Któż
to pędzi przez świat saniami zaprzężonymi w świnie o wdzięcznych
imionach Kieł, Ryj, Dłubacz i Grzebacz? Kto dostarcza dzieciom prezenty w
wigilię Nocy Strzeżenia Wiedźm? To Wiedźmikołaj, dobrotliwy staruszek z
workiem podróżujący w towarzystwie elfa, wciskający się przez komin i
dobrodusznie roześmiany – HO HO HO! Tylko dlaczego elf ma dorabiane
uszy, a Wiedźmikołaj kościsty tyłek? W dodatku mówi głosem Śmierci?! Na
te pytania będzie musiała znaleźć odpowiedzi Susan Sto Helit, wnuczka
Śmierci, guwernantka i pogromczyni strachów spod łóżka. W poszukiwaniach
odpowiedzi pomogą jej Śmierć Szczurów (Grim Squeaker), kruk
bezskutecznie udający rudzika i o, bóg kaca… Przeszkadzać zaś będzie
złowieszczy pan Herbatka i mroczni Audytorzy…
Co najbardziej podobało mi się
w "Wiedźmikołaju" Terry'ego Pratchetta? Przede wszystkim to, że Świat
Dysku zaludniają niesamowicie plastycznie opisane postacie – doprawdy,
trzeba mieć nie lada wyobraźnię, żeby stworzyć tylu interesujących
bohaterów! Na przykład Śmierć - antropomorficzna personifikacja na co
dzień odziana w czarną szatę, podróżująca na koniu imieniem Pimpuś i
zawsze mówiąca WIELKIMI LITERAMI. ( Już teraz wiem, że najbardziej mam
ochotę poczytać te książki z cyklu, w których Śmierć jest głównym
bohaterem!) Albo pan Herbatka (wymawia się"Hérr-bat-ká”, z akcentem na
ostatnie a) – socjopatyczny członek Gildii Skrytobójców, o wyglądzie
niewinnego chłopięcia i umyśle morderczego geniusza. Poza tym język –
„Wiedżmikołaj” pełen jest dowcipnych dialogów, dywagacji i zdań, które
świetnie nadają się do cytowania… Przy okazji – podoba mi się bardzo
praca tłumacza nad przerabianiem nazw własnych i imion w książkach
Prattchetta. Dobry przekład przy takich książkach to podstawa!
Za co jeszcze polubiłam „Wiedźmikołaja” ?
Za koncept! Noc Strzeżenia Wiedźm to przecież nasze Boże Narodzenie,
podobnie skomercjalizowane i pełne sztucznych rytuałów, pazerności i
obżarstwa, wyśmiane przez Pratchetta. Poza tym – Śmierć jako Święty
Mikołaj? Genialny pomysł…
„Wiedźmikołaj” Terry’ego Pratchetta to
kolejna pozycja z mojej świątecznej serii –tym razem lektura nieco inna
od pozostałych powieści… To książka dla wielbicieli cyklu Świat Dysku,
specyficznego, absurdalnego humoru Pratchetta, ekscentrycznych postaci,
dziwacznych rytuałów i obyczajów, książka dla tych wszystkich, którzy
potrzebują dużej dawki zdrowego śmiechu. „Wiedźmikołaj” (czyli
„Hogfather”) to moja pierwsza od wielu lat wizyta w Świecie Dysku.
Specyficzny humor Pratchetta nie wszystkim się podoba, ale mnie ta
książka rozśmieszyła i rozbawiła. Polecam „Wiedźmikołaja” jako
świąteczną lekturę z przymrużeniem oka. HO HO HO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz