czwartek, 28 lutego 2013

Zaginiona dziewczyna (Gillian Flynn, "Gone Girl")

Ulubiony Anglik twierdzi, że przeczytałam zbyt wiele książek, a szczególnie kryminałów, bo często mój mózg po prostu pracuje na najwyższych obrotach i obmyśla scenariusze. Kiedy czytam thrillery, staram się przechytrzyć autora, wymyślić najbardziej niespodziewany zwrot akcji, zaskakujący obrót sytuacji. I często mam rację. Przyznaję, to czasem psuje mi czytanie, ale co zrobić – taki zadufany w sobie książkochłon jak ja nie odpuści sobie przecież przyjemności odkrycia zagadki przed końcem. W takim oto zadufanym nastroju sięgnęłam po zupełnie nieznany mi thriller amerykańskiej autorki, Gillian Flynn. Już dawno nie czytałam żadnych podobnych książek, miałam ochotę na nieco przaśnej, amerykańskiej papki. Muszę przy okazji wyjaśnić, że za amerykańskimi thrillerami nie przepadam. Tak, kiedyś bardzo podobały mi się książki Patricii Conrwell, Harlana Cobena, potem sięgnęłam po Linwooda Barclaya i Lee Childa (tak, wiem, że on nie jest Amerykaninem, ale jego bohater owszem!), ale ostatnio doszłam do wniosku, że nie mogą mnie już zaskoczyć. Sięgnęłam więc po książkę Gillian Flynn „Gone Girl” pełna uprzedzeń, gotowa, by ja przeczytać, wzruszyć ramionami i stwierdzić, że już gdzieś to czytałam. 

Początek mnie zaciekawił, choć nie był specjalnie odkrywczy. Żona Nicka Dunne, Amy, znika w dzień ich piątej rocznicy ślubu. Policja podejrzewa męża, mąż twierdzi, że jest niewinny, natomiast czytelnik zaczyna podejrzewać, że coś tu nie gra – zbyt wiele rzeczy zaczyna się nie zgadzać, pojawiają się też niepokojące niespodzianki. Póki co – bawiłam się nieźle, zwłaszcza, że autorka zaczęła nadawać wydarzeniom coraz szybsze tempo, zaskakując czytelnika co rusz jakimiś niespodziewanymi zwrotami akcji. Przyznaję, że to właśnie uśpiło moją czujność, zaczęłam zgadywać, kto tak naprawdę jest winien, co jeszcze może się wydarzyć. Do czasu. W pewnym momencie przewróciłam kolejną stronę i, przysięgam, o mało nie spadłam z krzesła. Co jak co, ale tego się nie spodziewałam. Okazało się, że autorce nie tylko udało się zagrać czytelnikowi na nosie, postawić wszystko na głowie, ale do tego zmienić zwykły thriller w coś znaczenie ciekawszego. Od tego momentu dzikie charkoty osłupienia towarzyszyły mi już do końca lektury „Gone Girl”...

Myślę, że w czasach, kiedy czytelnicy książek sensacyjnych są coraz bardziej wytrawnymi graczami, kiedy autorzy prześcigają się w serwowaniu skomplikowane fabuł, jak z rękawa sypiąc niespodziewanymi zakończeniami, czytelnikowi zaczyna brakować przede wszystkim oryginalności. Kiedyś w ten sam sposób zachwyciłam się powieściami Harlana Cobena. Do dziś pamiętam to fantastyczne napięcie towarzyszące mi lekturze jego powieści, kiedy w ostatnim momencie okazywało się, że pozornie wyjaśnione tajemnice okazywały się złudnymi pozorami, a prawda kryła się zupełnie gdzie indziej. Ciężko jest znaleźć coś świeżego, intrygującego i zaskakującego w książkach, które czasem powielają te same schematy, choć w różnych konfiguracjach i o różnym stopniu przerażenia. Dlatego „Gone Girl” tak bardzo mi się spodobała. Gillain Flynn udało się nie tylko wymyślić świetna historię, ale przede wszystkim stworzyć pokręconych i oryginalnych bohaterów! Postacie z tej książki są wielowarstwowe, skomplikowane, zdecydowanie zapadające w pamięć. Do tego autorce udało się świetnie ukazać ich charaktery, to, w jaki sposób pochodzenie, wychowanie i związki rodzinne miały wpływ na ich rozwój.

Gillian Flynn napisała książkę, która mimo iż z założenia jest rozrywkowym thrillerem, skłania do rozmyślań: fascynacja mediów ludzkimi tragediami, kreowanie własnego wizerunku, analiza małżeństwa i jego wielu odcieni – to tylko niektóre tematy poruszane przez Flynn w powieści „Gone Girl”. Ta książka to nie tylko niepokojący thriller, to także intrygująca powieść analizująca powikłane związki między ludźmi, starająca się odpowiedzieć na pytanie, jak wiele tak naprawdę wiemy o najbliższych nam osobach. 

Jeśli udało mi się was zachęcić do przeczytania tej książki, to bardzo się cieszę. Mam też dobrą wiadomość dla tych, którzy czekają na polskie wydanie – książkę Gillian Flynn wyda już w marcu wydawnictwo G+J pod tytułem „Zaginiona dziewczyna”. Mam nadzieję, że nie zrazi was koszmarna okładka - „Gone Girl” to książka, którą przeczytać zdecydowanie warto!

8 komentarzy:

  1. okładka lepsza niż oryginalna :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie zdecydowanie bardziej podoba się oryginalna... Polska jakoś nie pasuje mi do treści...

      Usuń
  2. Okładka koszmarna, tytuł sztampowy - w życiu bym po to nie sięgnęła, ale po tym, co napisałaś, lecę sprawdzić, czy mają to jako e-book:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. zaciekawiłaś mnie, a polska okładka jest faktycznie koszmarna i raczej daje wrażenie, ze powieść będzie równie nieudana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnieszka, Kasia - teraz będę się denerwować, że się wam nie spodoba! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zamówiłem w przedsprzedaży, w tym tygodniu książka będzie moja. Już dawno nie byłem tak nakręcony, uwielbiam styl Flynn :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, cieszę się! A czytałeś poprzednie książki Flynn? Bo to było moje pierwsze spotkanie z tą autorką..

      Usuń
  6. niesamowita książka, film też polecam, jedna z ciekawszych jakie czytałam w 2015 roku, trzyma w napięciu i nie odpuszcza ani na moment

    OdpowiedzUsuń