piątek, 7 stycznia 2011

Rok w Poziomce - Katarzyna Michalak

No i udało się Katarzynie Michalak mnie omotać, chyba przy pomocy tych jej kości z komputera. Zacznę od tego, że książkę pożyczyłam od mamy, która dostała ją w prezencie. Inaczej bym jej chyba nie kupiła... Już kiedyś czytałam półtorej książki pani Michalak - półtorej, bo po przeczytaniu Poczekajki, która podobała mi się średnio, a której największym plusem były te kawałki, które były o zwierzętach, sięgnęłam po Zachcianek i już nie mogłam. Wydała mi się ta książka tylko powieleniem tego samego schematu, nie przebrnęłam przez nią, rzuciłam w kąt i zapomniałam o autorce. Ale skoro Rok w Poziomce sam się pojawił obok mnie, to książkę postanowiłam przeczytać. Właśnie skończyłam. I wciąż się zastanawiam nad tym, czy mi się podobała, czy to była „literatura dla kucharek” (hi, hi, ci co czytali, wiedzą o co chodzi), czy może porządne czytadło. Jaka szkoda, że nie przeczytałam jej dziesięć lat temu, bo wtedy byłabym chyba książką zachwycona...

Rok w Poziomce to bowiem książka o marzeniach, Miłości (przez wielkie M) i poszukiwaniu szczęścia. Ewa, trzydziestolatka po przejściach, marzy o swoim własnym miejscu na ziemi, małym, koniecznie białym, Domku i rodzinie... Żeby spełnić pierwsze ze swoich marzeń, Ewa zaczyna pracować w wydawnictwie przyjaciela (przystojnego, dodajmy, przyjaciela), który zleca jej znalezienie i wydanie bestsellera. Zaczynają się poszukiwania i tak Ewa poznaje Karolinę, autorkę przyszłego bestselleru...

Najpierw urzekły mnie fragmenty o poszukiwaniu Domu, własnego miejsca na ziemi (temat bliski mojego sercu), pasja z jaką główna bohaterka gotowa była do poświęceń, żeby swoją Poziomkę znaleźć, zdobyć i zatrzymać. Pełne ciepła opisy okolicy, lasu, zwierząt, ptaków, spisywane z pasją spostrzeżenia o życiu w otoczeniu przyrody, czyli fragmenty pamiętnika Ewy. Urzekły mnie, bo wydawało mi się, że były to przemyślenia samej autorki, która zachwyca się swoim własnym miejscem na ziemi. (Sprawdziłam na stronie – racja, miała być to w zamierzeniu powieść autobiograficzna, ale jakoś się znarowiła). Są też w tej książce śmieszne dialogi, zabawne scenki, bo autorka ma lekkie pióro i czyta się ją szybko i z zaciekawieniem. W dodatku książka trafiła po prostu świetnie w mój obecny nastrój, potrzebę przeczytania czegoś na wskroś optymistycznego i banalnie lekkiego. Rok w Poziomce był doskonałym czytadłem, które mnie rozbawiło i zaciekawiło, miejscami zmusiło do zastanowienia...

I tu pojawiają się schody.

Bo były też, niestety, w książce takie fragmenty, które można nazwać chyba tylko harlequinowatymi – kiczowate łzawe wtręty, które mi popsuły całość, bo pojawiały się w momentach, w których książka zaczynała mi się na prawdę podobać. Jak bohater o nieposzlakowanej opinii, to i trzeba było ją jeszcze bardziej podkreślić, wręcz wcisnąć na chama pod nos, bo inaczej czytelnik jeszcze nie zauważy. No nie., nie jestem ślepa, sama wyciągnę wnioski..! Do tego melodramatyczne wydarzenia, przy których kręciłam głową i miałam ochotę potrząsnąć bohaterami ( i autorką). Ponadto dążenie do tego, żeby każdy tylko wspomniany wątek znalazł swój happy end było dla niezrozumiałe, i znów zgrzytało mi w zębach lukrem. Nie mam nic przeciwko happy endom, ale czy wszystkie muszą być podane tak nachalnie i w tak oczywisty sposób...? A co złego jest w odrobinie goryczy? Ponadto nadmierne niekiedy nagromadzenie nieszczęść przytrafiających się postaciom powodowało, że znów wionęło mi nudą. Dodatkowo pojawia się postać Autorki, Katarzyny Michalak, która niczym dobra wróżka doradza bohaterce, podstawia jej własną książkę do czytania, Być może nie jestem autorką ani krytykiem literackim, ale jestem czytelnikiem i nie lubię jak mi się coś na siłę wpycha coś pod nos...

Dlatego już od wczoraj dręczy mnie i męczy fakt, że pomimo tych ckliwych banałów książka była fajna. Właśnie, to chyba jest najwłaściwsze słowo, które ją opisuje – fajna. Bo chociaż zawiało mi tu „romansidłem”, to jednak coś mnie w tej historii wciągnęło i przypomniało mi się, że romanse też czasem wstydliwie podczytuję. No i dlatego myślę, że autorka mnie chyba omotała. Bo przecież książka miała mi się nie podobać!!!!!

Polecam Rok w Poziomce dziewczynom, które potrzebują książki - pocieszaczki, opowieści, która przypomni im, że marzenia czasem się spełniają i warto o nie walczyć, które szukają przyjemnej książki, która je oderwie od ponurej rzeczywistości. Przyznaję rację Kasi.eire, która polecała "Poczekajkę" Katarzyny Michalak dziewczynom w przedziale wiekowym 18-30...

Ps. A pani Kasi Michalak życzę coraz lepszych książek. I czekam na lato, kiedy to podobno ma się ukazać Panda-pies, czyli, jeśli się nie mylę, coś o zwierzętach. Czyli to, co wychodzi autorce najlepiej.

4 komentarze:


  1. isabelle19
    2011/01/07 21:42:08
    Ja jestem omotana przez Katarzynę Michalak i jestem bezkrytyczna ;)
    dabarai
    2011/01/07 21:43:53
    Isabelle, no właśnie a ja nie, i dlatego mnie ta ocena tak zaskoczyła :)
    kasia.eire
    2011/01/07 23:25:24
    a ja myślę, że jeżeli książka trafi na swojego, to może faktycznie omotać i niestety wiele książek jest dla określonego przedziału, czasem okazujemy się dla książki zbyt niedojrzali, a czasem za starzy.
    dabarai
    2011/01/07 23:28:16
    Ja na prawdę myślę, że kiedys ta książka by mi się o niebo bardziej podobała. Pierwszy raz w życiu uświadomiłam sobie,że pewne kobiety/dziewczyny są ode mnie 10 lat młodsze. I mogą się im podobać inne książki. Szokujące. :)
    j.szern
    2011/01/07 23:31:28
    Też lubię od czasu do czasu wrzucić lżejszy bieg :) Ale muszę na odpowiedni moment trafić - żeby nie rzucić książką o cokolwiek. Włączam wtedy tryb "niewinność", wyrzucam przez okno bagaż "studia filologiczne" i przygotowuję paczkę chusteczek, żeby mieć w co oczy i nos wycierać, jak się pobeczę ze śmiechu (najczęściej przy "scenach" erotycznych mi się to zdarza).
    Swoją drogą, czytałam kiedyś hasło bodajże w "Encyklopedii literatury popularnej" poświęcone harlequinom i ich schematom. Ona - piękna, niechętna mu od początku lub od początku go pragnąca. On - wysoki,męski, umięśniony, z owłosioną klatką piersiową... Jak kiedyś w niedzielę puszczali na "jedynce" adaptacje harlequinów to zawsze z mamą czekałyśmy na moment, kiedy obejrzymy JEGO klatę. I wiesz co? ZAWSZE była owłosiona :D
    Zamierzam kiedyś zbadać pod kątem tego schematu naszą literaturę dla kobiet :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Gość: Ta Michalak, public9997.cdma.centertel.pl
    2011/01/07 23:56:07
    Drogie Czytelniczki (i Autorko recenzji), powiem Wam tak: życia, które jest jakie jest (a jest takie, że BYNAJMNIEJ nie ma w nim happy endów) mam potąd (tu pokazuję pokąd). Jeżeli chcę prawdziwego życia, włączam sobie TV (którego nie mam od 13 lat), albo wirtualną polskę i... cóż. Właśnie. Dlatego moje książki to baśnie. Baśnie dla dorosłych (choć, o zgrozo! czytają je już 12-latki, również mój 13-letni synek!). I nie chodzi w nich o realizm, bawię się pisaniem, piszę z przymrużeniem oka, z autoironią (Ta Michalak), a przede wszystkim (poza głębokim przesłaniem, ukrytym w każdej mojej książce między wierszami) cieszę się życiem moich bohaterów, że tam u nich Dobro jest nagradzane, a Zło przegrywa. I, sorry, tak będzie zawsze, w każdej mojej baśni. Owszem, potrafię też pisać "na smutno", ale 90% książek to książki "na smutno" i ludziach nieszczęśliwych i przegranych. Ja czasem je przeczytam, ale nie mam zamiaru się sama umartwiać. I umartwiania nie oczekują Czytelniczki Poczekajek czy Poziomek. Obiecuję "poprawę" - książkę stricte autobiograficzną - ale za parę lat. Wtedy zrozumiecie, dlaczego uciekłam w baśni...
    Dziękuję Wam za bycie moimi Czytelniczkami, Autorce dziękuję za recenzję, szkoda, że trochę Cię rozczarowałam, ale nie każdy lubi pudełko ptasiego mleczka na raz :)
    Kejt
    j.szern
    2011/01/08 00:15:25
    Eh, ale recenzja dabarai jest przecież pozytywna - pisze, że to fajna książka, że dobry pocieszacz. A że pokazuje przy okazji, że coś jej nie do końca "leży" - to przecież nic złego (takie prawo odbiorcy, a pisarz wypuszczając książkę w świat chyba powinien się z tym liczyć), zwłaszcza, że czeka na kolejną powieść.
    Nie znam Pani/Twoich (?) książek, pewnie pewnego dnia po którąś z nich sięgnę, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Dabarai polecając je na blogu zwróciła mi na nie uwagę - i to chyba w ostatecznym rozrachunku się liczy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dabarai
    2011/01/08 02:03:33
    Zacytuję mejla, który wysłałam do Autorki, z którą zaczęłąm jakoś nocną korespondencję:

    Uwaga, mogą się zdarzyć spojlery:

    Jezu, aż się spociłam z wrażenia na ten komentarz!!! I bynajmniej nie mówię tego ironicznie!!!



    Mogę sie bronić? Lubię czytać romanse, powieści optymistyczne, które są o tym, że dobrym ludziom się spełniaja marzenia, że następuje happy end etc.Powieść optymistyczna, dobra, pozytywna książka to świetna sprawa. I były takie czasy w moim życiu, że nic więcej nie bylam w stanie czytać. I tylko takie książki mnie trzymały w pionie. I pewnie jeszcze będą nie raz trzymać. Ale najlepiej mi się czyta takie książki, w których autor potrafi pokazać ten optymizm w taki sposób, że brakuje tam "harlequinowatych" fragmentów. Wzięło się to głównie stąd, że kilka lat temu zrobiłam się osobą niezwykle cyniczną. I zamiast uciekać w świat baśni, wolę realistyczne stąpanie po ziemi. Dlatego myślę, że dokładnie dziesięć lat temu bardzo by mi się ta książka spodobała.



    Poza tym bardzo się cieszę, że napisałaś co myślisz o mojej recenzji, na prawdę, bardzo Ci dziękuję. (Będę się teraz chwalić, że mnie czytają Porządni Autorzy :D) Siedziałam nad nią dość długo i starałam się napisać szczerze, co o książce myślałam..Te fragmenty, o których wcześniej pisałam, wszystkie wejścia z pamiętnika Ewki, naprawdę były moim zdaniem świetne.Opis burzy? Super. Koty, ogódek w Poziomce (czy to też autobiograficzne?!), jakbym wiele dała, żeby tak pisać...! Kiedyś popełniłam dwa grafomańskie opowiadania fantasy - też lubię BTW - i mnie zmogło. Ale mam nadzieję, że mimo tego nie potraktujesz mnie jako grafomanki, która zaczęła pisać recenzje, żeby się spełnić literacko?! (Tu się podlizuję, że jednak czytałam uważnie....)



    Co mi zgrzytnęło, to momenty, w których pióro chyba Ci się trochę ześlizgnęło (sorry za poetyckie porównanie, naprawdę jestem miłą osobą...!!) i pojawiły się ckliwe wtręty, które moim zdaniem zepsuły mi odbiór. Na przykład to, że Witold musiał sie okazać kolegą Andrzeja, że Andrzej MUSIAŁ wspomnieć o tym, że mu matka zmarła... Wtedy mi zawiało harlequinem. I wtedy, kiedy Iza też sobie znajduje ukochanego. I kiedy okazuje się, że mamę Ewy też czeka happy end.... Niektóre zdania, które były dla mnie zbyt "landrynkowe"....



    I już się cieszę, bo wiem, że będziesz pisać dalej, i mam nadzieję, że Twoje książki będą coraz lepsze. Czego Tobie i czytelnikom życzę. Zwłaszcza czytelnikom, bo masz wiernych fanów/fanki, które Twoje powieści uwielbiają. A fakt, że jednak miałam ochotę przeczytać Twoją książkę po tym, jak mi się poprzednia nie spodobała, świadczy jak najbardziej o tym , że COŚ w twoich książkach jest. Czy tego chcę, czy nie. :)
    ___________________________________________________________________
    Ps. Jak się dowiedziałam potem od Autorki, drzewka owocowe należy sadzić inaczej niż w książce, bo naprawdę wyzdychają, hihihihihi.
    sabinka.t1
    2011/01/08 14:43:48
    a ja tam lubię przenieść się gdzie indziej , nawet gdy jest to baśń , bajka czy też fantastyka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gość: Tusienka, smrw-81-219-167-122.devs.futuro.pl
    2011/01/08 18:53:28
    Ja mam problem z panią Michalak i jej sposobem pisania. I sama nie wiem czy kocham czy nienawidzę:) Kiedy czytam recenzje jej książek i to jak pani Michalak sama o nich pisze, to mam ochotę je od razu przeczytać, ale potem sięgam i chyba tez nie umiem strawić tej całej baśni. Życie również nauczyło nie stąpać bardzo twardo po ziemi i kiedyś miałam więcej wiary w cuda. Natomiast myślę, że pani Kasia powinna nadal pisać i publikować, bo skoro wzbudza tak kontrowersyjne zdanie (od euforii po oskarżenia o grafomaństwo) tzn., że książki żyją swoim życiem i wzbudzają emocje. A to najważniejsze.
    Więc pewnie sięgne po "Rok w Poziomce"...:)
    dabarai
    2011/01/08 19:35:21
    Sabinka - ja tez czasem lubię, harlequinów tylko nie lubię.

    Tusieńka - jak widac z mojej recenzji, też mam problem - są fragmenty, które mi się bardzo podobają, a są takie, przy których tylko wznoszę oczy do nieba i kręcę głową. :)
    Ale myślę, że masz rację, że najważniejsze, żeby pisać!
    kasia.eire
    2011/01/09 20:13:40
    a ja nie na temat - podoba mi się szablon. Uśmiechy ślę
    dabarai
    2011/01/09 20:17:19
    Kasiu, eksperymentuję. Ten ma tylko jedną wadę - pasek z tekstem jest troszeczkę za wąski, ale może się przyzwyczaję. :D
    Gość: maggie, aapu132.neoplus.adsl.tpnet.pl
    2011/07/01 01:27:45
    Czytam właśnie "Sklepik z niespodzianką. Bogusia" i juz widzę, że też powoli staję się "omotana" przez pióro p. Katarzyny:). I dobrze mi, błogo z tym uczuciem :D.

    OdpowiedzUsuń