Po
Skandynawii i Anglii nadszedł czas na Dublin i kolejną porcję zwłok!
Mowa o „Taboo” („Tabu”) Casey Hill, czyli irlandzkim thrillerze w stylu
amerykańskim. Jak dociekliwym czytelnikom wiadomo, Casey Hill to
pseudonim literacki małżeństwa Melissy i Kevina Hillów. Melissa Hill
jest znaną autorką babskich czytadeł, popularnych chick-lit, a ostatnio,
wraz z mężem, postanowiła zająć się odkrywaniem ciemnych strony
ludzkiej psychiki. „Taboo”, ich debiutancka książka, to dobry,
trzymający w napięciu thriller, który czyta się jednym tchem.
Bohaterką
jest Reilly Steel, śledcza sądowa, czyli pani od CSI, która pracuje w
dublińskim laboratorium kryminalistyki i zajmuje się badaniem śladów
znalezionych na miejscach przestępstw. Reilly jest Amerykanką i do
Irlandii przyjeżdża, by pomóc unowocześnić tamtejsze laboratoria i
techniki kryminalistyczne, a przy okazji uciec od bolesnej przeszłości i
być bliżej ojca-alkoholika. Irlandia nie jest jednak tak sielankowa jak
się jej to mogło wydawać. Ponura pogoda i szybki wzrost przestępczości
też nie nastawiają pozytywnie do życia. Kiedy w pewnym mieszkaniu
zostają odnalezione zwłoki młodego chłopaka i dziewczyny, wszystko
wskazuje na to, że był to pakt samobójczy – jednak Reilly ma
wątpliwości.... Czyżby w Dublinie działał okrutny seryjny morderca?
Wkrótce odkryte zostają kolejne zwłoki, a wszystko wskazuje na to, że
policja ma do czynienia z wynaturzonym psychopatą, który nie zawaha się
łamać norm społecznych.
Miłośnicy
thrillerów nie mogą narzekać – w książce trup ściele się gęsto i
często, a do tego morderstwa są odpowiednio mrożące krew w żyłach. Tabu
stanowi przewodni motyw książki, ale rozczaruje się ten, kto będzie
oczekiwał szokujących detali i makabrycznych opisów. Kiedyś czytałam
powieści Patricii Cornwell gdzie czytelnik był zazwyczaj bombardowany
szczegółowymi opisami gnijących czy poćwiartowanych zwłok, a szczegóły
dotyczące śledztwa nie omijały niesmacznych i koszmarnych elementów.
„Taboo” to jednak książka, w której autorzy pozostawili wiele wyobraźni
czytelnika. Mimo iż niektóre fragmenty mogłyby wydawać się przerażające,
w tym thrillerze zostały jednak omówione delikatnie i taktownie. Może
na tym polega różnica między amerykańskimi a europejskimi thrillerami?
Muszę przyznać, że mnie to epatowanie przemocą i okrucieństwem u
niektórych amerykańskich autorów zaczęło jakiś czas temu przeszkadzać,
więc spodobało mi się subtelniejsze podejście w „Taboo”...
Spodobała
mi się też główna bohaterka, Reilly Steel, kobieta po przejściach,
posiadaczka instynktu i wyostrzonego powonienia, skupiona na pracy i
osiągająca świetne rezultaty absolwentka akademii FBI w Quantico.
Spodobał mi się też pomysł, żeby bohaterka pochodziła ze Stanów, chociaż
nie jestem pewna, czy w rzeczywistości tak łatwo jest znaleźć pracę w
laboratorium kryminalnym za granicą. Mam nadzieję, że postać będzie
ewoluować w kolejnych książkach, które szykują nam autorzy. Mam tez
nadzieję, że dowiemy się więcej o jej współpracownikach i autorzy
zaserwują nam nowe, ciekawe wątki poboczne. Być może zakończenie było
nieco zbyt oczywiste, ale za to podobało mi się szybkie tempo akcji w
tej książce. Zabrakło za to mocniejszych irlandzkich akcentów, na dobrą
sprawę akcja powieści mogłaby się toczyć wszędzie. Książka sprawdziła
się jednak znakomicie jako szybkie i wciągające czytadło
kolejowo-wakacyjne. Jednym słowem, seria ma potencjał, a „Taboo” to
dobry początek.
Jak
już wspomniałam, „Taboo” to pierwsza książka tego duetu, ale ja już
ostrzę sobie zęby na kolejny tom. W międzyczasie zastanowię się nad tym,
czy warto przeczytać chociaż jedną z książek Melissy Hill...
OdpowiedzUsuńjane_doe_blog
2011/08/19 19:18:30
Przeczytałam dwie troszkę różniące się recenzje, jedna na tak, a druga trochę na tak :), poczekam więc na część drugą i Twoją opinię.
I jeszcze chcę Cię zaskoczyć, nie tylko Amerykanie mają rękę do drastycznych opisów, czytam teraz Francuza Mmaxime Chattama, no ten pan to bandzie jedzie :).
dabarai
2011/08/19 22:28:56
Jane - myślę, że z biblioteki można na pewno wytłumaczyć. Amerykańskie kryminały, zwłaszcza te, w których ważna jest medycyna sądowa, kojarzą mi się z makabrycznymi fragmentami... Z kolei islandzcy autorzy są strasznie ponurzy, ich książki, chociaż bez takich dodatków, robią większe wrażenie i są przez to bardziej drastyczne.