Ulubiony Anglik
twierdzi, że przeczytałam zbyt wiele książek, a szczególnie
kryminałów, bo często mój mózg po prostu pracuje na najwyższych
obrotach i obmyśla scenariusze. Kiedy czytam thrillery, staram się
przechytrzyć autora, wymyślić najbardziej niespodziewany zwrot
akcji, zaskakujący obrót sytuacji. I często mam rację. Przyznaję,
to czasem psuje mi czytanie, ale co zrobić – taki zadufany w sobie
książkochłon jak ja nie odpuści sobie przecież przyjemności
odkrycia zagadki przed końcem. W takim oto zadufanym nastroju
sięgnęłam po zupełnie nieznany mi thriller amerykańskiej
autorki, Gillian Flynn. Już dawno nie czytałam żadnych podobnych
książek, miałam ochotę na nieco przaśnej, amerykańskiej papki.
Muszę przy okazji wyjaśnić, że za amerykańskimi thrillerami nie
przepadam. Tak, kiedyś bardzo podobały mi się książki Patricii
Conrwell, Harlana Cobena, potem sięgnęłam po Linwooda Barclaya i
Lee Childa (tak, wiem, że on nie jest Amerykaninem, ale jego bohater
owszem!), ale ostatnio doszłam do wniosku, że nie mogą mnie już
zaskoczyć. Sięgnęłam więc po książkę Gillian Flynn „Gone
Girl” pełna uprzedzeń, gotowa, by ja przeczytać, wzruszyć
ramionami i stwierdzić, że już gdzieś to czytałam.
Początek mnie
zaciekawił, choć nie był specjalnie odkrywczy. Żona Nicka Dunne,
Amy, znika w dzień ich piątej rocznicy ślubu. Policja podejrzewa
męża, mąż twierdzi, że jest niewinny, natomiast czytelnik
zaczyna podejrzewać, że coś tu nie gra – zbyt wiele rzeczy
zaczyna się nie zgadzać, pojawiają się też niepokojące
niespodzianki. Póki co – bawiłam się nieźle, zwłaszcza, że
autorka zaczęła nadawać wydarzeniom coraz szybsze tempo,
zaskakując czytelnika co rusz jakimiś niespodziewanymi zwrotami
akcji. Przyznaję, że to właśnie uśpiło moją czujność,
zaczęłam zgadywać, kto tak naprawdę jest winien, co jeszcze może
się wydarzyć. Do czasu. W pewnym momencie przewróciłam kolejną
stronę i, przysięgam, o mało nie spadłam z krzesła. Co jak co,
ale tego się nie spodziewałam. Okazało się, że autorce nie tylko
udało się zagrać czytelnikowi na nosie, postawić wszystko na
głowie, ale do tego zmienić zwykły thriller w coś znaczenie
ciekawszego. Od tego momentu dzikie charkoty osłupienia towarzyszyły
mi już do końca lektury „Gone
Girl”...
Myślę, że w czasach,
kiedy czytelnicy książek sensacyjnych są coraz bardziej wytrawnymi
graczami, kiedy autorzy prześcigają się w serwowaniu skomplikowane
fabuł, jak z rękawa sypiąc niespodziewanymi zakończeniami,
czytelnikowi zaczyna brakować przede wszystkim oryginalności.
Kiedyś w ten sam sposób zachwyciłam się powieściami Harlana
Cobena. Do dziś pamiętam to fantastyczne napięcie towarzyszące mi
lekturze jego powieści, kiedy w ostatnim momencie okazywało się,
że pozornie wyjaśnione tajemnice okazywały się złudnymi
pozorami, a prawda kryła się zupełnie gdzie indziej. Ciężko jest
znaleźć coś świeżego, intrygującego i zaskakującego w
książkach, które czasem powielają te same schematy, choć w
różnych konfiguracjach i o różnym stopniu przerażenia. Dlatego
„Gone Girl” tak bardzo mi się spodobała. Gillain Flynn udało
się nie tylko wymyślić świetna historię, ale przede wszystkim
stworzyć pokręconych i oryginalnych bohaterów!
Postacie z tej książki są wielowarstwowe, skomplikowane,
zdecydowanie zapadające w pamięć. Do tego autorce udało się
świetnie ukazać ich charaktery, to, w jaki sposób pochodzenie,
wychowanie i związki rodzinne miały wpływ na ich rozwój.
Gillian Flynn napisała
książkę, która mimo iż z założenia jest rozrywkowym
thrillerem, skłania do rozmyślań: fascynacja mediów ludzkimi
tragediami, kreowanie własnego wizerunku, analiza małżeństwa i
jego wielu odcieni – to tylko niektóre tematy poruszane przez
Flynn w powieści „Gone Girl”. Ta książka to nie tylko
niepokojący thriller, to także intrygująca powieść analizująca
powikłane związki między ludźmi, starająca się odpowiedzieć na
pytanie, jak wiele tak naprawdę wiemy o najbliższych nam osobach.
Jeśli udało mi się
was zachęcić do przeczytania tej książki, to bardzo się cieszę.
Mam też dobrą wiadomość dla tych, którzy czekają na polskie
wydanie – książkę Gillian Flynn wyda już w marcu wydawnictwo
G+J pod tytułem „Zaginiona dziewczyna”. Mam nadzieję, że nie
zrazi was koszmarna okładka - „Gone Girl” to książka, którą
przeczytać zdecydowanie warto!
okładka lepsza niż oryginalna :P
OdpowiedzUsuńA mnie zdecydowanie bardziej podoba się oryginalna... Polska jakoś nie pasuje mi do treści...
UsuńOkładka koszmarna, tytuł sztampowy - w życiu bym po to nie sięgnęła, ale po tym, co napisałaś, lecę sprawdzić, czy mają to jako e-book:-)
OdpowiedzUsuńzaciekawiłaś mnie, a polska okładka jest faktycznie koszmarna i raczej daje wrażenie, ze powieść będzie równie nieudana.
OdpowiedzUsuńAgnieszka, Kasia - teraz będę się denerwować, że się wam nie spodoba! :D
OdpowiedzUsuńZamówiłem w przedsprzedaży, w tym tygodniu książka będzie moja. Już dawno nie byłem tak nakręcony, uwielbiam styl Flynn :D
OdpowiedzUsuńO, cieszę się! A czytałeś poprzednie książki Flynn? Bo to było moje pierwsze spotkanie z tą autorką..
Usuńniesamowita książka, film też polecam, jedna z ciekawszych jakie czytałam w 2015 roku, trzyma w napięciu i nie odpuszcza ani na moment
OdpowiedzUsuń