Siostry Van i Linny 
Luong, Amerykanki w drugim pokoleniu, których rodzice wyemigrowali do 
Stanów z Wietnamu, są różne jak ogień i woda. Linny jest śliczna, ma 
powodzenie, ale jej dorosłe życie to ciąg nieudanych romansów i 
tymczasowych prac. W przeciwieństwie do niej, niezbyt atrakcyjna Van 
pracuje jako prawniczka i mieszka z mężem w pięknie urządzonym domu. 
Jednak okazuje się, że ich życie nie jest tak odmienne – Van została 
porzucona przez męża po kilku latach pozornie idyllicznego małżeństwa, a
 Linny właśnie debatuje nad tym, czy ma zakończyć romans z żonatym 
mężczyzną. Siostry nie utrzymują właściwie bliższych kontaktów, 
spotykając się tylko podczas odwiedzin u ojca. Dinh Luong to wiecznie 
skwaszony tyran, który spędza dnie na doskonaleniu swoich wynalazków, 
które mają ułatwić życie ludziom niskim jak on. Jego Ramię Luonga ma być
 szansą na zdobycie sławy i pieniędzy... Tymczasem pan Luong postanawia 
wreszcie poddać się naturalizacji i zostać praworządnym obywatelem USA. 
To właśnie jego córki mają mu pomóc w przygotowaniach do imprezy (to 
znaczy: zorganizować, ugotować, posprzątać...), którą ma uczcić jego 
nowy status...
„Short Girls” 
(„Niskie dziewczyny”) Bich Minh Nguyen to jedna z tych książek, które 
czyta się z przyjemnością, ale które niestety zwykle nie pozostają długo
 w mojej pamięci... Autorka jest Amerykanką pochodząca z Wietnamu, która
 wraz z rodzicami wyemigrowała do Stanów w latach  siedemdziesiątych. 
Nic więc dziwnego, że pisze przede wszystkim o tym, co jest jej bliskie –
 życiu imigrantów z Azji w USA. Jej spostrzeżenia są interesujące, 
chociaż niezbyt odkrywcze. Nguyen pisze więc o tym, co czyni człowieka 
obywatelem, o samotności i niepewności imigrantów, którzy zmagają się z 
życiem w nowym kraju. Opisuje, jak trudno jest niekiedy sprostać 
wymaganiom nowej ojczyzny i jak ciężko nauczyć się żyć w odmiennej 
kulturze, ale również o tym, jak łatwo można odrzucić tę własną. Bardzo 
często dzieci imigrantów nie chcą poznać kultury swoich rodziców, 
pociąga je tylko to, co amerykańskie, być może dlatego, że nie chcą się 
wyróżniać   wśród swoich rówieśników.
„Short Girls” to 
także książka o więzach rodzinnych, szczególnie tych między siostrami. 
Jednak najciekawsza postacią tej książki jest według mnie ojciec – pan 
Dinh Luongh. Nie jest to postać miła i sympatyczna, ale za to chyba 
najbardziej ciekawie opisana.  Pan Luong jest tak zaabsorbowany własną 
osobą, że swoje córki postrzega niemal jako służące, czekające na jego 
skinienie, by wypełniać każde jego żądanie. Poza tym oczekuje że one, 
jak wszystkie porządne wietnamskie córki, będą mu posłuszne. Jego 
obsesja na punkcie niskich ludzi w kraju, w którym większość obywateli 
jest wysokiego wzrostu, jest zabawna, podobnie jak jego fascynacja 
wynalazkami, które mają ułatwić życie osobom niskiego wzrostu. Ta 
właśnie obsesja, zrodzona z faktu, że zarówno ojciec jak i obie córki 
mierzą poniżej metra pięćdziesięciu, stanowi klamrę spinającą opowieść. W
 porównaniu z nim, postacie sióstr Van i Linny są mniej interesujące... 
Van, niemal bezwolna kukiełka, starająca się wszystkich zadowolić, 
ucieleśnienie dobrej córki, żony, niemal znikający cień malutkiej 
kobiety i Linny, pewna siebie dziewczyna, która poszukuje swojego 
miejsca na ziemi, stara się za wszelką cenę być widoczna i zauważana.
Co więc sprawiło, że
 książkę przeczytałam z ciekawością? Może był to język powieści, bo 
czytało się ją niemal jednym tchem, płynnie i bez zgrzytów. Może fakt, 
że „Short Girls” to niezbyt oryginalna, ale bardzo ciepła opowieść o 
związkach między ludźmi, o potrzebie akceptacji i o odnajdywaniu siebie.
 Mimo iż wszystkie te tematy brzmią czasem bardzo znajomo, to jednak 
„Short Girls” czyta się  z zaciekawieniem. Szkoda tylko, że zabrakło mi w
 niej też jakiejś puenty, znaczącego, przełomowego momentu. Zakończenie 
powieści również pozostawiło po sobie pewien niedosyt, bo wydawało mi 
się, że nie wszystkie wątki zostały podsumowane, rozwiązane i 
zakończone. Mimo wszystko polecam książkę osobom zainteresowanym 
tematyką imigracji i szukających  lekkiej lektury na niedzielne 
popołudnie. Mnie natomiast ciekawi to, jak wiele z tej książki będę 
pamiętać za kilka miesięcy...
PS. Piękna okładka tej książki 
przyciągnęła moje oko w bibliotece! Zastanawiające, jak wiele książek 
zainteresowało mnie najpierw wizualnie...
 

 b
b Na początku uprzedzam – nie jest to recenzja. Jest to raczej entuzjastyczny i pełen wzruszenia bełkot.
Na początku uprzedzam – nie jest to recenzja. Jest to raczej entuzjastyczny i pełen wzruszenia bełkot. Obok stosu po lewej stoją dwie książki – sprawczynie całego zamieszania, pożyczone z biblioteki.
Obok stosu po lewej stoją dwie książki – sprawczynie całego zamieszania, pożyczone z biblioteki.