'Poszukiwacze
muszelek” to opowieść o życiu Penelopy Keeling, która wspomina swoje
życie, delektując się równocześnie czasem, który jej pozostał. Córka
słynnego malarza, Lawrence'a Sterna, (twórcy słynnego obrazu
”Poszukiwacze muszelek”), Penelopa dorastała w atmosferze beztroski, w
kosmopolitycznych kręgach artystycznej cyganerii, podróżując pomiędzy
Londynem, Paryżem a małym letnim domkiem w Kornwalii. Sielskie lata
przerwała jednak wojna, która przyniosła za sobą zniszczenie, śmierć,
samotność ale i miłość. Penelopa snuje swoją opowieść niespiesznie,
fragmentarycznie, a w jej opowieściach pojawiają się ludzie z jej
przeszłości – ojciec, matka, mąż... Głos zabierają też dzieci Penelopy,
wychowane przez matkę z miłością, a pomimo tego pełne żalu, uprzedzeń i
buntu. Opowieść snuta fragmentarycznie, z różnych punktów widzenia,
przybliża czytelnikowi barwną i ekscentryczną postać Penelopy, z którą
świetnie kontrastuje autorka jej sztywne, snobistyczne dzieci.
Bohaterowie „Poszukiwaczy muszelek” są wielowymiarowi i pełni
kontrastów, zdolni wzbudzać w czytelniku uczucia współczucia, pogardy
czy sympatii. Świetna to sprawa tak opisac postacie książki, że
czytelnik nie może obok nich przejść obojętnie, że wzbudzają one w nas
silne uczucia, również te negatywne.
Mnie
obok postaci urzekła także – a może przede wszystkim - pasjonująca
historia opowiedziana przez Rosamunde Pilcher. „Poszukiwacze muszelek”
to wciągająca powieść obyczajowa opowiedziana z uczuciem. Powieść, która
czytana w pochmurny dzień porwie czytelnika i napełni go optymizmem. Bo
chociaż historia Penelopy słodko-gorzka, do bólu zwyczajna, nie
wszystko w jej życiu układa się po jej myśli, to jednak książka tchnie
jednak optymizmem i napawa otuchą.
Być
może Rosamunde Pilcher nie napisała odkrywczej, oryginalnej książki.
Pojawiają się w niej bowiem nieskomplikowane i czasem banalne wątki,
temat wojny i wojennej miłości może się czytelnikowi wydać za bardzo
oklepany, wątek pazernych, zachłannych dzieci też nie jest niczym nowym,
ale powieść Pilcher, choć napisana w latach osiemdziesiątych, wciąż
jednak ma w sobie ten urok i czar dobrze opowiedzianej historii.
PS.
Książkę przeczytałam w polskim tłumaczeniu, w starym wydaniu
Prószyńskiego w serii Biblioteczka pod Różą. Jeśli kiedyś natkniecie się
na to wydanie, to niech nie zwiedzie was tandetna, kiczowata okładka,
bo „Poszukiwacze muszelek” to naprawdę świetne czytadło, warte poznania.