piątek, 19 sierpnia 2011

"Taboo" - Casey Hill


Po Skandynawii i Anglii nadszedł czas na Dublin i kolejną porcję zwłok! Mowa o „Taboo” („Tabu”) Casey Hill, czyli irlandzkim thrillerze w stylu amerykańskim. Jak dociekliwym czytelnikom wiadomo, Casey Hill to pseudonim literacki małżeństwa Melissy i Kevina Hillów. Melissa Hill jest znaną autorką babskich czytadeł, popularnych chick-lit, a ostatnio, wraz z mężem, postanowiła zająć się odkrywaniem ciemnych strony ludzkiej psychiki. „Taboo”, ich debiutancka książka, to dobry, trzymający w napięciu thriller, który czyta się jednym tchem.

Bohaterką jest Reilly Steel, śledcza sądowa, czyli pani od CSI, która pracuje w dublińskim laboratorium kryminalistyki i zajmuje się badaniem śladów znalezionych na miejscach przestępstw. Reilly jest Amerykanką i do Irlandii przyjeżdża, by pomóc unowocześnić tamtejsze laboratoria i techniki kryminalistyczne, a przy okazji uciec od bolesnej przeszłości i być bliżej ojca-alkoholika. Irlandia nie jest jednak tak sielankowa jak się jej to mogło wydawać. Ponura pogoda i szybki wzrost przestępczości też nie nastawiają pozytywnie do życia. Kiedy w pewnym mieszkaniu zostają odnalezione zwłoki młodego chłopaka i dziewczyny, wszystko wskazuje na to, że był to pakt samobójczy – jednak Reilly ma wątpliwości.... Czyżby w Dublinie działał okrutny seryjny morderca? Wkrótce odkryte zostają kolejne zwłoki, a wszystko wskazuje na to, że policja ma do czynienia z wynaturzonym psychopatą, który nie zawaha się łamać norm społecznych.

Miłośnicy thrillerów nie mogą narzekać – w książce trup ściele się gęsto i często, a do tego morderstwa są odpowiednio mrożące krew w żyłach. Tabu stanowi przewodni motyw książki, ale rozczaruje się ten, kto będzie oczekiwał szokujących detali i makabrycznych opisów. Kiedyś czytałam powieści Patricii Cornwell gdzie czytelnik był zazwyczaj bombardowany szczegółowymi opisami gnijących czy poćwiartowanych zwłok, a szczegóły dotyczące śledztwa nie omijały niesmacznych i koszmarnych elementów. „Taboo” to jednak książka, w której autorzy pozostawili wiele wyobraźni czytelnika. Mimo iż niektóre fragmenty mogłyby wydawać się przerażające, w tym thrillerze zostały jednak omówione delikatnie i taktownie. Może na tym polega różnica między amerykańskimi a europejskimi thrillerami? Muszę przyznać, że mnie to epatowanie przemocą i okrucieństwem u niektórych amerykańskich autorów zaczęło jakiś czas temu przeszkadzać, więc spodobało mi się subtelniejsze podejście w „Taboo”...

Spodobała mi się też główna bohaterka, Reilly Steel, kobieta po przejściach, posiadaczka instynktu i wyostrzonego powonienia, skupiona na pracy i osiągająca świetne rezultaty absolwentka akademii FBI w Quantico. Spodobał mi się też pomysł, żeby bohaterka pochodziła ze Stanów, chociaż nie jestem pewna, czy w rzeczywistości tak łatwo jest znaleźć pracę w laboratorium kryminalnym za granicą. Mam nadzieję, że postać będzie ewoluować w kolejnych książkach, które szykują nam autorzy. Mam tez nadzieję, że dowiemy się więcej o jej współpracownikach i autorzy zaserwują nam  nowe, ciekawe wątki poboczne. Być może zakończenie było nieco zbyt oczywiste, ale za to podobało mi się szybkie tempo akcji w tej książce. Zabrakło za to mocniejszych irlandzkich akcentów, na dobrą sprawę akcja powieści mogłaby się toczyć wszędzie. Książka sprawdziła się jednak znakomicie jako szybkie i wciągające czytadło kolejowo-wakacyjne. Jednym słowem, seria ma potencjał, a „Taboo” to dobry początek.

Jak już wspomniałam, „Taboo” to pierwsza książka tego duetu, ale ja już ostrzę sobie zęby na kolejny tom. W międzyczasie zastanowię się nad tym, czy warto przeczytać chociaż jedną z książek Melissy Hill...

1 komentarz:


  1. jane_doe_blog
    2011/08/19 19:18:30
    Przeczytałam dwie troszkę różniące się recenzje, jedna na tak, a druga trochę na tak :), poczekam więc na część drugą i Twoją opinię.
    I jeszcze chcę Cię zaskoczyć, nie tylko Amerykanie mają rękę do drastycznych opisów, czytam teraz Francuza Mmaxime Chattama, no ten pan to bandzie jedzie :).
    dabarai
    2011/08/19 22:28:56
    Jane - myślę, że z biblioteki można na pewno wytłumaczyć. Amerykańskie kryminały, zwłaszcza te, w których ważna jest medycyna sądowa, kojarzą mi się z makabrycznymi fragmentami... Z kolei islandzcy autorzy są strasznie ponurzy, ich książki, chociaż bez takich dodatków, robią większe wrażenie i są przez to bardziej drastyczne.

    OdpowiedzUsuń