„Zabójca
bażantów” to druga książka Jussi Adler-Olsena, popularnego duńskiego
autora kryminałów, o którego „Mercy” (polskie tłumaczenie „Kobieta w
klatce”) pisałam tutaj.
Po świetnym debiucie nadeszła kolej na równie świetną kontynuację –
bardzo się cieszę, że autor trzyma formę. Książka jest wciągająca,
trzymająca w napięciu, pełna interesujących charakterów i do tego
prowadząca czytającego wprost do wybuchowego finału.
Carl Morck wraca z urlopu do piwnicznych
czeluści Departamentu Q, by zająć się kolejną sprawą. Latem 1987 roku
ktoś śmiertelnie pobił rodzeństwo, chłopaka i dziewczynę, w letniskowym
domku w miejscowości Rorvig. Podejrzenie padło na grupę uczniów ze
szkoły z internatem, którzy przebywali w pobliżu. Trzej z nich są teraz
bogaci, wpływowi i bezkarni. Jeden nie żyje. Kolejny członek grupy,
Bjarne Thogersen, po jakimś czasie przyznał się do morderstwa. Jedyna
kobieta z tej grupy, Kirsten-Marie Lassen, zniknęła. Skoro jednak
sprawca morderstwa jest za kratkami, dlaczego sprawa znalazła się na
biurku Morcka? I dlaczego komuś z góry zależy na tym, by śledztwo
zablokować?
Podobnie jak w poprzedniej powieści,
czytelnik od początku ma przewagę – nie tylko podąża tropem śledztwa
Morcka, ale także śledzi wydarzenia z perspektywy innych bohaterów.
Fragmenty opowiadane z perspektywy podejrzanych– Ditleva Prama, Torstena
Florina, Ulrika Jensena, w interesujący sposób ukazują nam sylwetki
potężnych i niebezpiecznych mężczyzn, którzy nie boją się łamać reguł,
są nietykalni i bez skrupułów. Ich styl życia budzi odrazę, ich czyny
szokują czytelnika, zwłaszcza, kiedy wyobrażamy sobie, jakich jeszcze
niegodziwości mogą się jeszcze dopuścić, a jednocześnie sprawiają, że od
lektury nie można się oderwać. Przyzwyczajeni, że sprawy zawsze idą po
ich myśli, potentaci źle reagują na wieść, że tak naprawdę są oni też
mają swoje słabe punkty i że ich także można zranić.
Jednak najciekawszą perspektywę wydarzeń
przedstawia czytelnikowi narracja Kirsten-Marie Lassen, kobiety, która
powinna mieszkać w wygodnej posiadłości, w luksusie i komforcie jaki jej
może dać rodzinna fortuna, a zamiast tego żyje od wielu lat na ulicy, w
ukryciu. Kimmie to bardzo ciekawa, złożona i świetnie przedstawiona
postać. Pogrążona w szaleństwie, a jednak w niektórych momentach
wstrząsająco trzeźwa i przytomna, zdolna do nienawiści tak głębokiej, że
staje się ona siłą napędową jej wszystkich działań, a jednocześnie w
przedziwny sposób potrafiąca wciąż odczuwać współczucie i żal po śmierci
swojej jedynej sojuszniczki. Historia Kimmie jest przejmująca, a jej
losy i motywy jej działań odsłaniane są przed nami stopniowo. Śledztwo
Morcka przedstawia ją to jako ofiarę, to jako niebezpieczną głównego
sprawcę, stopniowo ukazując czytelnikowi prawdziwą Kimmie, postać
zaskakującą do samego końca...
Podziwiam autora za umiejętność
stopniowego budowania napięcia – od intrygującego początku, podczas
którego śledzimy polowanie oczami ofiary, poprzez ciekawie przedstawione
dochodzenie, aż do finału. W dodatku powieść obfituje też w równie
zaskakujące zabawne momenty, które powodowały, że od czasu do czasu nie
mogłam się powstrzymać od wybuchów śmiechu. Wiele w tym zasługi
prowadzących śledztwo pracowników Departamentu Q – dialogi między nimi i
ich interakcje były często bardzo zabawne...
Jak poprzednio, głównym bohaterem
„Zabójcy bażantów” jest Carl Morck, wciąż pełen sprzeczności i
problemów, i jego współpracownik, Assad, który pozostaje w dalszym ciągu
tajemniczy i pełen niespodzianek. Jussi Adler-Olsen wprowadza też w
szeregi Departamentu Q nową pracownicę – obok Assada u boku Morcka
pracuje też Rose Knudsen – młoda dziewczyna równie niezależna, krnąbrna i
niesubordynowana jak i on. Jednym słowem – ktoś ciekawy, o kim bardzo
chętnie przeczytam w kolejnych książkach.
„Zabójcy bażantów” to moja pierwsza
książka przeczytana w tym roku, bardzo udany początek roku i lektura
warta polecenia. Niesamowicie udany kryminał, wciągający i pełen
napięcia. Będę z niecierpliwością wypatrywać kolejnej książki Jussi
Adler-Olsena, a wszystkim tym, którzy lekturę jego książek mają jeszcze
przed sobą – zazdroszczę...
tommyknocker
OdpowiedzUsuń2012/01/09 19:25:31
Mam obie części i jeszcze jestem PRZED. I po Twojej recenzji już cieszę się na lekturę obu powieści.
chihiro2
2012/01/09 21:35:59
Dabarai, ja nie za bardzo na temat, a właściwie wcale - sprawdziłam, co to za książka z tym "forget/forgot" w tytule i postacią w czerwonym płaszczu na śniegu, o której plotłam w Oxfamie :) Proszę, oto i ona: www.amazon.co.uk/When-I-Forgot-Elina-Hirvonen/dp/1846270952/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1326141176&sr=8-1
Wyszła nawet po polsku, pt. "Przypomnij sobie". Byłam jednak przekonana, że to kryminał, a tymczasem wcale na to nie wygląda...
bookfa
2012/01/09 23:20:05
Kupiłam obie i obie przede mną. Możesz mi zazdrościć tak jak ja Tobie zazdroszczę nieprzeczytanego Theorina ;P
zbyszekspir
2012/01/10 09:26:45
Zapowiada się nieźle, jako nietuzinkowy kryminał. Jeszcze nie czytałem żadnej z książek tego autora, zatem cała przyjemność przede mną. Dzięki za recenzję:)
dabarai
2012/01/10 22:04:05
Ach, wszyscy jeszcze przed! A jest ktoś, kto już jest po?
Chihiro - ha! ciekawe... przyjrzę się tej książce!
zlyibrzydki
2012/01/14 19:24:17
Od jakiegoś czasu ostrzę sobie kły na tego Olsena. Poza tym lubię słowo/obraz/terytoria, ktre wydaje w Polsce jego książki. Ich wydawnictwa zawsze stoją na wysokim poziomie edytorskim - miło trzyma się je w łapkach :)
dabarai
2012/01/14 19:31:03
Złyibrzydki - warto czytać... A jak miło się trzyma w łapkach to jeszcze lepiej, prawda?
bookfa
2012/01/16 21:57:49
Jestem po jego pierwszej powiesci i od razu wbilam kly w te. Bardzo udany poczatek roku! :)