środa, 28 lipca 2010

Ciężkie jest życie nałogowca...

Mam to szczęście, że nie tylko pracuję w bibliotece, ale i po drodze do/z pracy mijam księgarnię i ze 3-4 charity shops, źródło radości każdego biblioholika. Już kiedy zbliżam się do księgarni, ręce mi się pocą, serce bije szybciej, a w głowie tłucze się tylko jedna myśl: wejść? nie wejść? Nie powinnam się nawet do tego sklepu zbliżać! Pomijam już drobiazg jakim jest chroniczny brak pieniędzy, ale fakt, że w tym sklepie byłam zaledwie wczoraj i pewnie nic od tej pory ciekawego nie dołożono na półki/stoły jakoś do mnie nie dociera...
Wchodzę. Od razu czuję się lepiej, napięcie opada, a na twarzy zaczyna się błąkać uśmiech zadowolenia, podczas gdy oczy latają w prawo i w lewo. Taaak.... Wypatruję książkę, która kilka dni temu wpadła mi w oko. Ciągle tu jest. Dobrze. Nagle - błysk nowej okładki! Poziom adrenaliny podskakuje. Drżące ręce łapią najnowszą zdobycz i już nie chcą puścić. Moja wymówka zawsze jest ta sama - książki są ze stolików z naklejkami 3 za cenę 2... Nic prostszego, książka numer dwa już sama się odnalazła, kilka dni temu, teraz mogę ją kupić z czystym sumieniem, pozostaje kwestia książki numer 3... Aaaaaa! Znalazłam 2 takie, które chcę kupić, nie mogę przecież jednej zostawić, będzie jej przykro...! To nic, na pewno znajdę dwie następne... To już nie jest takie proste, ale nie poddaję się. Jeśli nie mam pomysłu na ostatnią książkę do kompletu, zawsze mogę kupić jakąś dla mojego Ulubionego Anglika. Nie jestem pewna, czy on sobie zdaje sprawę z tego, ile książek kupiłam dla niego tylko dlatego, że potrzebna mi była jako ta ostatnia, trzecia...
Pozostaje tylko kwestia ukrycia rzeczonego dowodu winy. Nie mogę dopuścić, żeby mój Ulubiony Anglik na mnie znów patrzył z politowaniem i zgrozą w oczach. Dobrze, że zwykle noszę sporego rozmiaru torby i torebki, wiele książek się da w nich zakamuflować... Kiedy przynosi się do domu najnowsze łupy, najważniejsze jest zachowywanie się w normalny sposób. Żadnego wbiegania pędem i rzucania się w stronę biblioteczek, by wydobyć najnowsze skarby i ustawić je na półkach... wróć, już nie mam pustych półek... ustawić je w malowniczych stosach wokół pokoju. Należy poczekać, aż nadejdzie wieczór i kiedy tylko Ulubiony Anglik wyjdzie z pokoju, książki należy szybko upchać po kątach, najlepiej za inne książki. Wtedy, za jakiś czas, gdy Ulubiony Anglik znajdzie jakąś nową książkę, to ja niewinnie będę mogła powiedzieć: Ta staroć? Już ją daaaawno temu kupiłam...

2 komentarze:

  1. maniaczytania
    2010/07/28 12:18:38
    Haha :) Doskonale Cię rozumiem i skąd ja to wszystko znam??? :)
    kasia.eire
    2010/07/28 12:19:39
    Tylko cała radosć kupowania zepsuta, bo nie można sobie z tą ksiazka/stosem książek poleżeć, pomacać. Dlatego taka radosna była moja eskapada do Dublina, gdzie nakupowałam ksiażek, bo mąż wiedział, że taki mam zamiar i one sobie teraz obok mnie lezą i się nimi cieszę. Zdjęć narobiłam na bloga i wciąż je oglądam, macam.
    Najgorzej ukryć paczki z Polski, bo one różnie przychodzą. Fajnie, kiedy są wcześniej od męża, kiedy on wraca, ja już się zdążę nimi nacieszyć i stoją ukryte na półkach. Nie żeby krzyczał, chociaż czasem się wścieka, bo wiadomo, kasa. Ale tak właśnie patrzy z politowaniem i zgrozą. Chociaż półki na książki mi zbudował, dobry jest
    izusr
    2010/07/28 12:19:52
    Ależ się uśmiałam. Mam dokładnie te same objawy, zwłaszcza jeśli chodzi o chowanie nowinek, duże torby się baaaardzo przydają, całe szczęście nikt z moich domowników nie jest w stanie powiedzieć co na półce leży od pół roku, od miesiąca a co dopiero co tam położyłam ;)
    dabarai
    2010/07/28 13:06:48
    Myślę, że Ulubiony Anglik zrobił się ostatnio jakoś bardziej tolerancyjny, tzn. machnął ręą na moje dziwactwa i chyba wreszcie zrozumiał, że trzeba mnie brać z całym dobrodziejstwem inwentarza...
    Tak się cieszę, że nie jestem w mojej obsesji osamotniona!!
    dabarai
    2010/07/28 13:22:36
    A propos paczek z Polski, czy możesz mi Kasiu powiedzieć, gdzie kupujesz? Ja korzystałam z Merlina,ale trochę mnie denerwuje ich czas oczekiwania na paczkę...
    kasia.eire
    2010/07/28 14:17:16
    dabarai - ja kupuję w Merlinie, próbowałam innych, ale oni są najtańsi jeżeli chodzi o wysyłke do mnie. Korzystam zawsze, odkąd dostępna, z opcji wysyłki UPS, bo jest tańsza niż poczta, a idzie tylko 5 dni roboczych, jeszcze mnie nigdy nie zawiedli. Do każdej książki doliczają 6 zł + 20 ryczałt za przesyłkę. Czasem na ebayu znajduję fajne tytuły. Podobno empik ma przejąć większość udziałów w Merlinie, ciekawa jestem, czy to coś dla nas zmieni. Byłoby przykro gdyby tak
    lilithin
    2010/07/28 19:19:28
    Witaj. Bardzo sprytnie sobie radzisz z ukrywaniem książkowych zdobyczy :)
    dabarai
    2010/07/28 20:54:12
    Lata praktyki, lilithin... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ange761
    2010/07/29 10:14:08
    :))))
    ysabellmoebius
    2010/07/29 13:02:03
    Blox mnie jakoś nie chce wpuścić do komentarzy ostatnio... Mówi, że tymczasowo niedostępny. Ale przechytrzyłam drania.

    Ja jeszcze książek przed mężem nie chowam (a przynajmniej staram się tego nie robić... może czasem zdarzy się coś tam do domu przemycić...), zwłaszcza, że on też jest chory na książkową manię.
    Najgorzej jest wtedy, kiedy w księgarni/antykwariacie wylądujemy razem. Jak jesteśmy oddzielnie, to każde sobie tłumaczy, że nie można tyle kasy na siebie wydawać i kupujemy niewiele albo wcale. Ale jak pójdziemy razem... No, na sobie to bym oszczędziła, ale mężowi przecież kupię i kasy żal nie będzie, a on tak samo dla mnie przecież skąpić nie będzie. I tak wychodzimy z ogromnymi zakupami zamiast planowanej jednej książki na głowę...
    padma
    2010/08/06 11:46:55
    A mnie trochę ratuje fakt, że dostaję trochę książek od wydawnictw. Gdy więc coś sama kupuję, to muszę tylko szybko pozdzierać wszystkie nalepki z ceną, a paragony to wręcz wyrzucam do kosza na śmieci na dworze. Książki dokładam jakby nigdy nic do wszechobecnych stosów, a mój Luby przezornie nie pyta nigdy, co kupiłam, a co dostałam do recenzji;) Myślę, że woli nie wiedzieć;) A poza tym to, co opisałaś, to wypisz wymaluj moje zachowanie, zwłaszcza gdy jadę do Londynu:D U nas nie ma charity shopów i takich tanich antykwariatów, a zwykłe księgarnie nie kuszą aż tak... Jadę za parę dni i już mam co chwilę przed oczami tylko wszystkie te second hand bookshops w Bloomsbury i na Charing Cross Road i na Notting Hill Gate i nie będę nawet wymieniać dalej, bo i tak się czuję jak nałogowiec, który za kilka dni dostanie wreszcie coś, bez czego żyć nie może;)
    dabarai
    2010/08/06 12:11:30
    Padmo - charity shops to taki wspaniały wynalazek!!! Natomiast wydaje mi się, że Charing Cross to już nie to samo, co kiedyś, niestety. Murder One - mój ulubiony sklep kiedyś już tam nie istnieje, a antykwariaty jakoś się też wykruszaja... :( Do tego w dalszym ciągu boleję nad faktem, że Books etc zbankrutował, bo zawsze mieli troche inne książki niż wszędzie obecny Waterstones.

    Tak poza tym, nawet nie wiecie, jak mnie cieszy, jak czytam, że inni też tak maja jak ja..! Bardzo to podnosi na duchu.

    OdpowiedzUsuń