piątek, 4 listopada 2011

Trochę letniego słońca jesienią, czyli "Summer at Willow Lake", Susan Wiggs


„Summer at Willow Lake” Susan Wiggs (polskie tłumaczenie „Pamiętne lato”) to kolejna książka po którą sięgnęłam, żeby rozprawić się z wszechogarniającą chandrą. Okazuje się, że terapia słońcem jak najbardziej działa. Upalne, słoneczne letnie dni spędzone w letnisku Camp Kioga, w górach Catskills, niedaleko Nowego Jorku, pomogły mi pogodzić się z nadejściem jesieni i pochmurnych, mrocznych wieczorów.

Olivia Bellamy (z TYCH Bellamych z Nowego Jorku), dekoratorka wnętrz i porzucona narzeczona, przyjeżdża do Camp Kioga, by na prośbę dziadków odrestaurować podupadłe domki letniskowe, w których kiedyś jako dziewczynka spędzała wakacje. Na miejscu czeka na Olivię kilka niespodzianek i sekretów, a także dawna, młodzieńcza miłość – Connor Davis, który prowadzi lokalną firmę budowlaną, wynajętą przez Olivię.

„Summer at Willow Lake” to romantyczna opowieść o miłości, rodzinie i drugiej szansie, jaką dostaje się od losu. Bardzo kobieca historia, która porusza czułe struny, wzrusza i bawi. Na szczęście nie znalazłam w niej ani ckliwych i sentymentalnych fragmentów, a przynajmniej niezbyt wiele. Jeśli założy się z góry, że główna bohaterka i główny bohater są sobie przeznaczeni (nie jest to bynajmniej żaden spojler, od razu zaznaczę, kto czyta podobne książki i tak wie, czego się po nich można spodziewać!), że po wielu trudach i przeciwnościach losu uda im się osiągnąć upragniony happy end, można się z przyjemnością delektować książką. Nie należy tu dopatrywać się głębszych treści, chociaż powieści dodają realizmu i dramatyzmu poruszane przez Wiggs problemy – alkoholizm, rozwód i wpływ rozpadu rodziny na dzieci rozwiedzionych rodziców, małżeństwo z rozsądku a małżeństwo z miłości... Olivia to sympatyczna bohaterka, którą czytelnik może łatwo polubić, Connor jest odpowiednio męski i pełen problemów. Opisy upalnych dni spędzanych na renowacji domków, tudzież łowieniu ryb i kąpielach tworzą obraz beztroski i nostalgii. Jak już wspomniałam, „Summer at Willow Lake” to książka typowo „babska”, ale kiedy przeczytałam Ulubionemu Anglikowi pewien fragment, sam zachichotał kilka razy i stwierdził ze zdziwieniem, że nigdy nie myślał, że „takie” książki mogą być też zabawne... Przyznaję, że mnie to nieco zaskoczyło – a dlaczego nie miałyby być zabawne...? Wydaje mi się, że właśnie humor potrafi odróżnić dobrą książkę od kiczu czytelniczego... „Summer at Willow Lake” kiczem nie jest, jest za to dobrym czytadłem na poprawę humoru. To lekka i zabawna powieść, którą czyta się z zaciekawieniem, chociaż momentami bez specjalnego zaangażowania. Jeśli szukacie na sobotnie popołudnie czegoś lekkiego z happy endem, książka Susan Wiggs to coś dla was.

W ten weekend czekają na mnie kolejne poprawiacze humoru, lektury, które relaksują czytelnika i pozwalają mu oderwać się od szarej codzienności. Czego i wam życzę. Zwłaszcza wraz z nadejściem listopadowych chłodów.

1 komentarz:


  1. padma
    2011/11/04 22:53:45
    Hmm, góry Catskill mogłyby mnie skusić może, przez sentyment:) No nic, zapisuję sobie tytuł i jak wpadnę w nastrój depresyjny, to może sobie zapodam;) Co niechybnie mnie tej jesieni jeszcze czeka;)

    OdpowiedzUsuń