sobota, 18 maja 2013

Morderstwo polane włoskim sosem (Manula Kalicka, Zbigniew Zawadzki, "Tutto Bene")

No i okazuje się, że nie tylko historyczne kryminały lubię. Lubię też te współczesne, zabawne i polskie. „Tutto Bene” to właśnie moje najnowsze odkrycie – kryminał autorstwa Manuli Kalickiej i Zbigniewa Zawadzkiego to lektura lekka, zaprawiona humorem i włoskim sosem. Niestety bez przepisów – a szkoda, bo kuchnię włoska lubię, a niektóre kulinarne wzmianki (caponata!) brzmią bardzo smakowicie. Ale i sama książka to niczego sobie potrawa, w sam raz do spałaszowania niemalże jednym kęsem. I proszę się nie dziwić tym kulinarnym wstawkom, zaraz wszystko stanie się jasne.

Tutto Bene to modna włoska knajpka, w której pracuje Grzegorz Dolan, znakomity kucharz i przedmiot westchnień niejakiej Zosi Staszewskiej, również pracownicy tejże restauracji. Zwykle klienci wychodzą stamtąd zadowoleni, objedzeni po uszy pysznym żarciem, tu króluje włoska kuchnia, a nie włoska mafia! A jednak jeden z klientów pewnego wieczoru strzela do kelnerki. Nagle okazuje się, że w knajpce tutto wcale nie  bene – zaraz potem ginie też kucharz i od tego czasu w restauracji już nie będzie spokoju. Pojawia się policja w osobie komisarza Górzyańskiego i jego ekipy, zaczyna się śledztwo. 

Kiedyś, dawno temu, czytałam debiutancką powieść Manuli Kalickiej „Tata, one i ja” i pamiętam do dziś fragmenty z myciem garnków w Ludwiku... Było lekko i zabawnie, nic więc dziwnego, że na najnowszą autorki zdecydowałam się szybko i bez namysłu. „Tutto Bene” to jednak książka napisana wspólnie ze Zbigniewem Zawadzkim (jak głosi okładka tłumaczem, biochemikiem, wydawcą i agentem literackim), napisana ponoć na przemian, w kawałkach (raz ona, raz on) i w tym właśnie widzę jej słabość. „Tutto Bene” to zbiór króciutkich rozdziałów i rozdzialików, historia opowiedziana w małych dawkach – czyta się to świetnie, ale niestety nieco nierówno. Obok świetnych fragmentów, gdzie dużo i ciekawie się dzieje, pojawiają się mało interesujące (i czasem wręcz zbyteczne) wtręty, poboczne postacie, niepotrzebne scenki, dodane niepotrzebne wątki, które zaczęły mi zgrzytać przy czytaniu. Nie pasowały mi niektóre sformułowania, język postaci zbyt pospolicie wulgarny – tak wiem, taka stylizacja, ale mnie jakoś to przeszkadzało. Na szczęście tylko czasem, bo jeśli chodzi o całość to „Tutto Bene” fajnie się czyta. 

„Tutto Bene” to nie jest żaden proceduralny i wstrząsający majstersztyk, nie o to w tej książce chodzi. Ale jest to interesująca powieść społeczna, bo porusza tematy imigracji, integracji, rasizmu, a także przekrętów finansowych, półświatkowych kombinacji i międzynarodowego hochsztaplerstwa. No i w tle ta wspomniana wcześniej kuchnia, palce lizać po prostu, szkoda, że bez przepisów. Tego jeszcze u nas nie było, więc brawa dla autorów za interesujący i niebanalny gastronomiczny motyw. Jednym słowem, to lekki kryminał dla tych, którzy chcą się przy jego czytaniu zabawić. Do podgryzania przy czytaniu polecam oliwki lub chrupiące grissini.

Czy mnie się wydaje, czy ostatnio nastąpił jakiś wysyp polskich kryminałów? Rudnicka, Kalicka, Sasza Hady, w planach Kursa i kilka innych nazwisk – okazuje się, że skandynawskie klimaty już nas chyba wystarczająco wyziębiły, czas więc rozejrzeć się za książkami na własnym podwórku. Do tego Prószyński rozpoczął wydawanie całkiem interesująco zapowiadającej się serii lekkich kryminałów obyczajowych - seria jak na razie chyba bez nazwy, ale ja już mam obie wydane w niej książki - czeka na przeczytanie wspomniana na na ostatnim stosie Zaczyńska, a wydawca już zapowiada trzeci kryminał, też nieznanej mi dotychczas autorki – Iwony Czarkowskiej. Mam tylko nadzieję, że seria będzie dostępna w formie elektronicznej, bo czekanie na paczki z kraju wcale mi się nie uśmiecha... A teraz pozdrawiam was serdecznie i zapowiadam całkowitą zmianę klimatów w kolejnym wpisie. Do poczytania!

7 komentarzy:

  1. W tytule jest błąd w nazwisku, jest Kalicińska, a powinno być Kalicka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooops, już poprawiłam, dzięki! Jakaś hybryda, z dwóch autorek mi jedna wyszła! :) Aż szybko sprawdziłam, czy jeszcze gdzies czegoś podobnego nie napisałam.

      Usuń
  2. jestem ciekawa tej książki, jak wszystkich pisanych na spółkę. Fascynuje mnie, jak to można połączyć, zawsze myślałam, ze tworzenie to bardzo intymna sprawa, a tu ... grupowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nie jestem pewna jak to działa. W jaki sposób można się wzajemnie dzielić robotą, jakoś powieść redagować, żeby obie osoby były zadowolone? Muszę przeczytać inną książkę Manuli Kalickiej, dla porównania.

      Usuń
  3. Zgadzam sie, ze kryminaly skandynawskie wyziebily, ale i znudzily. Staly sie przewidywalne; no moze poza Jo Nesbo. ;-) ale nie wiem co ze mna jest nie tak, ze uciekam "pedzikiem" od polskich ksiazek. Dzis na targach omijalam szerokim lukiem. A najdluzsza, zawijana ;-) kolejka do pana Kosika. Mam nadzieje, ze nie przekrecilam nazwiska, tlumy szalonej mlodziezy, bo Feliks to chyba polska odpowiedz na Harrego Pottera. Mi udalo sie zdobyc autograf Bernarda Miniera- swietne francuskie kryminaly!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się do polskich książek przekonałam kilka lat temu, myślę, że każdy teraz coś dla siebie wśród nich znajdzie. Na szczęście. Lubię czytać na przykład debiuty, lubię odkrywać nowe, nieznane mi jeszcze nazwiska. Lubię, kiedy się pojawiają w tych książkach znane mi miejsca. Lubię, kiedy autorzy eksperymentują i piszą zupełnie inne, nowe książki. Kiedyś narzekałam na brak powieści historycznych. Teraz jest ich sporo! Ciekawi mnie, co się stanie z polską powieścią za kilka lat? Może być ciekawie!

      Usuń
  4. Kalickiej coraz więcej w blogosferze, tylko ja nie nadążam. Zapraszam do wyzwania czytelniczego dotyczącego polskich kryminałów:
    http://52tygodnie.blogspot.com/2013/05/czytamy-polskie-kryminay-wyzwanie.html
    Byłoby mi miło, a i baza polskich kryminałów zyskała na tym :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń