poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Każda z nas ma swoje Różany....

Są książki, które nam się podobają, nawet jeśli mają jakieś mankamenty. Są książki, które do nas zupełnie nie trafiają i nie mamy żadnych problemów z ich krytykowaniem. Są też książki, które ocenić nam trudno. Właśnie trafiłam na taką książkę i cały czas zastanawiam się, co o niej napisać...
Kiedy skończyłam wczoraj czytać „Drogę do Różan” Bogny Ziembickiej, z zaskoczeniem stwierdziłam, że nie wiem co o niej sądzić. Z jednej strony czytało się ją miło i szybko, mimo małych literek i czterystu stron, bo historia była wciągająca, a z drugiej strony, mam wrażenie, że albo to dopiero połowa książki, albo autorka napisała książkę o niczym...
Główną bohaterką „Drogi do Różan” jest Zosia Borucka, córka właściciela Różan, małego dworku czy majątku pod Krakowem, zakochana bez pamięci w Krzysztofie, znajomym rodziny, z którym łączy ją namiętny romans z przeszłości i niewyjaśnione sprawy. Jej historia to opowieść o wielkiej miłości do swojego ukochanego miejsca na ziemi i o równie wielkim niespełnionym uczuciu do niewłaściwego mężczyzny.
Przyznaję, że Zosia jest bohaterką, którą ciężko mi było zrozumieć i polubić. Zosia to bowiem prawie trzydziestoletnia kobieta, przedstawiona jako niewinna i niemal dziewicza (pomimo wcześniejszych związków) panienka, mieszkająca z ojcem i starą nianią, która nadal się nią opiekuje, zaślepiona uczuciem do jednego mężczyzny, a jednocześnie z ochotą przyjmująca zaloty innego. Zosia ma bowiem nie tylko dobrych przyjaciół i rodzinę, którzy pomogą jej usunąć kłody spod nóg, ma też bardzo dużo szczęścia i jest ładna i jej wdzięki tez jej ułatwiają życie. Na przykład nigdy nie pracowała w biurze, ani w korporacji, a natychmiast udało się zdobyć lukratywną posadę asystentki dyrektora... To wszystko sprawiło, że jej historia, choć ciekawa, nie była dla mnie zbyt wiarygodna. A jednak, kiedy pomyślę sobie o milionach kobiet podobnych do Zosi, które nie potrafią przestać kochać mężczyzn, mimo iż często okazują się oni draniami, które czekają na swojego księcia z bajki – cóż, wtedy myślę, że Bogna Ziembicka trafiła ze swoja powieścią w samo sedno. 
Równolegle ze współczesną historią beznadziejnej miłości Zosi, autorka snuje drugoplanową opowieść o niani dziewczyny, pani Zuzannie, której młodość przypadła na lata międzywojenne, i która została opiekunką ojca Zosi, Stanisława. Zuzanna to postać o wiele bardziej interesująca od Zosi, moim zdaniem zasługująca na osobną powieść, a przynajmniej na więcej uwagi! Bardzo chętnie poczytałabym więcej o jej młodości spędzonej w przyklasztornej szkole w Kornwalii, o jej życiu rodzinnym, nieodwzajemnionej miłości, wojennej zawierusze, która zmieniła na zawsze jej życie. Jak zwykle okazało się, że najbardziej lubię czytać o przeszłości, że fascynują mnie powieści obyczajowe z dawnych lat, że ludzie są tacy sami, niezależnie od epoki, w której dane im było żyć.
Dlaczego jednak myślę, że autorka napisała książkę o niczym? Bo denerwowały mnie nic nie wnoszące wstawki, głównie mające na celu rozśmieszenie czytelnika, bo zbyt mało było w tej książce Różan, bo opowieści Zuzanny i Zofii ze sobą nie współgrały. Bo pomimo ciekawej historii opowiedzianej w „Drodze do Różan”, zakończenie było moim zdaniem niezbyt satysfakcjonujące... Książka kończy się bowiem połowicznym happy endem, z którego jasno wynika, że nawet jeśli nie można zdobyć miłości ukochanego mężczyzny, to wystarczy brzydko mówiąc „złapać go na ciążę”, by związać go w jakiś sposób z sobą. Poza tym okazuje się, że ukochane miejsce też można w jakiś sposób odzyskać, chociażby przy pomocy deus ex machina, którą w tej powieści spełnia różański duch.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że „Droga do Różan” będzie miała swoja kontynuację, bo nie chciałabym, żeby tak dobrze zapowiadająca się historia poszła na marne. Są bowiem w tej książce inne, drugoplanowe postacie, które zasługują na uwagę czytelnika (i autorki) – jest fantastycznie zgryźliwa i ironiczna Marianna, która nie wierzy, że miłość może jej się znów przytrafić, jest Eryk, dobra dusza i złote serce, którego chętnie wyswatałabym z jakąś miłą dziewczyną, by go wyleczyć z zadurzenia Zosią, jest też i duch, osobny materiał na kolejna powieść. Są też i Różany, kolejne magiczne miejsce na ziemi, o których historii dowiedziałam się z tej książki zdecydowanie zbyt mało, a które mimo wszystko urzekły mnie swoim klimatem i atmosferą.
Być może o to właśnie chodziło autorce, kiedy napisała „Drogę do Różan”? Żeby pokazać czytelnikowi, że życie bardzo często pełne jest nieudanych wyborów, niedokończonych rozdziałów, zbiegów okoliczności i zwykłych momentów, które splatają się w opowiedzianą historię? Cóż, mam nadzieję, że tak, bo w takim wypadku książka Bogny Ziembickiej plasuje się wśród w kategorii dobrych czytadeł na deszczowe dni, a ja lubię, kiedy wszystko dobrze się kończy.... A jednak, gdzieś w głębi duszy czuję, że spotkanie z bohaterami "Drogi do Różan" było w moim przypadku jednorazowe i na zawsze pozostanie mi po nim poczucie niedosytu.

1 komentarz:

  1. airam.s
    2012/05/01 00:14:27
    Jak tam miałam po 'Domu nad rozlewiskiem' Kalicińskiej - bardzo podobne odczucia. Nie wiem czy czytałaś, ale wydaje mi się, że styl i tematyka są podobne.
    Słońce dziś wyszło, można poczytać coś innego!
    izusr
    2012/05/01 12:40:16
    Ano ja też żałowałam, że autorka nie skupiła się bardziej na historii Zuzanny właśnie, bo Zosia niestety była dla mnie jedna z najbardziej denerwujących bohaterek. Niezdecydowana, naiwna, niby trzydziestolatka, a zachowująca się jak piętnastoletni podlotek, który nie do końca wie czego chce. Ale to może też trochę o to chodzi, żeby bohaterowie wywoływali w ogóle jakieś emocje? Nieważne czy pozytywne czy negatywne, ale by nie pozostawali obojętnym? :)
    Swoją drogą, jak ja bym chciała mieć swoje Różany, zwłaszcza w taki dzień jak dziś, gdzie mogłabym siąść wśród tych kwiatów i leniuchować :)
    dabarai
    2012/05/01 22:11:23
    airam.s - czytałam 'Dom nad Rozlewiskiem" i nawet mi się ta ksiązka podobała. Ale masz chyba rację, bo tam się też właściwie nic nie wyjaśnia... Ale przede wszystkim Zosia mnie denerwowała... I przez to uznałam, że to zakończenie to doprawdy przepis na to, jak usidlić chłopaka na dziecko. A dziś (od wczoraj) czytam zupełnie co innego... :)

    Izusr - ja bym baaardzo chciała przeczytać książkę o takiej bohaterce jak Zuzanna, o takiej epoce, o kolejach losów jednej osoby. Dlatego przyznam się, że z niecierpliwością czekam na nową książkę Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, bo wydaje mi się, że ona te wszystkie warunki spełnia...
    Gość: Janeczkaa, host-37-190-142-247.dynamic.mm.pl
    2012/06/07 20:25:33
    Podobno powstała druga część. Mnie też się średnio podobało. A "Dom nad Rozlewiskiem" najbardziej podobała mi się druga część:), więc może jest nadzieja?
    Jeśli chodzi o tematykę dworku, to teraz czekam niecierpliwie na "Dworek pod Lipami" pani Szepielak.
    dabarai
    2012/06/07 21:08:57
    Janeczkaa - ja się nad drugą częścią Różan też zastanawiam... Bo może mi się spodoba... a może coś się wyjaśni... A może Zosia będzie znośna.. A na "Dworek pod Lipami" też czekam, bo mi się pierwsza książka całkiem podobała....

    OdpowiedzUsuń