Kiedy się mogło
człowiekowi zdawać, że w temacie „młoda kobieta wraca do
rodzinnego gniazda by poukładać sobie życie na nowo” nic nowego
się nie da powiedzieć, okazuje się, że co jakiś czas pojawia się
nowy, interesujący głos. Aneta Borowiec, autorka debiutanckiej
powieści „Wilczyce” udowadnia, że nie zawsze nasze życie kręci
się wokół potrzeby znalezienia życiowego partnera, że czasem
inne relacje są zdecydowanie ważniejsze.
Bohaterką powieści
jest Natalia, która wiedzie w miarę ustabilizowane życie u boku
mężczyzny, który co prawda księciem nie jest, za to jest
mężczyzną przyszłościowym – bez niespodzianek, bo tych Natalia
i tak nie lubi, ale też i bez wstrząsów. Natalia ma też kilka
przyjaciółek, a wśród nich tę najbliższą, Alicję - łączy je
wspólne dzieciństwo spędzane na podwórku i skomplikowane relacje
z matkami. Na razie wszystko się zgadza, prawda? Do tego nagle świat
Natalii się wali, mężczyzna (jak zwykle w takich sytuacjach bywa)
okazuje się niewarty uczuć, więc co robi nasza bohaterka? Tak
jest, ucieka do zacisznego domku babci w Wilczycach i liże rany. Ale
zdziwi się ten, kto myślał, że Natalia odnajdzie tam sens życia,
nowa pracę i wymarzonego mężczyznę. Zdziwi się, ale nie
rozczaruje, bo „Wilczyce” to nie jest tylko opowieść o
stosunkach damsko-męskich, ale i o pogmatwanych stosunkach
rodzinnych. Pojawiają się co
prawda moje ulubione elementy (dom i tajemnica), ale Aneta Borowiec
układa je w innej konfiguracji.
Co mi się w powieści
spodobało najbardziej? To, że „Wilczyce” to powieść o
kobietach – matkach, córkach, babkach, siostrach, przyjaciółkach.
Relacje między nimi są skomplikowane, czasem bolesne, czasem pełne
ciepła, czasem – jak w przypadku Natalii – bardzo gwałtowne.
Już pierwsza scena książki z udziałem Marii i jej córki wieje
chłodem, przemawia dobitnie do czytelnika. Padają silne słowa –
obojętność, rozczarowanie, nienawiść. Co się za nimi naprawdę
kryje odkrywa czytelnik stopniowo i powoli, wraz z Natalią
odkrywając rodzinne sekrety i odnajdując odpowiedzi na nigdy nie
zadawane pytania. Jak już wspomniałam, „Wilczyce” to bardzo
kobieca książka. Mężczyźni są w niej właściwie tylko
akompaniamentem i przedstawicielki „słabej” płci
niejednokrotnie okazują się od nich silniejsze. Miłosz i Antoni,
niewierny Tomasz, nieobecni mężowie prababek i praciotek służą
właściwie jako tło dla to silnych kobiet, mieszkanek Wilczyc.
Przyznam się, że miałabym straszną ochotę, żeby przeczytać
więcej o ciotkach, babce i prababce Natalii, o jej dziadkach -
Wandzie i Antonim, o rodzinnych historiach Natalii. Rodzinne
opowieści zawsze mnie pociągają, a w tej książce było mi ich
zdecydowanie za mało.
Spodobało mi się też
to, że „Wilczyce” to powieść napisana bardzo ładnym językiem,
wyważonym i spokojnym. Jedyne co mnie nieco znużyło, to długie
według mnie rozpoczęcie, bo miałam wrażenie, że byłam już w
połowie książki, kiedy w ustabilizowanym świecie Natalii wreszcie
coś drgnęło. Z drugiej strony – może się mylę, pisząc, że
nic się nie działo, bo „Wilczyce” to nie jest powieść, w
której szalona akcja gna przez strony i z głośnym piskiem opon
hamuje na finiszu. To raczej książka powolna, skłaniająca do
przemyśleń. Być może początek dłużył mi się, bo książkę czytałam powoli, zmęczona nawałem pracy?
W każdym razie polecam „Wilczyce”
Anety Borowiec przede wszystkim czytelniczkom zmęczonym ucieczkami bohaterek w
ramiona przypadkiem poznanych mężczyzn, ale też tym, które jak ja
uwielbiają powieści o rodzinach i tajemnicach. Zapraszam do
Wilczyc, do domu babci Wandy na lemoniadę i rozmowy o ważnych
sprawach.