Znacie to uczucie, kiedy zabieracie się za nową
książkę ulubionego autora? Miłe uczucie powrotu w znane kąty, a
z drugiej strony przyjemne zaciekawienie i podekscytowanie nową
historią? Właśnie tak się czułam, kiedy zaczęłam czytać nową
powieść Małgorzaty Gutowskiej Adamczyk, „Podróż do miasta
świateł. Róża z Wolskich”. Była to jedna z najbardziej
oczekiwanych przeze mnie tej jesieni premier, książka, po której
wiele oczekiwałam i przyznaję, że nieco się bałam, iż moim
wymaganiom nie sprosta. Początkowe rozdziały, które przeniosły
mnie do dziewiętnastowiecznego Paryża, widzianego oczyma Róży i
jej matki, Krystyny, były jednak tak sugestywne, że moje obawy
szybko się rozwiały, a zanim się spostrzegłam, przeczytałam już
prawie połowę książki.
Tym, którzy tak jak ja zachwycali się
„Cukiernią pod Amorem”, bohaterów „Podróży do miasta
świateł” nie trzeba właściwie przedstawiać. Dzięki kunsztowi
narratorskiemu autorki, również osoby, które jeszcze „Cukierni...”
nie znają (jeśli są jeszcze na świecie tacy czytelnicy...!),
powinni się odnaleźć w tej historii szybko i bez problemów.
Główną bohaterką pierwszej części „Podróży...” jest Róża
Wolska, która pojawiła się w poprzedniej serii jako kochanka
Tomasza Zajezierskiego. Tu poznajemy ją jako małą dziewczynkę,
która wraz z matką przybywa do Paryża, by pod opieką wuja
oczekiwać powrotu ojca z Syberii. Po klęsce powstania
styczniowego panie Wolskie, podobnie jak wiele ich rodaczek, znalazły
się w trudnej sytuacji finansowej, więc protekcja zamożnego
krewnego może zapewnić im wygodne życie i zapłacić za leczenie
niemej dziewczynki. Jednak ich życie w „mieście świateł” nie
będzie wcale usłane różami, przyjdzie im jeszcze wiele
wycierpieć, a Paryż okaże się miastem wielu przeciwieństw -
miastem miłości, zdrady, piękna, brzydoty, głodu, sztuki,
rewolucji, marzeń i rozpaczy.
Również powrót do Gutowa, do pałacu w
Zajerzycach, nie rozczarował. Chociaż tak jak w przypadku „Cukierni
pod Amorem” najbardziej przypadła mi do gustu część
historyczna, to dzięki Ninie, współczesnej bohaterce powieści,
miałam okazję poznać dalsze losy bohaterów „Cukierni”. Nina
na prośbę Igi Toroszyn poszukuje informacji o portrecie Tomasza
Zajerzyckiego, namalowanego przez sławną Różę de Vallenord.
Wdaje się też w romans z tajemniczym, przypadkowo poznanym
mężczyzną, w tym samym czasie próbując zmienić swoje toksyczne
relacje z matką.
Związki między matkami i córkami są zresztą
jednym z głównym motywów „Podróży do miasta świateł” -
zarówno Nina jak i Róża całe życie zmagają się z poczuciem
winy wobec swoich matek, ich stosunki są napięte, pełne
nieufności, a nawet strachu, skażone poczuciem winy, że obie córki jakoś swoje matki rozczarowały, nie spełniły
pokładanych w nich nadziei. Krystyna jest matką zaborczą i
zgorzkniałą, która nie potrafi córce okazać miłości, Irena
jest samotną kobietą, która nie potrafi być samodzielna, za
wszelką cenę stara się córkę przywiązać do siebie, często
uciekając się do emocjonalnego szantażu. Autorce udało się te
toksyczne relacje przedstawić znakomicie, szczególnie postać
Krystyny jest bardzo interesująca.
Róża, główna bohaterka powieści, przypomniała
mi inną postać z powieści Gutowskiej – Adamczyk, Ginę Weylen.
To kolejna postać nakreślona przez autorkę mocną kreską, kobieta pełna
sprzeczności, pasji i namiętności. Kolejna kobieta, która pragnie
być niezależna, która porzuca konwenanse, szuka swojej drogi w
życiu. Róża-kochanka, Róża-malarka, Róża-córka. Kobieta,
która kocha, marzy i w końcu oddaje się miłości bez reszty.
Jednym słowem – bardzo interesująca postać. Będę czekać niecierpliwie na
tom drugi, żeby przekonać się, jak potoczą się jej losy.
To, co mnie w tej książce dodatkowo urzekło, to
portret miasta. Zawsze z przyjemnością czytam o miejscach mi
znanych, nawet tak powierzchownie, jak stolica Francji, w której
byłam tylko jeden raz. A jednak klimat miasta chyba na mnie
zadziałał, bo nie tylko chciałabym tam wrócić, ale i czytałam z
przyjemnością o znanych mi miejscach... Paryż belle epoque mnie
zafascynował. Sztuka, polityka, życie codzienne – autorce udało
się w książce zawrzeć wiele ciekawych detali historycznych,
ciekawostek i smakowitych szczegółów, które pomagają w
utrzymaniu nastroju książki, tworzą specyficzny klimat i pomagają
czytelnikowi wciągnąć się w nurt opowieści. Dzięki temu „Podróż
do miasta świateł” ma ten specyficzny, magiczny klimat, który
tak urzekł mnie w cukiernianej trylogii. A teraz pozostaje mi tylko
czekanie... Jakoś będę musiała dotrwać do przyszłego roku,
kiedy to ukaże się kolejna część książki. Na pocieszenie muszę
zdobyć książkę Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i Marty Orzeszyny
„Paryż
miasto sztuki i miłości w czasach belle époque”, by
chociaż na chwilę dłużej pozostać w tamtych paryskich
klimatach....
Polecam wam „Podróż do miasta świateł”
jako wyśmienite czytadło na długie jesienne wieczory spędzane
przy kominku (lub kaloryferze), z kubkiem herbaty. Dajcie się
zauroczyć powieści i przenieście się w czasie do magicznie
fascynującego Paryża.
Myślę Dabarai, że nie będę się długo opierać i dam się zauroczyć najnowszej książce Pani Małgorzaty. "Cukiernia pod Amorem" wciągnęła mnie bezgranicznie i bardzo miło ją wspominam. Jeśli więc w tej książce można spotkać bohaterów tamtej sagi to musi to być lektura obowiązkowa :))
OdpowiedzUsuńW trzeciej części Cukierni zdenerwował mnie brak szczegółów o dalszych losach postaci, dlatego Podróż była tak satysfakcjonująca do czytania.
UsuńKate, mnie namawiać nie trzeba, u mnie to tylko kwestia czasu
OdpowiedzUsuńA już zamówiłaś, czy czekasz?
UsuńNie miałam jeszcze przyjemności poznać twórczość tej autorki, ale zamówiłam sobie w prezencie urodzinowym Cukiernię pod Amorem, a i tę książkę chętnie bym przeczytała... :)
OdpowiedzUsuńŻyczę przyjemniej lektury, Cukiernia była super...
UsuńA ja już książeczkę mam i za chwilę zabieram się za lekturę:-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Życzę miłego czytania, mam nadzieję, że tobie spodoba się tak samo jak mnie!
Usuń