Zimny wieczór przed
nami, co może nas ogrzać lepiej niż dobra herbata i dobry
kryminał. A gdyby tak połączyć te dwie rzeczy? Zapraszam
wszystkich na „Śmierć i darjeeling”!
„Death by Darjeeling”
Laury Childs to pierwsza książka w serii A Tea Shop Mysteries
(moje, bardzo dowolne, tłumaczenie nazwy serii to Herbaciane Zagadki), których bohaterką jest Theodosia Browning,
właścicielka Herbaciarni Indygo i psa o uroczym imieniu Earl Grey.
Theo i jej współpracownicy zostają poproszeni o zorganizowanie
dorocznego przyjęcia wydawanego przez towarzystwo historyczne
Charleston, na które przygotowana zostaje specjalna herbata
Lamplighter Blend. To czarujące przyjęcie na pewno zostanie w
pamięci mieszkańców miasta na długo, bo oto jeden z gości
zostaje znaleziony martwy, a przy nim pusta filiżanka herbaty...
„Death by Darjeeling”
należy do popularnego, szczególnie w Stanach, gatunku kryminałów
tematycznych. Bohaterem takich powieści (zwykle są to serie) jest
najczęściej właściciel jakiegoś sklepu lub biznesu, albo grupa
przyjaciół o wspólnym hobby, którzy amatorsko zajmują się
rozwiązywaniem zagadek kryminalnych. Do popularnych tematów należą
serie o bibliotekarzach (na przykład wydana ostatnio w Polsce
książka Harris o Aurorze Teagarden), czy właścicielach kotów
(znana w Polsce „kocia” seria Lilian Jackson Braun), a popularne
hobby detektywów-amatorów to na przykład robienie na drutach,
scrapbooking, gotowanie, robienie kołder, czy ogrodnictwo. Bardzo
ciekawą tematyczną listę książek (którą na pewno przestudiuję
dokładnie!) znalazłam na tej stronie.
Ale wróćmy do
Herbacianych Zagadek! Nietrudno zgadnąć, że motywem przewodnim tej
serii jest herbata. Theodosia, sympatyczna bohaterka powieści
Childs, jest właścicielką dobrze prosperującego sklepu i
herbaciarni w Charleston, gdzie znużeni zwiedzaniem turyści mogą
zregenerować swoje siły przy filiżance aromatycznych mieszanek
herbacianych i pysznych ciasteczkach. Childs pisze o herbatach jak
prawdziwa znawczyni – uważny czytelnik dowie się z jej powieści
sporo o różnych mieszankach, ich właściwościach i smaku, o tym w
jaki sposób należy je zaparzać. Sklep Theodosii jest chętnie
odwiedzany także przez miejscowych, którzy lubią plotkować o tym,
co się w ich mieście dzieje. Theo pochodzi z szanowanej rodziny,
zna wiele wpływowych osób, jest lubiana i szanowana przez swoich
znajomych, pewna siebie i opanowana. Nic więc dziwnego, że Theo ma
predyspozycje do tego, by odkryć, kto tak naprawdę zabił Barrona i
przywrócić Herbaciarni Indygo dobre imię.
Przyznaję, że nie
obyło się bez zgrzytów – ton powieści był miejscami nieco
przesłodzony, zwłaszcza, kiedy mowa była o ukochanym czworonożnym
pupilu Theo, a jeden z bohaterów rozpływał się w zachwytach nad
swoją „ukochaną pracodawczynią”. Ale pomimo to „Death by
Darjeeling” czytało mi się z przyjemnością i uśmiechem na
twarzy. Intryga nie należy do skomplikowanych, ale akcja posuwa się
na przód szybko, a cała powieść składa się z króciutkich
rozdziałów, dzięki czemu książkę połyka się niemal w całości.
Spodobała mi się też postać Theo i jej uroczy sklep. „Death by
Darjeeling” to mała książeczka, która jak smaczna przekąska
nadaje się do pożarcia w jeden wieczór. Nie jest to co prawda
porywający i pełen niespodzianek kryminał, raczej taki miły
kryminałek, ale czasem właśnie tego nam trzeba, prawda? Nie jest
to też powieść dla wszystkich, ale może się spodobać
wielbicielom klimatycznych amerykańskich miast z historią,
miłośnikom bezkrwawych kryminałów i – oczywiście –
wszystkim, którzy uwielbiają herbatę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz