poniedziałek, 10 czerwca 2013

O książce Magdy Fres "Mama, smoczek" z fochem

Moja przygoda z polską literaturą trwa. W tym roku czytam zdecydowanie więcej książek polskich niż w ubiegłych latach, sięgam po nieznane mi wcześniej nazwiska, nie tylko debiuty, przez co natykam się na różne interesujące pozycje – i chociaż najczęściej jestem zadowolona z moich wyborów, czasem odnajduję wśród nich prawdziwe perełki, to od czasu do czasu trafiają się też zdecydowanie mniej udane spotkania. Do takich należy na książka Magdy Fres „Mama, smoczek!”, dlatego notka będzie krótka i w dodatku z fochem. Bo zaczynając lekturę miałam nadzieję na lekką opowieść o doświadczeniach macierzyństwa, o pierwszych krokach stawianych w nowej roli, o dojrzewaniu więzi pomiędzy matką a dzieckiem – jednym słowem, na coś zupełnie innego. Bo w zamian za to dostałam irytujący monolog o ekologicznych warzywach, makrobiotycznym gotowaniu i o szczepionkach zawierających rtęć. Bo książki nie odłożyłam tylko dlatego, że krótka była, a ja się bardzo starałam zrozumieć, po co to wszystko, wciąż czekałam na jakieś interesujące fragmenty i nic. Bo się po prostu rozczarowałam.

Bohaterka i narratorka powieści to Małgosia, która właśnie została mamą Rumpelka. Okazuje się, że w macierzyństwie nic nie jest proste, dziecko nie przychodzi na świat z instrukcją obsługi, a wielu rzeczy trzeba się nauczyć samemu. Nie wiem, czy to dlatego, że sama nie mam dzieci, czy też dlatego, że mam zupełnie inny światopogląd niż bohaterka powieści, ale książka Magdy Fres zaczęła mnie miejscami bardzo denerwować. Przyznaję, że początek zapowiadał się interesująco, niebanalnie, bo mowa była i o poronieniu, i o depresji, o zwykłym-niezwykłym życiu z dzieckiem, nieco zabawnie, ale i też nieco poważnie miejscami. Niestety, im dalej, tym było jednak gorzej – przede wszystkim „Mama, smoczek!” to nie powieść, a raczej zapis refleksji, luźnych przemyśleń, których punktem zbiorczym jest małe dziecko. Miejscami miałam wrażenie, że bohaterka spędza coraz więcej czasu na obsesyjnym doinformowywaniu się o potencjalnych problemach, niż na byciu matką. Najbardziej utkwił mi w pamięci fragment o poszukiwaniu perfekcyjnego smoczka do butelki, bo cały czas zastanawiałam się, ileż to pieniędzy można na te smoczki i butelki wydać, i czy nie lepiej jest po prostu zrobić samemu większą dziurkę, jeśli pokarm nie leci... Przyznam, że zaczęło mi się wydawać, że autorka napisała raczej poradnik, a nie powieść, bo coraz więcej pojawiało się rozważań o szczepionkach, o dietach, alergiach, o poszukiwaniu szkodliwych składników w butelkach, a „akcji” było coraz mniej... Zaczęłam więc książkę czytać dość pobieżnie, czasem tylko chwytając się za głowę. W tym miejscu chciałam przeprosić Ulubionego Anglika za to, że go zadręczałam tą książką, czytając mu niektóre fragmenty i dopytując się, czy to normalne, albo co on by zrobił w takiej sytuacji... 

„Mama, smoczek!” Magdy Fres to książka zdecydowanie nie dla mnie. Nie jest to poradnik, a zdecydowanie za dużo jest w niej wzmianek o nowinkach (pseudo) naukowych i porad dotyczących „hodowli” niemowląt. W książce zabrakło mi natomiast prawdziwej opowieści o pierwszym roku życia z dzieckiem, o zmianach jakie ten czas za sobą niesie, o tym wszystkim, co powinno temu towarzyszyć – za mało było w tej książce uczenia się siebie nawzajem, wspólnego odkrywania świata, czyli tego, co mogłoby zachwycić, rozbawić, zaintrygować. Nie rzuciłam w kąt tylko dlatego, że czytałam ją w wersji elektronicznej, a swój kindelek kocham i nie będę go narażać na wstrząsy. Jednym słowem – foch.

15 komentarzy:

  1. Oooch, jak dobrze, miałam identyczne odczucia i już się bałam, że jestem w nich odosobniona! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie jesteś. Czytając książkę zastanawiałam się wciąż, czy to ja po prostu tak mam, czy książka kiepska. UA się pytał, po co się męczę. A ja się starałam coś w niej ciekawego znaleźć... I nic. Ale za to imię Rumpelka mi się podobało. :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Foch jak foch, ale wolę jednak trafiać na lepsze, godne polecenia książki!

      Usuń
  3. Nie słyszałam o tej książce, choć potencjalnie mogłabym być zainteresowana. Ale po Twojej recenzji stwierdzam, że chyba jednak nie. Polecam za to "Macierzyństwo non-fiction, czyli relacja z przewrotu domowego" - jak dla mnie bardzo prawdziwy, ale też z przymrużeniem oka, opis zmian, jakie w życie wprowadza nowy, mały domownik :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Macierzyństwie non-fiction" słyszałam, ale na razie mam chyba dość podobnych tematyk. Za to chętnie przeczytałabym jeszcze raz "Jak cało i zdrowo przyszedłem na świat"... Jako odtrutkę. :)

      Usuń
  4. Co za beznadziejny tekst na okladce, jak to cala energia pochodzi wylacznie od kobiet. Albo to bzdura jakichs fanatyczek albo kiepski zart.

    Niby rozumiem skad sie bierze ta panika pierwszomacierzynska - po prostu po raz pierwszy w zyciu (na ogol) ktos kompletnie bezbronny CALKOWICIE polega na tobie w kwestii przetrwania. To powoduje stres i naprawde wszedzie sie widzi niebezpieczenstwa. Lampa moze spasc, zabawka przygniesc, butelke wydezynfekowac... i sie woli dmuchac na zimne. (Ja sterylizowalam butelki przy pierwszej corce. Ale przy drugiej to juz po prostu przez zmywarke przepuszczam i koniec. Bo tak naprawde dopiero przy drugim dziecku zdalam sobie sprawe, jak wielkie bylo moje napiecie i strach o bezpieczenstwo)

    Ale zeby tropic szkodliwe skladniki w butelkach to juz naprawde trzeba paranoje miec wysokiego stopnia. Zawsze wtedy powtarzam za Marian Keyes - ostatecznie kiedys podawano dzieciom Gripe water - zasadniczo alkohol - i swiat jakos przetrwal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę, że pewne rzeczy można zignorować. Najbardziej w tej książce zdenerwowało mnie to, że tych paranoicznych kawałów było za dużo... A jeśli chodzi o okładkowe opisy, to ten mnie zaskoczył, bo mowa w nim była o romansie męża. Gdzie?!

      Usuń
  5. To chyba kolejny przykład dostawania fisia na punkcie dziecka - mam wrażenie, że dziś każda matka myśli, że jest pierwsza, że odkrywa amerykę i że świat kręci się wokół jej potomka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już wspomniałam, dzieci nie mam, ale rozumiem, że świat może się kręcić wokół potomstwa. Ale ta książka mi się po prostu nie spodobała.

      Usuń
  6. Nie można robić większej dziurki w smoczku silikonowym, dziewczyny! One są specjalnie tworzone tak, żeby mikrocząsteczki nie przedostawały się do organizmu dziecka. Przy przekrojeniu zwykłym nożem czy powiększeniu dziurki stają się niebezpieczne, cząsteczki silikonu mogą uszkodzić narządy dziecka. Widać że nic nie czytacie i nie macie małych dzieci. Ech, szkoda gadać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytadło bo książka to za dużo powiedziane. Najbardziej byłam zaskoczona opisem matek z Załęża, z którego sama pochodzę.Wiadomo, że dzielnica ta nie cieszy się dobrą sławą ale Pani autorka uważa (w kontekście karmienia piersią), że kobiety tu mieszkające wydają wszystkie pieniądze na wódkę i karmią dzieci makaronami i kaszkami. Internet też tu jest - u moich rodziców ok 10 lat. Mieszkają tu ludzie wykształceni chociaż jest ich na pewno mniej niż w Piotrowicach czy Ochojcu. Moja siostrzenica chodzi tu do przedszkola wg rankingu pewnej gazety najlepszego w Katowicach. Działa tu Fundacja, która organizuje różne spotkania kulturalne.Pani Magdo nie ocenia się osób przez pryzmat tego gdzie mieszkają moim zdaniem jest to tak samo głupie jak np stwierdzenie, że "blondynki są głupie".
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Dorzucam : nagonkę na szczepionki, wychwalanie ekologicznych produktów, ciągły product placement.
    Kompletna nieznajomość tematu "depresja, lęki"

    Kto pozwolił, żeby to coś ukazało się drukiem??

    OdpowiedzUsuń
  9. pisać każdy może...trochę lepiej lub trochę gorzej. Bardzo podoba mi się zdanie autorki "focha": o obsesyjnym doinformowywaniu się o potencjalnych problemach.

    OdpowiedzUsuń
  10. pisać każdy może...Pani dr n. hum. Magda Fres -ten etap ma już za sobą teraz to certyfikowana i akredytowana przy Izbie Coachingu life coach, creativity coach, superwizor, psycholog ze specjalizacją interpersonalną i menedżerską, trenerka rozwoju osobistego i umiejętności miękkich. Absolwentka Szkoły Profesjonalnego Coachingu - walczy teraz z problemami innych.

    OdpowiedzUsuń