Najlepsze
przepisy to te przekazywane z pokolenia na pokolenie, z matki na córkę,
z babci na wnuczkę... Domowe kotlety mielone, kopytka, pomidorowa z
makaronem, epickie ciasto drożdżowe mojej babci... Najtrudniej jest
jednak te przepisy przekazać na odległość, bo najczęściej wszystko jest w
nich robione "na oko". Weź trochę mleka... niecałe kilo mąki...
usłyszałam od mojej mamy, kiedy zadzwoniłam do niej z prośbą o przepis
na ciasto drożdżowe. Już od dawna bowiem chodziło za mną ciasto
drożdżowe ze śliwkami, najlepiej takie, jak robiła najpierw moja babcia,
a potem moja mama - napełniające całą kuchnię zapachem ciasto, z
którego wyjadałam kruszonkę, które najlepiej smakowało na ciepło, ledwo
wyjęte z piekarnika.... W końcu zebrałam się na odwagę i postanowiłam
zmierzyć się z ciastem, które do tej pory było dla mnie wyższą szkołą
jazdy... Musze przyznać, że kiedy słuchałam enigmatycznych wskazówek
mojej mamy (drożdże, trochę cukru, niecała kostka masła, mleko),
instrukcji, które były bardzo zwięzłe (jakby co, to dodać mąki albo
mleka), nie byłam zbyt pewna sukcesu... Muszę jednak się pochwalić, że
kiedy zobaczyłam wyrośnięte ciasto, moje nadzieje wzrosły...
I voila, oto ciasto drożdżowe ze
śliwkami i kruszonką - moje pierwsze, jeszcze nie doskonałe, ale wiem,
że na pewno spróbuję je znowu zrobić...
Do tego okazało się, że ciasta wyszło mi tyle, że zużyłam je na eksperymentalne "bułeczki" z dżemem....
Teraz czuję się, jakbym zdobyła kuchenne
ostrogi, jakbym była gotowa na każde wyzwanie. Nie wiem, kiedy się
odważę, żeby znów zrobić drożdżowe ciasto, ale już się go nie boję...
Kolejne wyzwanie - babka wielkanocna, najlepiej według przepisu
staropolskiego, z tych co się zaczynają od "weź trzy silne dziewki
kuchenne" albo "weź kopę jaj.".. Cóż, zobaczymy! A na razie czeka na
mnie herbata, ciasto drożdżowe ze śliwkami i dobra książka. Oto
najlepsze zakończenie udanego weekendu.