niedziela, 30 grudnia 2012

Świąteczna Małgorzata Musierowicz (Zimowe czytanie 2012)

Święta spędziłam w domu rodzinnym na ciężkiej pracy, po której przyszedł czas na słodkie lenistwo. A jak wiecie, słodkie lenistwo w moim przypadku oznacza zwykle czytanie książek… Spędziłam więc fantastyczne kilka dni odwiedzając niewidzianych od lat książkowych przyjaciół i poznając nowych. Jednym słowem, święta upłynęły mi głównie pod znakiem książek Małgorzaty Musierowicz. 
Przede wszystkim czekała na mnie w domu najnowsza książka Musierowicz – długo przez nas oczekiwana „McDusia”. Tak, wiem, że wiele osób uważa, że autorka niepotrzebnie ciągnie tę serię, że te najnowsze książki nie dorównują świeżością i oryginalnością tym pierwszym. Że postacie, szczególnie rodzina Borejków, są mało realistyczne, a za to zbyt idealistyczne, że kobiety spychane są do roli kur domowych, że powieści są zwykle mało prawdopodobne, a przy tym optymistyczne do bólu zębów. Przyznaję również, że i mnie niektóre ostatnie powieści Musierowicz nieco rozczarowały – ich bohaterowie byli zbyt niedojrzali, ich problemy mnie niezbyt interesowały.. Ale po świetnej „Sprężynie”, która na nowo przywróciła mi wiarę w to, że z Jeżycjady się nie wyrasta, nadszedł czas na „McDusię”, czyli opowieść świąteczną o ślubach, świętach, pożegnaniach z dawnymi znajomymi...

Główną bohaterką powieści jest tytułowa Magdusia, prawnuczka profesora Dmuchawca, która przyjeżdża do Poznania uporządkować mieszkanie po zmarłym niedawno nestorze rodu. Smutne jest to pożegnanie z dawno niewidzianą postacią, nie tylko wiernym czytelnikom zakręci się w oku łza. W mieszkaniu pojawiają się dawni bohaterowie Jeżycjady, by w spadku po profesorze otrzymać mądre życiowe rady i przy okazji dać znać czytelnikom, co też się u nich dzieje. Ale głównym tematem książki jest jak zwykle miłość – miłość w jej wielu obliczach. Pierwsze rozterki miłosne, złamane serca, poszukiwanie drugiej połówki, zawody miłosne i rozczarowania, radość z odwzajemnionego uczucia, rozterki przedślubne, miłość udawana, miłość, która trwa całe dorosłe życie, miłość, która potrafi wybaczać. Trwają przygotowania do ślubu Laury i Adama, Magdusia leczy złamane serce, kuzyni Ignaś i Józinek (już niemal dorośli, bardziej dojrzali, ale wciąż strasznie czasem dziecinni) też nie są obojętni wobec wszechobecnych sercowych rozterek. Pojawia się też inny rzadki gość – Janusz Pyziak, by chyba już na dobre zamknąć pewien rozdział w życiu bohaterów Jeżycjady. „McDusia” toczy się w świątecznym okresie, więc święta stają się dla bohaterów (i dla czytelników) okazją do wspominków, żartów i tradycyjnych już w tej rodzinie kataklizmów i katastrof. Świąteczny, pogodny nastrój powieści sprzyja refleksji i rozmyślaniom o tym, co oznaczają dla nas święta Bożego Narodzenia, a wszechobecny, delikatny humor, pozwala bezboleśnie przełknąć bardziej niestrawne dydaktyczne wstawki (Łucja i jej językowa poprawność działa mi wyjątkowo na nerwy!!).

Myślę, że są autorzy, których książki budzą w czytelniku wieloletni sentyment, do których książek powraca się i podczytuje od nowa. Z których się nie wyrasta. Którym wiele się wybacza. Tak właśnie ma się sprawa z powieściami Małgorzaty Musierowicz – jestem głucha i ślepa na wszelkie wady tych książek. Ponieważ jednak „McDusia” aż promieniuje wszechobecnym dobrem i ciepłem, na święta jest to lektura jak najbardziej odpowiednia. Kto wie, gdybym przeczytała tę książkę kiedy indziej, może nie spodobałaby mi się tak bardzo. 
Jak już wspomniałam Jeżycjadę lubię sobie czasem podczytywać, choćby na wyrywki. To nic, że zestarzałam się w międzyczasie, ale są pewne książki, które czytać można w każdym wieku. Do nich należy  „Noelka” - według mnie absolutna klasyka, powieść tak ciepła, dowcipna i pełna świątecznego czaru, że powinna być lekturą obowiązkową w okresie przedwigilijnych nerwowych przygotowań. Jeśli ktoś jakimś cudem nie zna tej książki, to spieszę donieść, że akcja powieści obejmuje wigilijny wieczór, który główni bohaterowie spędzają odwiedzając domy mieszkańców poznańskiej dzielnicy Jeżyce przebrani za Gwiazdora i Aniołka. Znów pojawiają się znajome postacie, są i nowi bohaterowie. „Noelka” to opowieść o przeżywaniu świąt, o tym, co dla nas w nich jest najważniejsze, o tym, co ważne być powinno . To też powieść o dojrzewaniu, wyzbywaniu się egoizmu i o poszukiwaniu miłości. Niesamowicie ciepła, klimatyczna i wzruszająca miejscami powieść, która uczy nas pamiętać o dawnych obyczajach, szanować tradycję i kochać drugiego człowieka, niezależnie od tego, kim jest. A że jest to jedna z najlepszych powieści Musierowicz, nie mogło w niej zabraknąć humoru, dowcipu i świetnych dialogów. A w dodatku znów pojawia się niezastąpiona rodzina Borejków, która przygotowuje się do ślubu Idy. I właśnie te przedślubne rozterki, perypetie panny młodej, która w przeddzień ślubu przypomina sobie, że nie ma odpowiednich butów, zabawne fragmenty i wywołujące rechot urywki są znakomitą przeciwwagą dla wigilijnych, nieco lukrowanych rozdziałów. Dlatego „Noelka” to dla mnie idealna książka świąteczna, której jeszcze się nie udało zdetronizować...
Sama nie wiem kiedy przeczytałam w te święta cztery książki Musierowicz. Kolejną był „Kwiat kalafiora”, jedna z pierwszych powieści, która nic a nic nie straciła ze swego uroku i świeżości. Chociaż realia polskie bardzo się zmieniły od tych opisywanych w powieści (akcja toczy się w początkach roku 1978), to tematy w niej poruszane wciąż są jak najbardziej aktualne. „Kwiat kalafiora” chciałabym wspomnieć także ze względu na główną bohaterkę, Gabrysię Borejko, siedemnastoletnią pannę, która przeżywa swoją pierwszą miłość. Cóż, dla mnie „Kwiat kalafiora” to podróż sentymentalna – lata chude, czasy kolejek i wiecznych braków, a do tego fantastyczny humor, który pozwala to wszystko jakoś znieść. Polecam tę książkę wszystkim, którzy zastanawiają się nad rozpoczęciem przygody z Jeżycjadą.
Na koniec chciałabym tylko szybko wspomnieć ostatnią przeczytaną książkę - Małgorzata Musierowicz „Na Gwiazdkę”. Ta cieniutka książeczka to mój najnowszy nabytek świąteczny. Nie jest to powieść, to raczej połączenie książki kucharskiej z poradnikiem dla młodych czytelników (a właściwie czytelniczek), w którym autorka radzi, w jaki sposób przygotować się do obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Objętościowo niewielka pozycja, ale zawiera mimo wszystko interesujące szczególiki – przygotowywanie świątecznych własnoręcznych prezentów, także jadalnych, ozdób choinkowych, pysznych (na razie tylko z opisu) tortów i ciast, a także bardziej tradycyjnych potraw wigilijnych. A wszystko to przetykane wspomnieniami autorki, jej spostrzeżeniami na temat świąt, poradami, w jaki sposób święta powinno się przeżywać i dlaczego. Przyznaję, nie jest to książka, po którą sięgnie każdy. Ale polecam ją tym, którzy Jeżycjadę kochają i chcieliby by w ich domu również zagościł podobny świąteczny duch.

Nie wiem, kiedy ukaże się kolejna, zapowiadana już gdzieś w sieci książka Małgorzaty Musierowicz. Podobno będzie nosiła tytuł „Wnuczka do orzechów”. Oby została wydana jak najszybciej, oby nie zabrakło w niej ukochanego przez rzesze wielbicieli pogodnego kilmatu. Oby czytało się ją jak najlepiej. Czego i wam życzę.

15 komentarzy:

  1. U mnie również ostatnio Musierowicz króluje:)
    Świątecznie przeczytałam „Noelkę” oraz „Na Gwiazdkę” i zostałam oczarowana. Wspaniałe, ciepłe książki i mam ochotę na więcej. Właśnie zabieram się za „Kwiat kalafiora”

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed Kwiatem Kalafiora jest jeszcze Kłamczucha, za ktôrą nie przepadam i świetna Szósta klepka. Ale Kwiat kalafiora to pierwsze spotkanie z rodziną Borejków! Baaardzo ją lubię!

      Usuń
    2. Dokladnie! "Szósta klepka" bardzo mi się podobała, ale do "Kłamczuchy" nie potrafię się przekonać. Wczoraj zaczęłam "Kwiat kalafiora", który, jak pamiętasz, zaczyna się niefortunnym Sylwestrem, a dzisiaj skończyłam:). Dobrze mi się zaczął Nowy Rok:)

      Usuń
  2. U mnie też króluje pani Musierowicz, postanowiłam kolejny raz przypomnieć sobie całą Jeżycjadę. Przed świętami udało mi się także przeczytać "McDusię". Baaardzo mi się podobała, było nam razem tak dobrze i przyjemnie... Zgadzam się z Twoim ostatnim akapitem. "McDusia" promieniuje niezwykłym ciepłem i tak jak Ty, jestem głucha i ślepa na wszelkie wady.
    "Noelkę" uwielbiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję jednak, że na przykład Język Trolli mi się zupełnie nie podobał. Ale seria jest super....będę ją dalej czytać...

      Usuń
  3. Ja jakoś nigdy nie byłam fanką Musierowicz, nie wiem czemu nie mogłam się przekonać, może po latach pora spróbować raz jeszcze...
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To polecam albo Noelkę, albo Kwiat kalafiora...? Podium w rosole też świetna, ale zupełnie inna, bardziej mroczna i smutna...

      Usuń
  4. A ja czekam aż trafię na nową książkę w bibliotece. Już od jakiegoś czasu tylko wypożyczam Jezycjadę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może bym też wypożyczała, gdyby były bardziej dostępne w bibliotece tutaj... Ale na przykład moja mama też ją czyta i kupuje...

      Usuń
  5. Odkąd pojawiła się "Noelka" jest ona moim stałym elementem wigilijnego wieczoru - kiedy w końcu znajdę się w łóżku z przyjemnością co roku czytam o Elce i Tomku i ich podróży przez kolejne domy. Bez "Noelki" święta byłyby jakieś niepełne. W tym roku zaś godnie zastąpiła ją "McDusia" - równie świąteczna i ciepła. Hmm w przyszłym roku będę miała dylemat.. Musierowicz jest dobra na wszystkie trudne chwile i na radosne też. I ja zaliczam się do tych jej czytelniczek, które po wielekroć przeczytały Jeżycjadę i wad nie dostrzegają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmmm, może obie? Albo Noelka w wigilię, McDusia w pierwszy dzień świąt...?

      Usuń
    2. To świetny zestaw naświęta Bożego Narodzenia. Moja miłość do Jeżycjady zaczęła się, gdy na spotkaniu w osiedlowej bibliotece usłyszałam Panią Musierowicz czytającą fragmenty swojej najnowszej książki - właśnie "Noelki".
      W ramach świątecznych klimatów polecam również towarzyszącą mi od lat w czasie adwentu "Tajemnicę Bożego Narodzenia" Josteina Gaardera, niezwykły kalendarz adwentowy przypominający o tym, co w tych świętach najważniejsze.
      Aniki

      Usuń
    3. Aniki, kiedyś próbowałam przeczytać "Świat Zofii" Gaardera i zupełnie mi nie p[odszedł. Nieufnie więc podchodze do jego innych książek. Ale kto wie, zimą mam inny nastrój, więc może...

      Usuń
  6. Nie wiem czemu, ale Musierowicz w ogóle do mnie nie przemawia.

    www.recenzje-cherry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak zwykle żadna książka nie spodoba się każdemu...

      Usuń