sobota, 9 lutego 2013

Olga Rudnicka - "Natalii 5"

Za oknami szaro, buro i brudno, w dodatku zimno, a ja czytam sobie „Sagę Sigrun” Elżbiety Cherezińskiej i powoli acz skutecznie wsiąkam. Ciągnie mnie Północna Droga, owija swoimi mackami i każe zapomnieć o całym bożym świecie. Magia książki działa nawet teraz – miałam przecież pisać zupełnie o czym innym... Zadziwiające, jak w krótkim czasie nasze książkowe lektury potrafią nas przenieść nie tylko w czasie, przestrzeni, ale i w nastroju... Nawet teraz czuję jak działa na mnie magia starej, pełnej emocji sagi, a jeszcze przed chwilą łaziłam przecież po cmentarzu, łapałam włamywaczy i szukałam wraz z pewnymi siostrami skarbu... Tak, ten wpis jest przecież o zupełnie innej książce! Zmieniam więc zupełnie ton i zapraszam na spotkanie z zupełnie inną polską pisarką!

Kto lubi powieści z wątkiem kryminalnym, a do tego takie, przy których można się trochę pośmiać, kto zaczytywał się w powieściach Chmielewskiej, komu brakowało na czytelniczym rynku podobnych książek, temu spieszę donieść, że przeczytałam (znów za sprawą Padmy, a juści) powieść polskiej autorki, która może spokojnie tę dziurę zapełnić. Polecam wam wszystkim „Natalii 5” Olgi Rudnickiej, moje najnowsze odkrycie. Nie zwracajcie uwagi na okładkę, bo według mnie ona po pierwsze jest brzydka, po drugie nie pasuje do treści. Skupcie się na tym, co dobre – na zwariowanej opowieści, na dowcipnych dialogach i świetnych postaciach. 

Pomysł na fabułę miała autorka znakomity, oryginalny i zabawny – oto umiera znany biznesmen, w spadku swój majątek pozostawiając córkom. Okazuje się, że i ze śmiercią i ze spadkobierczyniami będzie miała policja nie mało kłopotu. Po pierwsze – czy Sucharski popełnił samobójstwo, czy jednak został zamordowany? Po drugie, córki są pyskate, wygadane, niechętne policji i skryte. W dodatku jest ich pięć, pięć zupełnie różnych i nieznanych sobie do tej pory kobiet... i wszystkie mają na imię Natalia.... Do tego czeka na nie w spadku dom, a wraz z nim – tajemnica...

Przy takiej skomplikowanej powieści łatwo byłoby pogmatwać bohaterów, a raczej bohaterki, szczególnie takie, które noszą to samo imię. Pięć kobiet o imieniu Natalia – Oldze Rudnickiej należą się słowa uznania, że potrafiła stworzyć bohaterki tak różne, a jednocześnie posiadające wspólne cechy. Każda bohaterka jest inna, niepowtarzalna i wzbudzająca różnorakie uczucia: rozbawienia, irytacji, czy też sympatii. Zresztą Natalie to gotowy przepis na komizm sytuacyjny, dobrze przez autorkę wykorzystany – kobiety bez przerwy są legitymowane, mylone i traktowane nieufnie, same zresztą także eksploatują posiadanie tego samego nazwiska i imienia. Po przeczytaniu książki Olgi Rudnickiej naszła mnie myśl, że choć zwykle cieszę się, że jestem jedynaczką, czasem chciałabym zrozumieć, na czym polega ten fenomen związków między rodzeństwem. Z jednej strony można drzeć ze sobą koty na okrągło, z drugiej – wobec „obcych” tworzyć zwarty front. To udało się autorce uchwycić znakomicie - wzajemne relacje sióstr zwłaszcza początkową nieufność, niechęć nawet, które powodują, że ich stosunki są często dość napięte. Poza tym każda ma wybuchowy charakterek, a do tego wrodzoną dociekliwość, która, jak się okazuje, jest ich wspólną cechą, odziedziczoną chyba po wspólnym tatusiu. Jednym słowem – siostry Sucharskie wymiatają!

„Natalii 5” to prześmieszna historia, do tego całkiem niezły kryminał z przyzwoitą intrygą, osnutą wokół wspólnego spadku i sekretów, jakie przed światem chował ich ojciec. Sama Joanna Chmielewska, mistrzyni komedii kryminalnej, nie powstydziłaby się takiego pomysłu. Wątek kryminalny jest ciekawie poprowadzony, są nagłe niespodziewane zwroty akcji, dużo się dzieje, a do tego jest się z czego pośmiać. Do lekkiego tonu książki świetnie pasuje równie lekki i dowcipny język, jakim posługuje się autorka. „Natalii 5” po prostu dobrze się czyta!

Po tak udanym pierwszym spotkaniu z kolejną autorką dochodzę do wniosku, że ostatnimi laty literatura polska nas rozpieszcza. Książkę wszystkim polecam, a teraz muszę się rozejrzeć za innymi książkami Olgi Rudnickiej, bo chociaż to młoda pisarka, ma już na swoim koncie siedem powieści. Jeśli kolejne spodobają mi się tak samo jak „Natalii 5”, to na każdą kolejną będę czekać z utęsknieniem. Przede mną jeszcze „Drugi przekręt Natalii”, za którą to książką będę się z niecierpliwością rozglądać – a już teraz zastanawiam się, co nowego zmalują siostry Sucharskie...

4 komentarze:

  1. Ja niedawno przeczytałam kontynuację "Natalii5", czyli "Drugi przekręt Natalii" i też się przy niej zaśmietałam:). Generalnie przeczytałam już większość książek Rudnickiej, ale mam nadzieję, że będzie wydawać dalej;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na razie tylko tę jedną,ale sobie to odbiję. :)

      Usuń
  2. Nie po raz pierwszy okazuje się, że jestem w mojej opinii odosobniona... "Natalii 5" jest w moim odczuciu słabe, przegadane, w ogóle nie podzielam powszechnego entuzjazmu dla tych znakomitych rzekomo dialogów, które w większości są o niczym i mnie niesłychanie znużyły, nie mówiąc o nijakiej intrydze. Zgadzam się tylko z tym, że autorka umie władać piórem, natomiast ze świetnego w zalążku pomysłu można było zrobić więcej. No, ale może ja błędnie zakładam, że to kryminał, a kategoria humorystycznych powieści obyczajowych nigdy nie zaliczała się do tych, które lubię i znam. Więc pewnie się nie znam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, mnie też się nie podobają książki, którymi inni się zachwycali, na przykład Mendozy "Brak wiadomości od Gurba". Jak dla mnie porażka. A "Natalii 5" zaliczam do kategorii kryminałów lekkich i prześmiewczych, w któych intryga jest mniej istotna od innych czynników. I jako taki, świetnia się moim zdaniem sprawdza. :)

      Usuń