Czekałam
na tę książkę - aż się wierzyć nie chce - od stycznia, kiedy to pisał o
niej mój ulubiony dwumiesięcznik o książkach Newbooks, w dodatku o
debiutach. Legacy (Dziedzictwo) Katherine Webb
- coś mnie w opisie tej książki zaciekawiło na tyle, że chciałam ją
przeczytać. Czekanie niemal wyczerpało moją cierpliwość, ale wreszcie ją
kupiłam i przeczytałam.
Dwie
siostry, Erica i Beth Calcott, wracają po latach do Storton Manor,
posiadłości odziedziczonej po zmarłej babce, gdzie kiedyś spędzały
wakacje. Beztroskie letnie miesiące skończyły się wraz z tajemniczym
zniknięciem ich jedenastoletniego kuzyna Henry'ego. Erica stara się
odszukać w rodzinnych pamiątkach odpowiedzi na pytanie co stało się z
Henrym, licząc, że rozwiązanie tej zagadki przyniesie spokój borykającej
się z depresją Beth. W czasie tych poszukiwań na światło dzienne
wychodzą też inne skrywane sekrety rodzinne, które korzeniami sięgają aż
do Ameryki początku XX wieku.
Znów
mamy do czynienia z historią toczącą się w przeszłości i
teraźniejszości (swoją drogą, dlaczego tylu autorów wybiera ostatnio
taką konwencję narracji?!), znowu odkrywamy rodzinne tajemnice, sekrety z
przeszłości i konsekwencje dawnych błędów, ponoszone przez następne
pokolenia.
Recenzje były zachęcające, opis na okładce ciekawy. Przeczytałam Legacy
szybko i zostawiła ona we mnie przyjemne odczucie. Klimatem
przypomniała mi powieści Kate Morton, wciągnęła mnie akcja i chciałam
się dowiedzieć, jakimi motywami kierowały się postacie tej książki, ale
zakończenie powieści, chociaż ciekawe, jakoś nie było dla mnie
całkowicie satysfakcjonujące. Znowu najsilniej przemówiły do mnie
fragmenty dotyczące przeszłości. Urzekła mnie wizja dzikiego,
nieujarzmionego zachodu i postać Caroline, (prababki głównych bohaterek)
kobiety samotnej i nieprzystosowanej do życia w trudnych warunkach,
dalekich od cieplarnianych salonów nowojorskiej socjety. Jej losy
stanowiły główną kanwę opowieści i to jej wybory zdecydowały niejako o
dalszych losach jej rodziny. A jednak, mam wobec tej książki mieszane
uczucia. Być może spodziewałam się zbyt wiele (czekanie wzmaga u mnie
apetyt), a fajerwerków nie było... Mimo wszystko polecam książkę jako
przyjemną lekką i niezobowiązującą wakacyjną lekturę. Być może
przeczytam następną książkę tej autorki, ale chyba już nie będę na nią
czekać z taką niecierpliwością!
kuaminek
OdpowiedzUsuń2010/07/10 18:55:17
boskiego masz tego bloga, mówię Ci;)
dabarai
2010/07/10 19:20:01
Yyyyy... dzieki? :)
bsmietanka
2010/07/13 08:38:53
Pdobieństwo do powieści Morton od razu mi się tu narzuciło, i fakt, nie tylko te autorki mają ostatnio upodobanie do tajemniczych domostw, tragedii z przeszłości i ciekawskiej babki w teraźniejszości, która z upodobaniem grzebie w owej tragicznej przeszłości (zauważyłaś, że to zawsze kobieta bawi się w tego detektywa?).Trzeba jednak przyznać, że to wypróbowany scenariusz na miłą rozrywkę z dreszczykiem
dabarai
2010/07/13 10:42:10
Wydaje mi sie, ze poniewaz autorkami takich ksiazek sa glownie kobiety, dlatego glowne postaci to tez kobiety. Poza tym mezczyzni nie sa z natury tacy ciekawi, zadnego by nie zaciekawilo jakies stare zdjecie, list albo para butow... A kobieta jest zazwyczaj bardziej zainteresowana przeszloscia. Pozdrawiam i zachecam do lektury. T