Wiadomo nie od dziś,
że książki podobają nam się z różnych powodów. Dla niektórych
najwyższym kryterium będzie to, że dana pozycja dostarczyła im
wiele wrażeń, że wciągnęła nas niebotycznie, do białego rana,
że od tej książki po prostu nie sposób się oderwać. Dla innych
będzie ważniejsze to, czy książka skłoniła ich do myślenia, do
głębokiego analizowania treści, że jest napisana pięknym
językiem, że czasem trzeba się nad nią zastanowić, żeby
zrozumieć jej wartość. Ciężko jest mi ocenić książkę, która
mnie nie rzuciła na kolana, którą czasem czytałam bez większego
zaangażowania, a która jednak, w jakiś sposób, skłoniła mnie do
myślenia i próby przeanalizowania przekazywanych przez nią treści.
Pierwszy raz o książce
„The Reader” („Lektor”) Bernharda Schlinka usłyszałam,
kiedy na ekranach miał się pojawić film na jej podstawie. Schlink, niemiecki
pisarz, profesor i wykładowca prawa, otrzymał za „Lektora”
kilka różnych nagród literackich. Była to też pierwsza książka
niemieckiego autora, która znalazła się na pierwszym miejscu listy
bestsellerów NY Timesa. Panie
wypożyczające tę książkę w mojej bibliotece bardzo polecały,
ja tytuł zanotowałam gdzieś w zakamarkach pamięci, książkę
zdobyłam i tyle. Musiało minąć dobrych kilka lat, żebym sobie o
niej przypomniała. A ponieważ chciałabym obejrzeć film, wiadomo,
że najpierw musiałabym książkę przeczytać. Dlatego pojawiła
się na mojej Subiektywnej Liście Książek Do Przeczytania.
„Lektor” to powieść
o pierwszej, młodzieńczej miłości, a także o Holokauście, o
rozliczaniu się z przeszłością, i o próbie odpowiedzi na
pytanie, w jaki sposób ta przeszłość nas określa. Jej bohaterem
jest Michael Berg, który jako nastolatek wdaje się w romans ze
starszą o dwadzieścia lat kobietą, Hanną Schmitz. Ich romans to wspólne spotkania w jej mieszkaniu, kąpiel, seks i czytanie na głos. Niespodziewanie
Hanna znika z jego życia, a kiedy ich drogi ponownie się schodzą,
Hanna jest jedną ze strażniczek obozów koncentracyjnych
zasiadających na ławie oskarżonych, a Michael – obserwującym
proces studentem prawa. Ale nie jest to jedyny sekret, który Kobieta przed wszystkimi ukrywa...
Przyznaję uczciwie, że
po „Lektora” Schlinka sięgnęłam teraz przede wszystkim
dlatego, że była niewielka rozmiarowo, a po niefortunnej
przygodzie z niewłaściwą książką, potrzebowałam czegoś
cienkiego, żeby nadrobić szybko stracony czas. Ach, niechlubne to
wyznanie, nie tak powinno się wybierać powieści do czytania, ale
co zrobić, własnoręcznie sobie książki wybrałam, teraz mnie
gryzie sumienie. No i mam problem. Bo "The Reader" (pomimo znaczącego tytułu i intrygującej treści) wcale mnie nie
rzucił na kolana. Zaczęłam czytać z zaciekawieniem, ale
suchy styl Schlinka, jego rzeczowa i pozbawiona połysku proza,
sprawiły, że za nic nie mogłam się przekonać do tej powieści.
Motyw młodzieńczej miłości, której doświadczenie pozostaje z
bohaterem na zawsze wcale mnie nie zaciekawił. Motyw starszej
kobiety uwodzącej nastolatka – też nie. Dopiero w dalszej części
powieści, w której Hanna ukazana jest w zupełnie innym świetle,
gdzie czytelnik musi przewartościować własne spojrzenie na jej
postać, pojawiła się we mnie nadzieja, że książka jednak mi się
spodoba bardziej. Że coś z niej wyniosę. A jednak – rozważania
etyczne autora nad problemem odpowiedzialności zbiorowej, nad
problemem winy i kary, prawa jednostki do prywatności – choć
ciekawe, też jakoś nie przekonały mnie do tej powieści. Podobnie jak
moralne dylematy bohaterów. Michael czuje się winny swoich uczuć
do Hanny, jako zbrodniarki wojennej, z drugiej strony czuje się
winny, bo jej w żaden sposób nie pomógł, choć jego czyn mógł
złagodzić wymiar jej kary. Sekret Hanny, kiedy wreszcie wychodzi na
jaw, po raz kolejny każe nam przewartościować jej wizerunek, ale
mnie wciąż czegoś w tej powieści zabrakło. Dopiero przy samym
końcu, w ostatnich rozdziałach, kiedy wraz z Michaelem znalazłam się w więziennej celi, coś we mnie zapikało. Bohaterowie
pokazali na krótko ludzkie oblicze, by zresztą zaraz potem schować
się pod sztywnymi maskami.
Jestem zawiedziona, bo
w „Lektorze” nie znalazłam żadnej pasji, a jedynie chłodne,
racjonalizatorskie spojrzenie autora. Ciężko jest ocenić książkę,
jeśli widzi się jej literacką wartość, ale niewiele poza tym. To bardzo dobra książka do rozmowy, bo można nad nią dyskutować, spierać się i różnie ją interpretować. Cóż jednak, skoro wina, kara, miłość, przebaczenie - potężne motywy, silne emocje - nie zdołały mnie porwać i zachwycić. Być
może o doświadczeniach Holokaustu nie można pisać z patosem,
jeśli chce się uniknąć trywializacji, banału i sztampy. Ale
skoro nie mogłam z siebie wykrzesać żadnych uczuć do głównych
bohaterów, skoro ich los właściwie pozostał mi obojętny – to
według mnie czegoś mi w tej książce zabrakło. I szkoda, bo
„Lektor” to bardzo interesująca powieść, pełna moralnych dylematów
i etycznych dywagacji. Ale chyba raczej nie dla mnie.
Dobra, zgubiłam się i nic nie rozumiem.
OdpowiedzUsuń"...a po niefortunnej przygodzie z niewłaściwą książką" - jaką ksiązką? odnośnik jest do The Suspicions of Mr Whicher. Przecież nie wystawiłas tej książce złej opinii? Ja ją sobie wrzuciłam do "schowka", by kiedys kupic i przeczytac.... :(
Niewłaściwą książką, bo miałam czytać coś z Listy, a Whichera na Liście nie było... A książkę polecam. :)
Usuńuffff ;)
OdpowiedzUsuńRównież żałowałam, że historia "Lektora" nie trafiła pod pióro innego autora, który przedstawiłby ją z większym polotem.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy z większym polotem, ale może inaczej? A mnie po prostu styl autora chyba nie przypadł do gustu...
UsuńA zatem poprzestanę na filmie, który mi się podobał. Nie muszę "kompletować" historii książką.
OdpowiedzUsuńA ja się zastanawiam nad filmem. Tylko mnie zabranie sie za oglądanie czegokolwiek zajmuje lata... :)
UsuńCzytałam, ale po filmie. Skłonił mnie do rozmyślań, ale to film, nie książka.
OdpowiedzUsuńWiesz co, zastanawiam się, czy powodem mojego braku wciągnięcia nie była przypadkiem zbytnia znajomość fabuły? Wrażenie mogłoby być zupełnie inne...
UsuńTak, to bardzo możliwe, tak właśnie miałam.
UsuńAle z drugiej strony, nawet jeśli fabuła znana, czy dobrze (mam na myśli ciekawie) napisana książka nie powinna obronic się sama....? Tak sobie dywaguję, bo i tak już w tym przypadku po ptokach. :)
UsuńWiesz co, zastanowiłam się, bo właśnie na innym blogu wypłynęły "Niebezpieczne związki" - i wcale znajomość filmu nie przeszkodziła w sięgnięciu po książkę i delektowaniu się nią.
UsuńCzyli: są książki na raz i "Lektor" do nich należy, przy czym książka czy film, wszystko jedno, bo są identyczne, wyjąwszy środek przekazu, i są książki na wiele razy, te naprawdę dobre książki.
Znam tylko tą jedną książkę autora, filmu nie oglądałem. Myślę, że chłodne, zdystansowane spojrzenie autora to jego znak charakterystyczny. Taka reporterska narracja może budzić zaciekawienie bądź nudę. Może Schlink nie chciał ujmować tematyki wojennej sztampowo, górnolotnie... /tommy/
OdpowiedzUsuńTommy, myślę, że masz rację, pisanie o podobnej tematyce z patosem czy górnolotnie nie pasuje do treści... Z drugiej strony narzekałabym na sztampowość. Jakoś mi nie po drodze z tą książką...
UsuńCzytałam, ale nie mam negatywnych odczuć. No może rozczarował mnie motyw postępowania Hanny, bo nie jest w literaturze odkrywczy. Filmu nie widziałam, więc muszę nadrobić to. :-)
OdpowiedzUsuńA przed czytanie książki wiedziałaś o co w niej chodzi? Bo jak już wspomniałam powyżej, myślę, że ja za dużo o niej wiedziałam.. I to być może wpłynęło na odbiór?
UsuńPiękna powieść. Czytałam w tym roku i bardzo, bardzo mnie ujęła.
OdpowiedzUsuń