The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society, czyli Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek wabi tytułem. Wabi klimatem i przyciąga oko piękną okładką.
Styczeń
1946 roku. Główna bohaterka Juliet Ashton poszukuje tematu do nowej
książki. Otrzymuje list od Dawsey’a Adamsa, członka Stowarzyszenia
Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek z Guernsey.
Zaintrygowana tą niezwykłą nazwą Juliet nawiązuje korespondencję nie
tylko z Dawsey’em ale i innymi mieszkańcami wyspy. Guernsey, mała
wysepka na kanale La Manche u wybrzeży francuskiej Normandii, podczas II
wojny światowej zajęta została przez wojska niemieckie. Wkrótce Juliet
poznaje nie tylko historię Stowarzyszenia ale i osobiste historie jej
członków, którzy opowiadają jej o swoich przeżyciach podczas niemieckiej
okupacji. Te właśnie historie czasem tragiczne, czasem tragikomiczne, a
zawsze ludzkie i poruszające, sprawiają, że książka jest ucztą dla
czytelników. Każda z postaci korespondujących ze sobą jest inna,
niepowtarzalna i wyjątkowa. Każda ma swoją własną opowieść i każda jest
jednakowo ważna.
Stowarzyszenie… to też pochwała literatury. Członkom stowarzyszenia dzięki książkom udało się przetrwać ciężkie lata okupacji, to właśnie książki podnosiły ich na duchu, dawały im chwile oderwania od ponurej rzeczywistości i dzięki nim nawiązały się przyjaźnie między wieloma odmiennymi ludźmi.
Stowarzyszenie… to jedna z tych książek, które czyta się jednym tchem i zarazem żałuje się, gdy dobiegają końca. Tak, fabułę można nazwać przewidywalną, zabieg literacki stosowany przez autorkę (powieść w listach) też jest stary jak świat, ale mimo wszystko autorce (a właściwie autorkom) udało się stworzyć powieść pełną ciepła, uczucia i optymizmu. Powieść, która podnosi na duchu, ucząc, że nawet wśród najgorszych przeciwności losu można odnaleźć w sobie i innych ludziach okruchy dobra, często tam, gdzie ich się najmniej można spodziewać.
Stowarzyszenie… to też pochwała literatury. Członkom stowarzyszenia dzięki książkom udało się przetrwać ciężkie lata okupacji, to właśnie książki podnosiły ich na duchu, dawały im chwile oderwania od ponurej rzeczywistości i dzięki nim nawiązały się przyjaźnie między wieloma odmiennymi ludźmi.
Stowarzyszenie… to jedna z tych książek, które czyta się jednym tchem i zarazem żałuje się, gdy dobiegają końca. Tak, fabułę można nazwać przewidywalną, zabieg literacki stosowany przez autorkę (powieść w listach) też jest stary jak świat, ale mimo wszystko autorce (a właściwie autorkom) udało się stworzyć powieść pełną ciepła, uczucia i optymizmu. Powieść, która podnosi na duchu, ucząc, że nawet wśród najgorszych przeciwności losu można odnaleźć w sobie i innych ludziach okruchy dobra, często tam, gdzie ich się najmniej można spodziewać.
kasia.eire
OdpowiedzUsuń2010/07/29 19:55:34
jak wiesz zakupiłam i będę niedługo czytać
dabarai
2010/07/29 20:53:14
Wczoraj kupiłam polskie tłumaczenie mojej mamie :)
lilithin
2010/07/30 11:10:36
Zapraszam do łańcuszka, szczegóły u mnie na blogu :)