
Ad rem, zatem,
spróbujmy opisać to, co mi się w tej książce podobało… Po pierwsze to, że
dotyczy okresu w historii Polski, o którym właściwie mało wiadomo, a większość informacji
pochodzi niejako z drugiej ręki – a mimo tego autorce udało się utkać z
pojedynczych nici piękną opowieść – tu i ówdzie wypełnioną własnymi
wyobrażeniami, tu i tam wymyśloną na nowo, ale w każdym względzie porywającą. Początki
naszego państwa, rosnąca potęga księstwa leśnych polan (a propos, piękna jest ta
interpretacja pochodzenia nazwy naszego państwa), polityczne machinacje Mieszka i Bolesława
– takie powieści sprawiają, że można być dumnym z naszej historii. A czego w
tej opowieści nie ma – jest chrzest, którego przyjęcie jednym ruchem
przestawiło pionki na szachownicy politycznej naszego zakątka Europy, są i
ambicje polityczne ojca i syna, którzy odważyli się sięgnąć dalej, niż ich
przodkowie, są i polityczne przymierza, w których targuje się własną rodziną, a
przede wszystkim największym atutem – córkami. Dzięki córkom, traktowanym
właściwie jako część ruchomego majątku, można osiągnąć wiele, można umocnić
swoją pozycję na granicy kraju, zadbać o zbrojne wsparcie i pomoc przeciwko wspólnemu
wrogowi. Nic więc dziwnego, że Cherezińska poświęca najwięcej miejsca tym,
którym dedykuje swoją powieść – „bezimiennym zapomnianym księżniczkom
piastowskim”.
![]() |
Świętosława i Olav? |
Tak więc po
drugie – bohaterowie. Mimo iż tytuł zakłada, że główną bohaterką jest
Świętosława, to ucieszyło mnie wielce to, że historia zaczyna się od Mieszka, a
głos zabiera w niej także Bolesław (od razu stwierdziłam, że muszę znowu przeczytać
„Grę w kości”, żeby sobie odświeżyć jego historię i rolę odegraną w historii Polski
– wszak niektórzy bohaterowie pojawiają się w obu książkach, a Piastów nigdy nie
za wiele!), jego dwie przyrodnie siostry (licentia poetica, być może, ale
bardzo wiarygodna i jak najbardziej dodająca historii smaczku), Olav, Sven i
oczywiście Świętosława. Ach, ta Świętosława! Żałuję, że mało (zupełnie nic?)
mówi się o niej na szkolnych lekcjach historii. A przecież to właśnie opowieści o interesujących
postaciach mogą sprawić, że nasza historia wyda się wreszcie ciekawsza, łatwiejsza
do zapamiętania, bardziej swojska a jednocześnie jak najbardziej fascynująca.
Świętosława to właśnie taka postać – córka i siostra władcy Polski, która
znalazła sobie miejsce w skandynawskich sagach, jako królowa Szwecji, Norwegii,
Danii i Anglii. Wielka szkoda, że właściwie wiadomo o niej tak mało, że wśród
historyków trwają spory, czy w ogóle istniała, czy nie pomylono jej z innymi
kobietami z tamtego okresu, czy jej imię naprawdę brzmiało Świętosława, Sigrida
Storrada, Harda Królowa. Cherezińska daje Świętosławie głos, a także ciało z
krwi i kości. Daje jej siostry, mężów, dzieci i dwa dzikie rysie, każe kochać, nienawidzić,
buntować i godzić się z losem. Czyni ją zatem w oczach czytelników tak wielce
prawdziwą, jakby jej pochodzenie nie pozostawiało ani cienia wątpliwości, jakby
była to jedna z najlepiej znanych postaci średniowiecza. I chwała jej za to, bo
dzięki temu powieść ma (tak jak i pozostałe!) ten nieuchwytny i jeden w swoim
rodzaju klimat.
No i wreszcie po
trzecie - klimat. Najtrudniejsze do
opisania w recenzji książki nieuchwytne coś, co sprawia, że po książki Elżbiety
Cherezińskiej będę sięgać w ciemno. Klimat, czyli sposób, w jaki autorka wciąga
czytelnika w sam środek fabuły, w środek akcji, stawia mu przed oczami rząd
postaci i mówi: „Wybieraj. Kto ci się najbardziej
podoba? Na kogo głos będziesz niecierpliwie czekać? Kto cię urzecze? Kto
zasmuci? Które sceny i dialogi cię zachwycą, które rozbawią? Uważaj na
jastrzębia i rysie, bo mogą cię podrapać.” Jest coś w tych piastowskich
opowieściach takiego, że oderwać się od nich nie można. Nie ma tu co prawda
obecnego w Odrodzonym Królestwie pierwiastka magicznego, ale kto wie? Wszak to
dopiero początek historii Polski, a nuż jastrząb Mieszka i rysie Świętosławy
to zapowiedź czegoś więcej?
Należałoby jakoś zakończyć ten pochwalny elaborat, żeby było i
konstruktywnie i z puentą i zachęcająco. Ni jak nie potrafię. Czytajcie książkę, sami
przyznajcie mi rację. A ja będę teraz czekać do września na „Królową”, żeby po
raz kolejny zanurzyć się w piastowskiej historii. Odświeżę sobie też zapewne znajomość
z resztą dynastii z Odrodzonego Królestwa. A potem to już mi tylko jedno
pozostanie, będę dręczyć autorkę. Pani Elżbieto, ja bardzo proszę się
pospieszyć z pisaniem. Pani książki mi się kończą, co ja będę czytać, jak już
przeczytam te trzy co mi zostały???