Weekend skończony, goście pojechani, książki się czytają, na pierwszy ogień poszła Wiedźma Opiekunka Olgi
Gromyko. Przesympatyczna opowieść o wiedźmie i wampirach, która
dostarczyła mi kilku przyjemnych godzin rozrywki. Część pierwszą
przeczytałam latem (po przypomnieniu sobie dwóch pierwszych książek pani
Gromyko, Zawód Wiedźma), część drugą teraz i mogę stwierdzić z
czystym sumieniem, że mi się fantastyka w wykonaniu białoruskim
spodobała. W czterech tomach powieści śledzimy losy wiedźmy W.Rednej,
rzeczywiście często wrednej, od praktyk studenckich spędzonych na
pisaniu pracy zaliczeniowej o wampirach z Dogewy, aż do zakończenia
edukacji w Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa.
Po zakończeniu nauk Wolha , przyjaciółka władcy Dogewy, postanawia
objąć posadę wiedźmy właśnie w krainie wampirów, ale pojawiają się
niespodziewane przeszkody – najpierw staż na zamku, potem władca udaje
się do sąsiedniej doliny na spotkanie narzeczonej, a do tego sprawy
komplikują różne zbiry, najemniczka Orsana i biały wilk.
W malowniczy świat
wykreowany przez Olgę Gromyko szybko się wpada, a bohaterowie, nawet ci
drugo i trzecioplanowi są też sympatyczni i ciekawi– pyskata wiedźma,
trolle o niewyparzonym języku, krasnoludy albo zwykli ludzie, mieszkańcy
okolicznych wiosek i miasteczek ,są barwnie opisani i pełni charakteru.
Obok tak popularnych wampirów pojawiają się i słowiańskie, przaśne
stwory – skrzaty, rusałki...
Może nie jest to powieść
odkrywcza, bo fabuła koncentruje się wokół utartych schematów wyścigu z
czasem, podróży głównego bohatera (albo bohaterki) w poszukiwaniu
zaklęcia czy innego ratunku dla drugiej postaci. Może wampiry, najemnicy
i wiedźmy nie są niczym nowym, bo pojawiły się już w tylu różnych
powieściach Jednak myślę, że autorka znalazła jednak kilka ciekawych
pomysłów na odświeżenie klasycznego wizerunku wampira-krwiopijcy a i
ciekawie ukazała pozostałe wątki. Powieści Olgi Gromyko, napisane lekkim
i dowcipnym piórem, czyta się przyjemnie, chichocząc pod nosem i szybko
przewracając strony. Język Wiedźmy przypominał mi chwilami
książki Sapkowskiego, albo Brzezińskiej – potoczysty, soczysty i
dowcipny. Jedyny zgrzyt dla mnie stanowił język jakim się posługiwała
najemniczka Orsana, w chwilach wzburzenia używająca „dialektu” z jej
rodzimego państwa – co mnie denerwowało, bo znaczenia niektórych wyrażeń
musiałam się domyślać, jako że brzmiały jak nie przetłumaczone zwroty z
języka rosyjskiego... Ale mimo to, czytając Wiedźmę Opiekunkę bawiłam się przednio i mam ochotę powrócić do Dogewy, Wolhy, Lena i ich historii.
Polecam miłośnikom fantasy zza płota i tym, którzy mają dość zachodnich pomysłów i wzorców i szukają czegoś innego.
Czas na kolejną książkę ze Stosu - do usłyszenia!
bsmietanka
OdpowiedzUsuń2010/11/03 09:37:30
Czytałam dwa pierwsze tomy serii i dokładnie, czyta się to bardzo miło i gwarantuje przyjemną rozrywkę. Jak się natknę na Opiekunkę to pewnie przeczytam, najlepiej w wakacyjne upały
edith26
2010/11/03 10:49:04
bardzo mnie zachęciłaś, od dawna mam ochotę na fantastykę zza wschodniej granicy o której dużo dobrego słyszałam :) tak więc do listy dopisuję :)
dabarai
2010/11/12 19:26:36
Proszę dopisywać do stosów, będzie jak znalazł, jak potrzeba wam będzie czegoś lekkiego. Przede mną jeszcze Moja żona wiedźma Bielanina, przecxzytałam początek na razie i zapowiada się wyśmienicie. Lubię klimaty takie jakieś słowiańskie przxeśmiewcze. My słowianie po prostu śmiejemy się całą gębą!