środa, 25 sierpnia 2010

Ciężkie jest życie nałogowca - część druga

Nie jest dobrze ze mną.... Ostatnio nachodzą mnie czarnowidzkie myśli i ponure nastroje. Być może jest to związane z końcem lata, który nieuchronnie zbliża się do nas wielkimi krokami, zmianą miejsca pracy, która nadchodzi już wkrótce, a może jest to po prostu jak zwykle spleen, jaki nachodzi mnie raz na jakiś czas, kiedy patrzę na moje półki uginające się pod ciężarem tych wszystkich wspaniałych książek, które ostatnio kupiłam, nawiozłam, ledwo upchnęłam na półkach i które teraz patrzą na mnie z wyrzutem za każdym razem, gdy się do nich zbliżam... „Nie czytasz nas...!” milcząco wyrzucają mi okładki i grzbiety, kiedy przemykam się obok nich ze spuszczonym wzrokiem i ze wzrastającym poczuciem winy. „Nigdy nas nie przeczytasz”, mamroczą książki kupione już dawno temu i upchnięte w tylnych rzędach. Czy to jest normalne, że potrafię spędzić pół godziny stojąc przy półce z książkami, wybierając następną książkę do czytania i nie wciąż nie mogę się zdecydować, co czytać? Najchętniej czytałabym dwie, trzy książki na raz, bo wtedy może nie musiałabym podejmować takich trudnych decyzji. Do tego dochodzą książki z biblioteki, które wypożyczam w ilościach nieprzyzwoitych, ostatnio może jakoś mniej, ale wciąż jest to liczba pokaźna. Oczywiście książki z biblioteki (a właściwie bibliotek) trzeba kiedyś oddać i dlatego należy je przeczytać szybciej. Tym sposobem własne książki potrafią miesiącami (ok, przyznam się, czasem i latami) wegetować na półkach. Aha, i jeszcze robię jedną taką rzecz, kiedy wypożyczę książkę z biblioteki i nie czytam jej, to potem mam wyrzuty sumienia, że ona tak u mnie leży, więc ją kupuję i oddaję ten egzemplarz z biblioteki, bo wtedy moja kopia może sobie przecież spokojnie poczekać... No cóż, jak już gdzieś tu pisałam jestem po prostu Książkochłonem.

Ostatnio baaaardzo powoli dojrzewam do myśli, że powinnam się w najbliższym czasie poświęcić więcej uwagi własnym książkom. Zacząć czytać te z nich, które kupiłam już jakiś czas temu i porzuciłam na półce, przyciągana jak magnez do nowych tytułów, które znalazłam w bibliotece. W teorii plan zakładałby oddanie książek do bibliotek (nie licząc literatury zawodowej) i skoncentrowanie się przez przynajmniej kilka miesięcy na zawartości własnych biblioteczek, szczególnie książek zakupionych dawno i cierpliwie czekających na swoją kolej.

Najlepiej by było, żebym w międzyczasie nie kupowała żadnych nowych książek, bo w takim wypadku ilość książek nie przeczytanych nigdy się nie zmniejszy, ale w cuda to ja nie wierzę. Niestety ( a może i właściwie „stety”) w październiku przenoszę się do innej filii biblioteki i tam - O ZGROZO – nie będę miała w pobliżu żadnych księgarni, do których mogłabym zaglądać codziennie. I nie będzie też żadnych coffee shopów z waniliowym latte, ale to już szczegół. Więc może uda mi się mój plan zrealizować... Jak z każdym nałogiem ciężko będzie i z tym, ale nagrodą będą moje szczęśliwe książki w domu i satysfakcja, że nie tylko ksiązki mam w domu, ale mogę z czystym sumieniem serca je polecać innym jako przeczytane.... A latte sama sobie zrobię, w domu...

1 komentarz:


  1. lilithin
    2010/08/25 11:47:14
    Jak dobrze to rozumiem! Wprawdzie u mnie odchodzą książki z biblioteki, bo zazwyczaj czytam to, co kupiłam, ale i tak ilość czekających książek mnie przeraża. I co tu zrobić? Chyba trzeba się pogodzić z taką sytuacją i przejść nad nią do porządku dziennego ;) Bo zrezygnowanie z kupowania i/lub wypożyczania wydaje się konceptem zgoła nieprawdopodobnym.
    kasia.eire
    2010/08/25 13:50:11
    JA TEŻ TAK MAM! Ale nie wypożyczam z biblioteki, chyba, że się na coś napalę, a nie mam pieniędzy, albo wybór mój jest taki, że nie kupuję. Podział jest taki, że anglojęzyczne raczej wypożyczam, chociaż moje zakupy niedawno, w Dublinie, na blogu widać, że nie bardzo trzymam się tej zasady, a polskie muszę kupować, bo nie mam tu możliwości innej. Chociaż ta biblioteka, którą prowadzę, wzbogaci się o moje zakupy, już we wrześniu, a tam trochę takich tytułów, których nie mam i sobie wypożyczę.
    Nie ma nic przyjemniejszego niż latte pite w fajnej kafejce, a w ręku książka i widok na ulicę najlepiej. Ech, rozmarzylam się
    ekspresyjki
    2010/08/25 20:43:55
    Heh, samo życie :) Czasem też mnie nachodzą takie myśli: że książki stoją na półkach, nie mam ich gdzie ustawiać, a ciągle znoszę nowe i nowe, ale już się chyba powoli z tym faktem godzę, że tak po prostu jest.
    Co do zmian... oby przyniosły Ci wiele dobrego :)

    Skarletka
    dabarai
    2010/08/25 21:31:09
    Jak to dobrze jak ktoś też tak ma jak ja!!!! Od razu na duszy robi się lżej.
    Poza tym sprytnie postanowiłam w ramach czytania własnych lektur przeczytać kilka cieńszych książek, żeby je skończyć szybciej i poczuć sie psychicznie lepiej!

    OdpowiedzUsuń