Wiadomo nie od dziś,
że mordercy, złodzieje i inni kryminaliści najbardziej lubią swój
zbrodniczy proceder uprawiać w zaciszu angielskich rezydencji. Może
sprzyja temu spokojna atmosfera starych bibliotek, galerie z
portretami przodków, może uczynna, bezszelestna służba,
spełniająca wszystkie zachcianki gości, może wygodne sypialnie,
wykwintne posiłki... Co rusz jakiś zbrodniarz odwiedza posiadłość
tego czy innego lorda i w sposób iście nieangielski psuje trwający
od wieków ład i porządek. Nie inaczej dzieje się i w książce
Jamesa Andersona pod złowieszczym tytułem „The Affair of the
Bloodstained Egg Cosy” („Sprawa zakrwawionej nakrywki na jajko”).
W wiejskiej posiadłości
księcia Burford wiele się dzieje – spotkania polityczne na
najwyższym szczeblu, demonstracje kolekcji broni palnej, morderstwo
i kradzież. Na miejsce przybywa (niechętnie) detektyw Wilkins,
który już na początku, dość nietypowo, oświadcza: „Nie
oczekujcie, że uda mi się cokolwiek rozwikłać”. Na szczęście
ma do pomocy dwie młode i odważne dziewczęta oraz tajemniczego
mężczyznę, który wcale nie jest tym, za kogo się podaje.
Doprawdy, naszemu detektywowi musi się udać!
Jest coś bardzo
wciągającego w cosy crime, w kryminałach, w których przestępcy
są zawsze bardzo szarmanccy, dobrze ubrani i wychowani, a zbrodnie
popełnia się pomiędzy jednym koktajlem a drugim. Sam Anderson
powiedział kiedyś, że lubi, gdy jego zbrodniarze cytują
Szekspira. W dodatku tło obyczajowe jest wyjątkowo interesujące
(lata trzydzieste to jedna z moich ulubionych epok!), miejsce akcji -
klimatyczne (dom z wielowiekową historią i sekretnym przejściem!),
nawet język odpowiednio stylizowany. „The Affair...” to świetna
powieść w stylu retro dla wielbicieli kryminałów w stylu Agathy
Christie.
Jamesowi Andersonowi
udało się świetnie wczuć w nastój klasycznych powieści
detektywistycznych Złotego Wieku Kryminałów. Jest w tej powieści
wszystko to, co lubię. Atmosferyczne miejsce akcji, zamknięte koło
podejrzanych, mnogość postaci, z których każda ma swoje
tajemnice, odkrywane kolejno, krok po kroku, podczas śledztwa. Jest
więc właściciel posiadłości i jego rodzina, są i goście
zaproszeni oraz niespodziewani, są przyjaciele rodziny. Jest też i
detektyw i jego sprzymierzeńcy, którzy pomogą zbierać wskazówki
i ślady, aż wreszcie wszystkie zagadki zostają wyjaśnione w
kluczowej scenie końcowej, kiedy to detektyw gromadzi wszystkich
podejrzanych w salonie i wskazuje palcem mordercę. Tak, wiem, to
strasznie stereotypowe, ale „The Affair...” utrzymuje właściwy
ton i napięcie, zagadka jest ciekawa, a rozwiązanie
satysfakcjonujące. To książka lekka i napisana nieco z
przymrużeniem oka, bo przecież autor jej był jak najbardziej współczesny.
Kiedy zabraknie wam w
domu książek Agathy Christie, kiedy macie ochotę na klasyczny
whodunnit z przymrużeniem oka, sięgnijcie po „The Affair of the
Bloodstained Egg Cosy” Jamesa Andersona. Dajcie się uwieść czarowi angielskich
rezydencji i ich mieszkańców.A jeśli polubicie mieszkańców Alderley, to czekają na was dwa kolejne kryminały w tej serii.
PS. Gdyby ktoś się
zastanawiał, jak wygląda taka watowana nakrywka na jajko, poniżej
prezentuję przykładowy obrazek poglądowy z sieci:
Brzmi jak coś dla mnie! Bardzo lubię i książki Agathy Christie i wszelkiego rodzaju cosy crime, czekam, aż WAB wyda więcej tomów Marthy Grimes o inspektorze Jurym. Mam nadzieję, że jakiś wydawca skusi się na Andersona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Brzmi cudnie, tym bardziej, że bardzo lubię kryminały. Ciekawe, czy przetłumaczyli na polski.
OdpowiedzUsuńCiekawostka, może być całkiem dobrą lekturą na jesienną depresję, która wprawdzie mnie jeszcze nie dopadła, ale nie mam złudzeń i wolę być przygotowana;) Czy to jest bardziej kryminał czy bardziej powieść z przymrużeniem oka?
OdpowiedzUsuńTo mi narobiłaś smaku na tą książkę. Cosy crime to moje ulubione. Cała seria "Kot, który...", czy właśnie M. Grimes. Najlepsze książki na jesień.
OdpowiedzUsuńMarthę Grimes jakoś na razie czytałam tylko ze dwie książki po polsku, ale fakt, sporo napisała... Andersona na polski przetłumaczonego nie widziałam, ale też mam nadzieję, że ktoś się skusi.
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię cosy crime,i dlatego też, przygotowując się do przetrwania zimy, zakupiłam wczoraj pięć...
A Anderson to jak najbardziej kryminał. W stylu mi tylko nieco przypomniał "The Mysterious Affair of Style" Adaira, taki ukłon w stronę Christie...
Przyznałam Ci nominację na Liebster Blog.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że jesteś.
Szczegóły u mnie:
http://zielonowglowie.blogspot.com/