Ciekawe,
co Kochanowski miałby do powiedzenia o współczesnej wsi spokojnej i
wesołej? Jeśli przeczytałby niektóre książki cieszące się ostatnio
powodzeniem wśród czytelników i czytelniczek, takie jak powieści
Katarzyny Michalak lub Magdaleny Kordel, na pewno pokiwałby głową i ze
spokojem zabrałby się za pisanie kolejnej fraszki. Jeśli natomiast
przeczytałby książkę „Kobieta bez twarzy” Anny Fryczkowskiej, być może
zmieniłby zawód, wyprowadził się do miasta i na wieś nigdy już nie
wyjeżdżał.
Zwłoki
kobiety w przydrożnym stawie znalezione przez wracającą ze szkoły
córkę? Nie tego spodziewała się główna bohaterka książki, Hanna Cudny,
kiedy w dwójką dzieci zdecydowała się porzucić Warszawę i po śmierci
męża zamieszkać w Świątkowicach, małej wiosce, w której jako dziecko
spędzała wakacje. Miało być ładnie, spokojnie, bezpiecznie i swojsko.
Nic z tego. Wizja wsi, jaką opisuje w swojej książce Anna Fryczkowska
jest mroczna, niepokojąca, realistyczna, pełna strachu. Nie ma w niej
nic z uroczych obrazków zwykle roztaczanych w książkach przed oczyma
zauroczonego czytelnika. Nie ma szczęśliwych zbiegów okoliczności i
happy endów. Autorka zagrała wszystkim na nosie i zamiast typowej
historii o poszukiwaniu szczęścia i ukojenia zafundowała czytelnikom
czarny kryminał, wciągający czytelnika w grzęzawisko dziwnych wydarzeń,
poplątanych tropów i sennych koszmarów.
„Kobieta
bez twarzy” to portret wsi bez ozdobników, bez poczucia bezpieczeństwa,
bez zapachu łąk i życzliwych sąsiadów. Jest za to śmierdzący stawik, w
którym dziewczynka znajduje zwłoki utopionej kobiety, narastające
poczucie zagrożenia, którego nie można wyjaśnić i które każe się budzić w
nocy, wypatrywać duchów, zarysów postaci za oknem, wsłuchiwać w
podejrzane skrzypnięcia i szelesty. Są sąsiedzi, którzy zarzynają o
poranku świnię i częstują świeżonką, są obleśni amanci, zostawiający
wybrankom jadalne podarunki. A poczucie wspólnoty? Jest, tylko dotyczy
wyłącznie „swoich”, a obce Ukrainki, czy panie z Warszawy, które
przyjeżdżają na wieś i wściubiają nosy w nieswoje sprawy, gorzko
pożałują, jeśli spróbują naruszyć stabilny i z dawna ustalony porządek.
Ten realistycznie ukazany społeczny portret polskiej wsi i jej
mieszkańców to jedna z największych zalet tej powieści. Postacie
mieszkańców wsi są z rozmachem nakreślone, grubą kreską przerysowane,
wręcz niemal karykaturalnie wynaturzone. Autorka nie oszczędza
czytelnikowi opisów sąsiedzkich stosunków, poprawnych na wierzchu, a tak
naprawdę pełnych zawiści, obgadywania za plecami i złośliwych plotek.
Niesamowicie
wciągająca i trzymająca w napięciu książka, którą trudno odłożyć na
potem – tak chyba mogę w jednym zdaniu opisać powieść Anny
Fryczkowskiej. Myślałam, że będę ją czytać powoli i fragmentarycznie, a
tymczasem pochłonęłam ją niemal w jednym posiedzeniu. Sprawił to między
innymi język, jakim posługuje się autorka, a przede wszystkim świetne
dialogi, ironiczne i pełne trafnych obserwacji spostrzeżenia, czarny
humor przewijający się gdzieniegdzie i nadający książce świeżości. Muszę
przyznać, że kilka razy wybuchnęłam śmiechem, by za chwilę z
niecierpliwością i zdenerwowaniem przerzucać kolejne strony. Prowadzona
równolegle narracja Hanki i jej córki, Misi, to sprytny chwyt, by pewnym
zachowaniom i zdarzeniom przyjrzeć się z dwóch różnych punktów
widzenia, zauważyć inne szczegóły, przedstawić różnych dwuplanowych
bohaterów. To okazja do ukazania wizerunku wsi oczyma wrażliwej
dziewczynki i pogrążonej w depresji dorosłej kobiety. Powieść jest
bardziej mroczna i „cięższa” niż „Starsza pani wnika”, a obraz
nakreślony przez autorkę równie niepokojący – nawet w idyllicznych i na
pozór bezgrzesznych wiejskich krajobrazach czai się zło, którym nasiąka
człowiek. I nawet jeśli nikt nie będzie o nim wspominał, zło będzie
dalej obecne – ukryte, przyczajone, czekające na okazję, by wypełznąć z
jamy i zatruć na zawsze czyjeś życie.
padma
OdpowiedzUsuń2012/06/19 10:08:03
Świetna recenzja!
dabarai
2012/06/19 20:58:09
Książka świetna!
kasia.eire
2012/06/19 21:14:06
nie dziwię się wcale, że ci przypadła do gustu :-)