niedziela, 19 maja 2013

Bernhard Schlink - "The Reader" ("Lektor")

Wiadomo nie od dziś, że książki podobają nam się z różnych powodów. Dla niektórych najwyższym kryterium będzie to, że dana pozycja dostarczyła im wiele wrażeń, że wciągnęła nas niebotycznie, do białego rana, że od tej książki po prostu nie sposób się oderwać. Dla innych będzie ważniejsze to, czy książka skłoniła ich do myślenia, do głębokiego analizowania treści, że jest napisana pięknym językiem, że czasem trzeba się nad nią zastanowić, żeby zrozumieć jej wartość. Ciężko jest mi ocenić książkę, która mnie nie rzuciła na kolana, którą czasem czytałam bez większego zaangażowania, a która jednak, w jakiś sposób, skłoniła mnie do myślenia i próby przeanalizowania przekazywanych przez nią treści.
Pierwszy raz o książce „The Reader” („Lektor”) Bernharda Schlinka usłyszałam, kiedy na ekranach miał się pojawić film na jej podstawie. Schlink, niemiecki pisarz, profesor i wykładowca prawa, otrzymał za „Lektora” kilka różnych nagród literackich. Była to też pierwsza książka niemieckiego autora, która znalazła się na pierwszym miejscu listy bestsellerów NY Timesa. Panie wypożyczające tę książkę w mojej bibliotece bardzo polecały, ja tytuł zanotowałam gdzieś w zakamarkach pamięci, książkę zdobyłam i tyle. Musiało minąć dobrych kilka lat, żebym sobie o niej przypomniała. A ponieważ chciałabym obejrzeć film, wiadomo, że najpierw musiałabym książkę przeczytać. Dlatego pojawiła się na mojej Subiektywnej Liście Książek Do Przeczytania

„Lektor” to powieść o pierwszej, młodzieńczej miłości, a także o Holokauście, o rozliczaniu się z przeszłością, i o próbie odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób ta przeszłość nas określa. Jej bohaterem jest Michael Berg, który jako nastolatek wdaje się w romans ze starszą o dwadzieścia lat kobietą, Hanną Schmitz. Ich romans to wspólne spotkania w jej mieszkaniu, kąpiel, seks i czytanie na głos. Niespodziewanie Hanna znika z jego życia, a kiedy ich drogi ponownie się schodzą, Hanna jest jedną ze strażniczek obozów koncentracyjnych zasiadających na ławie oskarżonych, a Michael – obserwującym proces studentem prawa. Ale nie jest to jedyny sekret, który Kobieta przed wszystkimi ukrywa...

Przyznaję uczciwie, że po „Lektora” Schlinka sięgnęłam teraz przede wszystkim dlatego, że była niewielka rozmiarowo, a po niefortunnej przygodzie z niewłaściwą książką, potrzebowałam czegoś cienkiego, żeby nadrobić szybko stracony czas. Ach, niechlubne to wyznanie, nie tak powinno się wybierać powieści do czytania, ale co zrobić, własnoręcznie sobie książki wybrałam, teraz mnie gryzie sumienie. No i mam problem. Bo "The Reader" (pomimo znaczącego tytułu i intrygującej treści) wcale mnie nie rzucił na kolana. Zaczęłam czytać z zaciekawieniem, ale suchy styl Schlinka, jego rzeczowa i pozbawiona połysku proza, sprawiły, że za nic nie mogłam się przekonać do tej powieści. Motyw młodzieńczej miłości, której doświadczenie pozostaje z bohaterem na zawsze wcale mnie nie zaciekawił. Motyw starszej kobiety uwodzącej nastolatka – też nie. Dopiero w dalszej części powieści, w której Hanna ukazana jest w zupełnie innym świetle, gdzie czytelnik musi przewartościować własne spojrzenie na jej postać, pojawiła się we mnie nadzieja, że książka jednak mi się spodoba bardziej. Że coś z niej wyniosę. A jednak – rozważania etyczne autora nad problemem odpowiedzialności zbiorowej, nad problemem winy i kary, prawa jednostki do prywatności – choć ciekawe, też jakoś nie przekonały mnie do tej powieści. Podobnie jak moralne dylematy bohaterów. Michael czuje się winny swoich uczuć do Hanny, jako zbrodniarki wojennej, z drugiej strony czuje się winny, bo jej w żaden sposób nie pomógł, choć jego czyn mógł złagodzić wymiar jej kary. Sekret Hanny, kiedy wreszcie wychodzi na jaw, po raz kolejny każe nam przewartościować jej wizerunek, ale mnie wciąż czegoś w tej powieści zabrakło. Dopiero przy samym końcu, w ostatnich rozdziałach, kiedy wraz z Michaelem znalazłam się w więziennej celi, coś we mnie zapikało. Bohaterowie pokazali na krótko ludzkie oblicze, by zresztą zaraz potem schować się pod sztywnymi maskami.

Jestem zawiedziona, bo w „Lektorze” nie znalazłam żadnej pasji, a jedynie chłodne, racjonalizatorskie spojrzenie autora. Ciężko jest ocenić książkę, jeśli widzi się jej literacką wartość, ale niewiele poza tym. To bardzo dobra książka do rozmowy, bo można nad nią dyskutować, spierać się i różnie ją interpretować. Cóż jednak, skoro wina, kara, miłość, przebaczenie - potężne motywy, silne emocje - nie zdołały mnie porwać i zachwycić. Być może o doświadczeniach Holokaustu nie można pisać z patosem, jeśli chce się uniknąć trywializacji, banału i sztampy. Ale skoro nie mogłam z siebie wykrzesać żadnych uczuć do głównych bohaterów, skoro ich los właściwie pozostał mi obojętny – to według mnie czegoś mi w tej książce zabrakło. I szkoda, bo „Lektor” to bardzo interesująca powieść, pełna moralnych dylematów i etycznych dywagacji. Ale chyba raczej nie dla mnie.

17 komentarzy:

  1. Dobra, zgubiłam się i nic nie rozumiem.
    "...a po niefortunnej przygodzie z niewłaściwą książką" - jaką ksiązką? odnośnik jest do The Suspicions of Mr Whicher. Przecież nie wystawiłas tej książce złej opinii? Ja ją sobie wrzuciłam do "schowka", by kiedys kupic i przeczytac.... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewłaściwą książką, bo miałam czytać coś z Listy, a Whichera na Liście nie było... A książkę polecam. :)

      Usuń
  2. Również żałowałam, że historia "Lektora" nie trafiła pod pióro innego autora, który przedstawiłby ją z większym polotem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy z większym polotem, ale może inaczej? A mnie po prostu styl autora chyba nie przypadł do gustu...

      Usuń
  3. A zatem poprzestanę na filmie, który mi się podobał. Nie muszę "kompletować" historii książką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się zastanawiam nad filmem. Tylko mnie zabranie sie za oglądanie czegokolwiek zajmuje lata... :)

      Usuń
  4. Czytałam, ale po filmie. Skłonił mnie do rozmyślań, ale to film, nie książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, zastanawiam się, czy powodem mojego braku wciągnięcia nie była przypadkiem zbytnia znajomość fabuły? Wrażenie mogłoby być zupełnie inne...

      Usuń
    2. Tak, to bardzo możliwe, tak właśnie miałam.

      Usuń
    3. Ale z drugiej strony, nawet jeśli fabuła znana, czy dobrze (mam na myśli ciekawie) napisana książka nie powinna obronic się sama....? Tak sobie dywaguję, bo i tak już w tym przypadku po ptokach. :)

      Usuń
    4. Wiesz co, zastanowiłam się, bo właśnie na innym blogu wypłynęły "Niebezpieczne związki" - i wcale znajomość filmu nie przeszkodziła w sięgnięciu po książkę i delektowaniu się nią.
      Czyli: są książki na raz i "Lektor" do nich należy, przy czym książka czy film, wszystko jedno, bo są identyczne, wyjąwszy środek przekazu, i są książki na wiele razy, te naprawdę dobre książki.

      Usuń
  5. Znam tylko tą jedną książkę autora, filmu nie oglądałem. Myślę, że chłodne, zdystansowane spojrzenie autora to jego znak charakterystyczny. Taka reporterska narracja może budzić zaciekawienie bądź nudę. Może Schlink nie chciał ujmować tematyki wojennej sztampowo, górnolotnie... /tommy/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tommy, myślę, że masz rację, pisanie o podobnej tematyce z patosem czy górnolotnie nie pasuje do treści... Z drugiej strony narzekałabym na sztampowość. Jakoś mi nie po drodze z tą książką...

      Usuń
  6. Czytałam, ale nie mam negatywnych odczuć. No może rozczarował mnie motyw postępowania Hanny, bo nie jest w literaturze odkrywczy. Filmu nie widziałam, więc muszę nadrobić to. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przed czytanie książki wiedziałaś o co w niej chodzi? Bo jak już wspomniałam powyżej, myślę, że ja za dużo o niej wiedziałam.. I to być może wpłynęło na odbiór?

      Usuń
  7. Piękna powieść. Czytałam w tym roku i bardzo, bardzo mnie ujęła.

    OdpowiedzUsuń