Zadziwiająca
rzecz się stała, spędziłam przemiły dzień w towarzystwie Padmy i jej
koleżanki i zamiast pokazywać wam kolejne mega – stosy, które zwykle mam
wam do pokazania po takich spotkaniach, prezentuję wam to mizerne
stosiątko. Przygotujcie się na niespodziankę. Dziś kupiłam tylko jedną
książkę... Reszta to prezenty, za które pięęęęęęknie dziękuję Padmie.
Owszem, widziałam sporo interesujących powieści, ale jakoś żadna nie
przyciągnęła mojej uwagi na dłużej. Nie narzekam jednak, bo moje
zdobycze, choć według moich standardów skromne, cieszą oko i są
niezwykle interesujące.
Isabel Colegate, „The Shooting Party” - pierwszy z prezentów od Padmy, książka, o której pisała niedawno na swoim blogu.
Świetna niespodzianka, bo (jak już wspomniałam), ciągnie mnie do
początków dwudziestego wieku, do beztroskich czasów przed Wielką Wojną,
która na zawsze miała zmienić świat angielskiej arystokracji.
Anna Fryczkowska, „Starsza pani wnika” -
Ach, jakież to wspaniałe uczucie, gdy na nieśmiałe pytanie o pewną
książkę pada odpowiedź: „już ci ją kupiłam”... Nie czytałam jeszcze
„Kobiety bez twarzy”, ale nowa powieść autorki zapowiada się
arcyciekawie. Morderstwo i pewna starsza pani, która przy pomocy
detektywistycznej agencji rozwiązuje sprawy kryminalne z własnego
podwórka. Dużo się po tej książce spodziewam, zwłaszcza, że autorka
chwalona jest za świetny opis współczesnych realiów.
Ciji Ware, „Island of the Swans” - jedyna kupiona książka, romans historyczny z czasów Jerzego III, powieść biograficzna o życiu Jane
Maxwell, późniejszej księżnej Gordon, rywalki słynnej Georgiany,
księżny Devonshire. Bardzo lubię romanse, a wiek osiemnasty to czasy
bardzo interesujące. Do zakupu ostatecznie zachęciła mnie Padma,
poświadczając autentyczność głównej bohaterki.
Arne Dahl, „Zła krew” -
część druga przygód szwedzkiej Drużyny A, bohaterów kryminału
„Misterioso”, który przeczytałam w zeszłym roku, podobno jeszcze lepsza
od swojej poprzedniczki. Morderstwo szwedzkiego krytyka literackiego,
seryjny morderca ze Stanów, skomplikowana intryga i zaskakujące zwroty
akcji. Już zacieram ręce, czekając na świetną zabawę.
Peter Prange, „Złodziej nieba” - książka niemieckiego autora zachwalana przez Monikę
z Kroniki błękitnej biblioteczki. Powieść o miłości i sztuce
rozgrywająca się w środowisku paryskiej cyganerii w fascynujących latach
trzydziestych XX wieku. Mało czytam literatury niemieckiej, mam jednak
nadzieję, że ta książka to zmieni.
Oto i
cały stosik. A gdzie obiecana relacja z tego, co dzisiaj czytam? Otóż w
podróż zabrałam dziś trzeci tom przygód Flavii de Luce, „A Red Herring
Without the Mustard”, książkę, którą podczytuję już trzeci dzień. A
ponieważ jutro czasu mam też mało, pozdrawiam was wieczorowo i bez
zwłoki przenoszę się do Buckshaw, by wraz z Flavią rozwiązywać zagadkę
pewnego morderstwa.
kasia.eire
OdpowiedzUsuń2012/06/10 22:27:38
less is more - ostatnio coraz częściej tak myślę. A Fryczkowską przemyśliwałam ci pożyczyć korespondencyjnie wysyłając z powrotem Twoją, czekałam tylko, aż ją skończę. No nic, spóźniłam się. A może jest coś, co ja mam, a co Ty byś strasznie chciała przeczytać? Proszę o adres na maila albo wiadomość na FB, bo nie mogłam odczytać na kopercie, a nie chcę, żeby się gdzieś książka tułała. W środę bym wysłała.
dabarai
2012/06/14 22:20:54
Less is może i more, ale jakoś nie zawsze mi ta maksyma działa... :P