niedziela, 16 czerwca 2013

Powroty do dawnych lektur (David Eddings - Belgariada)

Dawno, dawno, temu... W czasach chmurnej i durnej młodości (także tej powtórnej), uwielbiałam czytać przeróżne powieści fantasy, czym zaraziłam się od Pewnego Znajomego, który mi te książki pożyczał początkowo i doradzał. Czytałam więc Xanth Anthony'ego, czytałam i Andre Norton, czytałam i Anne McCaffrey, Mercedes Lackey i Davida Eddingsa. Po wielu latach okazało się, że niektóre książki były tylko na jeden raz, a niektóre zostały ze mną na dobre. Lubię sięgać po nie od czasu do czasu, czytać je wybiórczo, czasami ciągiem, mimo że wiem dokładnie, co się w każdej z nich stanie, jak się potoczą losy bohaterów, jak zakończą się ich przygody. Konia z rzędem temu, kto zna lepsze lekarstwo na smutki i stresy niż czytanie po raz kolejny ukochanych, dobrze znanych książek. Kiedy więc ostatnimi czasy potrzebowałam podleczyć skołatane nerwy i wiedziałam, że na byle czym się skupić nie będę mogła, na nowe nie miałam ochoty, zwłaszcza, że przy nowym trzeba się czasem skoncentrować, przyszedł mi z pomocą David Eddings i jego słynny pięcioksiąg - Belgariada. 

Początek historii, opowiedziany w tomie zatytułowanym „Pionek proroctwa”, zabiera nas na farmę pewnego gospodarza, gdzie w kuchni, pod czujną opieką cioci Pol, dorasta Garion, zwykły sendarski chłopak, któremu nigdy się nie śniło, że stanie się pionkiem w grze pomiędzy potężnymi siłami, które walczą o panowanie nad światem. Tajemnicze proroctwo, śpiący bóg Torak, Klejnot Aldura – to przecież tylko fragmenty opowieści, jakie snuje wędrowny bajarz, a w dodatku nie mają one nic wspólnego z losem zwykłego wiejskiego chłopca, prawda? Aż pewnego dnia okazuje się, że macki przeznaczenia sięgają po Gariona i nasz bohater, w towarzystwie pozornie tylko przypadkowej grupy przyjaciół, wyrusza w Podróż Życia. Kolejne książki z tego cyklu, „Królowa magii”, „Gambit magów”, „Wieża czarów” i „Ostatnia walka czarodziejów”, opowiadają o przygodach i podróżach naszego bohatera, który podąża ku swojemu przeznaczeniu.

Cóż mogę więcej napisać o Belgariadzie Eddingsa, żeby nie zepsuć wam przyjemności czytania? Jest w tych książkach wszystko, czego potrzeba dobrej serii. Przede wszystkim wachlarz wspaniałych postaci, a wśród nich czarodzieje, rycerze, szpiedzy i pewna nieznośna księżniczka, a także z pozoru zwykli ludzie, którzy (jak się okazuje) wcale tacy zwykli nie są. A do tego Niechętny Bohater, nieświadomy swojego przeznaczenia zwykły młody człowiek, który w czasie Wyprawy dojrzewa, dorasta i odnajduje swoje przeznaczenie. I choć właściwie prawie od razu wiadomo, jaki los go czeka, to nie przeszkadza to czytelnikowi z wypiekami na twarzy śledzić jego przygód. Bo też akcja cyklu, po niespiesznie rozwiniętym początku, przyspiesza zdecydowanie w dalszych częściach, a dzieje się w tej powieści sporo – towarzyszymy Garionowi i jego przyjaciołom w wędrówkach, potyczkach i niezwykłych zdarzeniach, odwiedzamy przydrożne gospody i pałace władców. A wszystko to opisane w sposób bardzo plastyczny, ukraszone dowcipnymi dialogami i słownymi potyczkami bohaterów. Jednym słowem – pięć tomów cyklu Davida Eddingsa czyta się błyskawicznie i z prawdziwą przyjemnością.
Ach, ta Belgariada! Pięć tomów fantastycznej przygody, wydanych przez Wydawnictwo Amber w latach dziewięćdziesiątych, koszmarne okładki i wspaniała treść. Saga kupowana i czytana tom po tomie. Pamiętam do dziś ekscytujące drżenie rąk, kiedy niosłam z księgarni kolejną książkę z serii i smutek, kiedy uświadamiałam sobie, że na kolejny tom trzeba będzie teraz poczekać... Do dziś te sfatygowane nieco książki wywołują we mnie nostalgiczne wspomnienia. Kiedyś już wspomniałam, że to właśnie od tej serii zaczęła się moja przygoda z czytaniem książek w języku angielskim – w londyńskiej księgarni zauważyłam prequel do tej serii i wiedziałam, że nie chcę czekać na polskie tłumaczenie! Dziś zachęcam was wszystkich do sięgnięcia po Belgariadę i jej kontynuację, Malloreon, a tymczasem idę sprawdzić, co tam słychać u moich dobrych znajomych...

PS. Jeśli was zaciekawiłam i chcielibyście sprawdzić, co jeszcze napisał Eddings, na tej stronie możecie znaleźć całą listę jego książek (i o wiele więcej)... Nie polecam jedynie ostatniej serii, Marzycieli. Po resztę moim zdaniem zdecydowanie warto sięgnąć!

8 komentarzy:

  1. No proszę, nie czytałam nic tego autora, ale chyba dam się skusić :) Lubię fantastykę, ale zaczęłam ją czytać później niż w czasach durnej i chmurnej młodości - pewnie dlatego przegapiłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eddings był i pozostanie jednym z moich ulubionych autorów fantasy.. Nawet jeśli jego ostatnia seria była tak kiepska, że najchętniej bym o niej zapomniała.. Ale wszystko inne polecam.

      Usuń
  2. Nie czytałam nic z powieści tego autora, choć bardzo lubię fantastykę, zapraszam http://qltura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To polecam, najlepiej zacząć właśnie od Belgariady.

      Usuń
  3. Myślałam, że już wszyscy dawno zapomnieli o tych książkach! Czytałam, ale jakie były moje wrażenia - niestety nie pamiętam. Z autorów wymienionych przez Ciebie większym sentymentem darzę Mercedes Lackey, szczególnie trylogię o heroldach z Valdemaru. Chyba obecnie jest raczej nie do dostania - poza allegro albo antykwariatami. Do dziś żałuję, że nie wzięłam udziału w licytacji, gdy ktoś oferował wszystkie ksiązki Lackey (bodajże 10 czy 12 tytułów) za 100 złotych :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo.. Bardzo trudno jest znaleźc innych wielbicieli Eddingsa i Lackey - też ją uwielbiam, wciąż muszę przeczytać jej najnowszą serię o Valdemarze... Dzięki za przypomnienie!

      Usuń
  4. Kiedyś kolega zapytał mnie, jaką książkę trzymam w ręku. Był to jeden z tomów Belgariady. Jego przyjaciel, który był świadkiem mojego streszczenia losów Gariona, w antykwariacie zakupił tom pierwszy jeszcze tego samego dnia. Po jego lekturze - w dniu następnym stał się posiadaczem wszystkich pozostałych tomów.
    Jeśli chodzi o mnie - Eddings pokonał Tolkiena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, gratuluję daru przekonywania. Nie wiem, czy pokonał Tolkiena, jak dla mnie to zupełnie inny styl, porównać się nie da. Ale Eddings to klasyka w sama sobie, moim zdaniem.

      Usuń