Zima
chyba do nas wraca, a przynajmniej postanowiła przypomnieć wszystkim,
że istnieje. W Polsce podobno pada śnieg (oczywiście w Szczecinie nic), a
u nas zrobiło się jakoś tak MROŹNIEJ. W takiej oto temperaturze dobrze
czyta się książkę o Szkocji zasypanej śniegiem i o ciepłym domu, pełnym
życzliwych ludzi. Ja czytam ostatnie strony „Przesilenia zimowego”
Rosamunde Pilcher – książki zaczętej po polsku w domu, w czasie świąt,
na której skończeniu nie starczyło mi czasu i którą teraz wykańczam
po angielsku. Śmiesznie się czyta książkę w ten sposób, ale jakoś mi to
tym razem zupełnie nie przeszkadza. (Tym razem, bo kiedyś czytałam w
podobnych okolicznościach przyrody Asę Larsson – zaczęłam „Burzę z
krańców ziemi”, a skończyłam „Savage Altar” i muszę przyznać, że po
angielsku przekleństwa czytało mi się lepiej. Nie tylko to, ale jaka
rozbieżność tytułów!? Jaki jest oryginalny tytuł tej książki, może jakaś
dobra dusza mi powie jak się to tłumaczy?) Wracając do tematu, znów
mnie świerzbią paluszki i tylko się boję, że zaraz zaczną się ślizgać na
klawiaturze i zamiast czytać własne książki i te przytargane z
biblioteki zacznę znowu zakupy na kindla... A przecież nigdzie się teraz
nie wybieram, a kurz na książkach nieruszanych z półek osiada i
niedługo będę musiała kupić gustowną miotełkę. Trochę się tylko obawiam,
że gdybym zaczęła wymiatać, wymiotłabym też kilkanaście nowych książek z
tylnych rzędów, żeby zasiliły kolejne spontaniczne stosy, które swoją
drogą też jakieś takie wielkopiętrowe i grożące zawaleniem. Cóż by to
była cudowna śmierć, przywalenie górą książek... Przed śmiercią z
zasypania możnaby było sobie poczytać ostatnie strony... Ech. Skoro zaś
mowa o stosach, to właśnie na nich wypatrzyłam „Marię i Magdalenę”
Samozwaniec i chyba znów sobie ją zacznę podczytywać we fragmentach.
Chyba że ten nowy King mnie wciągnie. Albo „Stacja Zoo” Downinga –
czytał to ktoś? Ja szpiegowskich powieści nie czytuję zwykle, ale jakoś
mi ta wpadła w ręce i pierwsze strony były całkiem, całkiem. A zaczyna
się też w styczniu, konkretnie w 1939 roku w Gdańsku. Bardzo się więc
wpisuje w klimat MROŹNYCH powieści zimowych... W sam raz na teraz. Cóż,
zabieram się za czytanie, dość tego słowotoku.
jane_doe_blog
OdpowiedzUsuń2012/01/15 09:46:50
Z tytułem pierwszej części Asy Larsson był kłopot, tłumaczka powieści Beata Walczak-Larsson, na forum Kryminały i Sensacje napisała:
"Polski tytuł pierwszej powieści ustalił wydawca, bez porozumienia z tłumaczką...
Tytuł drugiej powieści jest dosłownym tłumaczeniem tytułu oryginalnego, który z kolei jest cytatem biblijnym, dokładnie z Księgi Izajasza 26:21... " i tak się ma sprawa z tą Burzą:).
maniaczytania
2012/01/15 10:49:19
Ja to samo co tydzień temu :)
Za to wczoraj byłam w kinie na "Dziewczynie z tatuażem" - jak dla mnie super, lepszy od książki!
dabarai
2012/01/15 22:27:03
Jane - a ja ciekawa jestem jak naprawdę tłumaczy się tytuł tej powieści.
MAniaczytania - muszę obejrzeć i porównać ze szwedzką wersją.
jane_doe_blog
2012/01/15 23:24:03
Jak się domyślam "Solstorm", to po naszemu "Burza", reszta jest radosną twórczością wydawnictwa.