosłą, zimną i nieprzystępną żonę Helgiego, matkę sześciu synów, potem wdowę i panią włości, która oddaje swoich synów na wychowanie Reginowi i Sigrun. Myli się jednak ten, kto myśli, że udało mu się poznać naprawdę tę kobietę – szybko okazuje się, że to, co o niej już wiemy to dopiero wierzchołek góry lodowej... Bo Halderd to kobieta-tajemnica, całkowicie różna od słodkiej i otwartej Sigrud. Żeby poznać prawdziwą naturę Halderd, musimy poznać jej życie, jej marzenia, pragnienia i cele. Elżbieta Cherezińska opowiada więc o beztroskim dzieciństwie, które przerwał postępek jej brata Olafa – postępek, za który musiała zapłacić cała rodzina. Zapłacić dosłownie – złotem i srebrem, utratą dworu w Ase i biedą, ale i zapłacić życiem Halderd, która by pomóc rodzicom i uciec od ubóstwa, wychodzi za mąż za jednego z panów Północy. Ale nie jej przeznaczony jest Regin i miłość, dla niej los szykuje Helgiego, męża-prostaka, nieudane małżeństwo, wieczne porody i życie pozbawione złudzeń. Ale nie wszystko jest dla Halderd stracone – los bowiem daje jej w prezencie wielką miłość, pragnienie i cel w życiu. Cel, któremu ambitna i silna kobieta podporządkuje całe życie – życie swoje i swoich bliskich.

Po raz kolejny zachwyciły mnie stworzone przez Cherezińską postacie – po raz kolejny, silne są w tej powieści przede wszystkim kobiety, nie tylko główna bohaterka, ale i jej towarzyszka i powierniczka, Szczura, volva Urd, Busla... To kobiety prowadzą mężczyzn, sterują nimi, to do nich należy prawdziwa władza, to one są stworzone do tego, by przewidzieć przyszłość, odczytać jej znaczenie z wróżb i run, by do niej doprowadzić. To one odważają się na głos wypowiadać swoje pragnienia.

Trudno jest uniknąć porównań pomiędzy dwoma pierwszymi częściami Północnej Drogi. Pozornie opowiadają one podobną historię – małżeństwo, kobiecy świat złożony z wychowania dzieci, dbania o dom, oczekiwania na powroty mężczyzn, życie spędzone na czekaniu. W tle – to same historyczne wydarzenia, ostatnie lata pogańskiej Norwegii, walki o władzę, nadejście chrześcijaństwa. W centrum opowieści - dwie kobiety, których losy, mimo stycznych punktów, potoczyły się zupełnie odmiennie. W przeciwieństwie do urodzonej w czepku Sigrud, której wszystko się wiedzie i darzy, życie Halderd to droga pełna wyrzeczeń i walki o swoje. Ale też nowa bohaterka Cherezińskiej jest ulepiona z zupełniej innej gliny – twarda, niezależna i po męsku zdecydowana, a jednocześnie ukrywająca pod maską swoją prawdziwą, namiętną naturę. Halderd jest jak wilczyca, którą przyjmuje jako swój znak – urodzona przywódczyni, pełna dostojeństwa, gorąca kochanka, matka, która dla swego potomstwa potrafi poruszyć niebo i ziemię, niestrudzona w dążeniu do celu. Fantastycznie udało się autorce ukazać prawdziwą naturę Halderd, na co dzień ukrytą pod maską opanowania, tak naprawdę kipiącą życiem i witalnością. Swoją ukrytą twarz pokazuje jednak rzadko – wydobywa ją na wierzch miłość, uniesienie i muzyka, która często jest jedynym sposobem na wyrażenie tego, co przeżywa.

W „Ja jestem Halderd” historia stoi na pierwszym planie, bo Halderd jest wytrawnym graczem, który w walce o przyszłość swoją, swojego ukochanego i swojego potomstwa stawia wszystko na jedną szalę. Dzięki niej, a raczej przez nią, dowiadujemy się znacznie więcej o tym, co dzieje się za granicami kobiecego świata na dworze Ynge. Pojawia się jednak to, co tak mnie urzekło w „Sadze Sigurn” - niesamowicie plastyczne opisy codziennego życia, zwyczajów. Nie ma w tej książce lukru, jest za to gorzki smak piołunu, twarde słowa, przekleństwa, gorycz. Ale jest i miłość – starannie ukryta przed oczami innych, miłość zakazana, przez to chyba jeszcze bardziej pożądana.

Podziwiam też w jaki wspaniały sposób splata autorka ze sobą ścieżki, którymi podążają bohaterowie jej sagi, jak ukazuje dwie strony tej samej historii, opowiedziane na różne głosy, jak pewne fragmenty nakładają się na siebie (wróżba Urd to majstersztyk!), stają się bardziej zrozumiałe, jak powoli okazuje się, że wszystkie opowieści są ze sobą połączone. Zastanawiam się, czym jeszcze zaskoczy mnie Elżbieta Cherezińska. Mam nadzieję, że szykuje dla nas jeszcze kilka niespodzianek.

Bardzo mnie ciągnie, żeby już teraz zabrać się za czytanie kolejnej części sagi, „Pasji według Einara”. Nie chcę pozostawiać bohaterów, do których zdążyłam się przywiązać, nie chcę odrywać się od wyśmienitej do tej pory lektury. Z drugiej strony myślę, że chwila oddechu dobrze by mi zrobiła. Nie chcę bowiem znudzić się tą opowieścią, chcę ją smakować powoli, zastanawiać się nad nią, zostawić sobie trochę na potem, żeby ta powieść trwała jak najdłużej. Do końca zostały bowiem tylko dwa tomy – a to dla urzeczonego książkochłona niewiele. Zazdroszczę też tym, przed którymi jeszcze cała Północna Droga do przebycia. Do zobaczenia w średniowiecznej Norwegii po raz kolejny!

8 komentarzy:

  1. A ja sie tylko usmiecham, bo z podobnym entuzjazmem opowiadalam wszysktim wokol o tej ksiazce.

    Z wielkim zainteresowaniem bede dalej sledzila Twoje norweskie podroze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no bo to taka świetna saga!!

      Myślisz, że trochę za dużo się entuzjazmuję? ;) Ale do mnie ta książka tak właśnie przemówiła.

      Usuń
  2. Cała seria jest fantastyczna, a każda książka inna. Moja siostra mieszkająca w Danii bardzo żałuje, że nie jest dostępna dla Skandynawów. Duńska teściowa, mól książkowy, wyraziła zainteresowanie, słysząc takie ochy i achy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ciekawe, co by o serii powiedzieli Skandynawowie! Zupełnie inny punkt widzenia, ale jak książka dobra, to się obroni. Może ktoś kiedyś wymyśli takiego automatycznego tłumacza, dzięki któremu można będzie czytać książki bezpośrednio, bez tłumaczenia...?

      Usuń
  3. Świetna recenzja!
    Bo i książka świetna, również bardzo mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że i recenzję pisałam z wypiekami na twarzy, bo mi się wydawało, że coś nie tak zaśpiewam, ludzie nie będą chcieli książki przeczytać... Byłaby poruta...

      Usuń
    2. Ta książka chyba broni już sama z siebie - widziałam wiele opinii, najczęściej pozytywne.

      Usuń
    3. Och, muszę się zabrać za część 3 i 4...

      Usuń