Po
ostatnich emocjonujących wikingowych lekturach postanowiłam
przeczytać coś całkowicie innego, jakąś książkę zupełnie w innym
stylu i o odmiennej tematyce. Dlatego więc cały zeszły wtorek spędziłam
na czytaniu w środkach transportu publicznego powieści Magdaleny
Witkiewicz „Opowieść niewiernej”. Sama nie wiem jak to się
stało, zwykle książki aż tak na mnie tak nie działają, ale
akurat ta spowodowała, że nie tylko popadłam w stan ciężkiego
emocjonalnego rozedrgania, ale i jakoś tak strasznie ją przeżyłam.
„Opowieść niewiernej” jak drzazga wprost wbiła mi się pod
paznokieć.
Tytuł
podpowiada, czego się można spodziewać po treści - zdrada to
temat bardzo często wykorzystywany w literaturze, czasem nawet
nadużywany. Zwykle schemat zakłada, że zdradzona strona albo mści
się na niewiernej żonie/mężu, albo odbudowuje swoje życie od
nowa, zazwyczaj je zmieniając na lepsze. Nie oczekujcie jednak tego
po książce Magdaleny Witkiewicz. Autorka proponuje bowiem zupełnie inne
spojrzenie na zdradę. Stawia też przed czytelnikiem niewygodne
pytania - co sprawia, że zdradzamy? Czy do szczęścia może nam
wystarczyć tylko czyjaś obecność, czy potrzebna jest miłość?
Co powoduje, że czasem pozostajemy w związku, mimo iż nie jesteśmy
w nim szczęśliwi?
Główną
bohaterką i narratorką „Opowieści niewiernej”, a zarazem
tytułową „niewierną” jest Ewa, żona Maćka. Czytelnik poznaje ją
jako kobietę pełną kompleksów, nieszczęśliwą i bez nadziei na
przyszłość. Jej małżeństwo z Maćkiem jest właściwie tylko
formalnością, nie ma w nim właściwie niczego, na czym można by zbudować przyszłość. Romans staje się szansą Ewy na
przetrwanie, zmienia ją w wbrew pozorom na lepsze. Jej powolną
przemianę, wychodzenie z małżeńskiego „kokonu”, przedstawiła
Magdalena Witkiewicz w sposób bardzo wiarygodny, dostarczając mi przy tym wielu wzruszeń i wspomnianych już uczuciowych rozedrgań. Okazuje się, że niewiernej kochance też można kibicować, można z niej uczynić postać pozytywną, można dzięki niej spojrzeć na zdradę zupełnie z innej perspektywy. Autorka
także postać męża odmalowała mocną kreską, czyniąc z niego postać
antypatyczną, a także chyba nieco smutną. Największą wadą Maćka
jest to, że nie zdaje sobie sprawy ze swoich wad. Przecież na pozór
to mąż wymarzony - ciężko pracuje, nie pije, nie wydaje pieniędzy
na głupoty, zajmuje się budową ukochanego domu... A jednak Ewa
przy nim więdnie, usycha bez miłości, bez przyjaźni, bez
zrozumienia, czyli tego, co może jej dać ktoś inny... Wtedy w jej
życiu pojawia się nie jeden, a dwóch mężczyzn... Muszę przyznać,
że akurat te postacie nie spodobały mi się aż tak bardzo. Zwłaszcza
Michał, przyjaciel-satelita, wierny rycerz, który swojej ukochanej
gotowy jest wszystko wybaczyć, wydał mi się nieco nieżyciowy.
Ale dosyć o postaciach, bo od nich ważniejsze w tej powieści jest podłoże psychologiczne. „Opowieść
niewiernej” to książka-spowiedź. To też próba odpowiedzi na
pytanie, które zadaje sobie Ewa, i które będzie sobie też zadawał
czytelnik tej książki - dlaczego zdradziła? Powieść jest
dekonstrukcją małżeństwa, dekonstrukcją przeprowadzoną
momentami z niemal kliniczną obojętnością. Bohaterka krok po
kroku ukazuje nam powolną śmierć związku, który od początku
skazany był na porażkę. Małżeństwo Ewy i Maćka to studium
związku nieudanego, pozbawionego głównych, niezbędnych do rozwoju składników, studium związku
toksycznego. To historia, która wciąga, zmusza do przemyśleń,
rani czytelnika bezwzględnym ukazaniem rozpadu nie tylko miłości,
ale też utraty poczucia własnej godności. Otwiera oczy na to, że
związek bez przemocy fizycznej też może ranić, upośledzać
emocjonalnie, pozostawiając ślady równie bolesne.
Myślę, że każdy z nas
będzie interpretował tę książkę inaczej. Jedni zdradę Ewy będą
odbierać jako winę nie do wybaczenia, grzech przeciw sakramentowi
małżeństwa, inni powiedzą, że zamiast zdradzać męża,
bohaterka powinna od niego po prostu odejść, jeszcze inni będą może
myśleć, że obie strony powinny się postarać, by coś z tego
związku uratować. Według mnie, zdrada stała się dla Ewy pewnego
rodzaju katharsis. Pomogła jej otrząsnąć się z marazmu, w jakim
utknęła, odbudować poczucie własnej wartości, znaleźć siłę,
by po jakimś czasie coś w swoim życiu zmienić. Czy oznacza to, że
jej niewierność należy usprawiedliwiać? Zapewne nie, ale myślę,
że można ja lepiej zrozumieć...
Mam jeszcze jedno spostrzeżenie,
a dotyczy ono zakończenia. Wydaje mi się, że gdyby powieść
zakończyła się jeden rozdział wcześniej, mocnym cięciem,
wydźwięk jej byłby zupełnie inny, ostrzejszy, bardziej
zdecydowany. Czy jednak książka spodobałaby mi się równie
bardzo? Przy takim zakończeniu skończyłabym pewnie czytanie
jeszcze bardziej roztrzęsiona, być może i rozżalona tym, że Ewa
nie ostała od losu drugiej szansy na to, by sobie jakoś ułożyć
życie. Coś jednak w tym jest, że potrzeba poukładania naszego
życia, zamknięcia wszystkich wątków, wymierzenia sprawiedliwości,
jest tak silna, że szczęśliwe zakończenie jest czasem do życia
po prostu niezbędne.
Polecam
„Opowieść niewiernej” nie tylko kobietom, ale i mężczyznom,
jako bardzo dobrą psychologiczną powieść, która zmusza
czytelnika do zadawania pytań, do refleksji, do przemyśleń.
Magdalena Witkowska napisała powieść, która pozostaje w pamięci
na długo po jej przeczytaniu, a to chyba jest najważniejsze,
prawda?
miałam takie same odczucia. Cieszę się, że Ci się podobała
OdpowiedzUsuńNo jakoś tak trafiła mnie prosto w czoło. Podobała mi się, a jakże, ale czytałam ja jakoś tak ze ściśniętym sercem, nie wiem dlaczego... Ale to chyba znak dobrej książki...
Usuń