Nic
się na blogu nie
dzieje, ale to nie znaczy, że nie czytam! Pisanie wciąż idzie mi ciężko,
wybiłam się bezdyskusyjnie z rytmu i nie wiem, jak tu mam znaleźć czas na pisanie, kiedy go boleśnie nieraz brak na
czytanie... Cóż, pogodziłam się z tym, że czasem jedyną lekturą jaką przeczytam
przez cały dzień jest „Pan Brumm jedzie
pociągiem” Daniela Nappa (swoją drogą świetna książka, jedna z ulubionych
Mini lektur). Więcej mnie na Instagramie,
gdzie albo cieszę się, że coś mi się uda w danym dniu przeczytać (no dobrze, głównie zacząć),
albo snobuję się, pokazując swoją biblioteczkę... Mimo
tego udało mi się ostatnio skończyć kilka
książek, głównie dlatego, że większość z nich przeczytałam na telefonie,
korzystając z kindlowskiej aplikacji, bo tylko tak mogę być pewna, że czas na
czytanie wykorzystam maksymalnie. (Tak przy okazji, to zaczynam się zastanawiać po raz
pierwszy nad sensem kupienia kindla z podświetlaczem - żeby się dało czytać po ciemku - ale
zdecydowana jeszcze nie jestem).
Ad rem zatem! Po
pierwsze przeczytałam „Only Beloved”, romans Mary Balogh, mojej ulubionej autorki
regencyjnych romansów "z głową", kończących jej serię The Survivors
Club. Ta seria to siedmioksiąg, bo autorka ma niezły zamach i naprawdę potrafi
pisać, a historie przez nią opisywane w niej dotyczą ludzi, którzy przeżyli
różne traumy w czasie wojen napoleońskich i podczas wieloletniej kuracji w domu
jednego z bohaterów stworzyli „grupę wsparcia” i zostali przyjaciółmi. W każdej książce śledzimy losy jednego z nich i,
jak to zwykle w romansach bywa, jest tu miłość, niekiedy taka, co przychodzi z
czasem i nad którą trzeba pracować, jest i jakaś intryga i jest nieodzowne
szczęśliwe zakończenie, wcale nie przesłodzone, na szczęście, bo jak już
wspomniałam, według mnie autorka ma klasę i pisze świetnie. Polecam Mary Balogh miłośnikom romansów z czasów regencji, ale i nie tylko.
Po
drugie, skończyłam czytać kilka książek, za których polecenie odpowiada chiara. Otóż to właśnie ona tak
skutecznie zachwalała serię Stacja
Jagodno Karoliny Wilczyńskiej, że z rozpędu przeczytałam obie dostępne
części – „Zaplątana miłość” i „Marzenia szyte na miarę”. Po trzecią,
która właśnie dopiero co wyszła, też pewnie sięgnę. Kiedyś przeczytałam książkę
„Ta druga” Karoliny Wilczyńskiej i spodobało
mi się to, że za tym tytułem nie skrywała się sztampowa opowieść jakiej by się można
spodziewać, ale coś zupełnie innego i nietypowego. Podobnie i w Stacji Jagodno,
autorka na szczęście nie idzie utartym szlakiem w kierunku „zmęczona życiem
kobieta przeprowadza się na wieś i tam poznaje rodzinne historie lub/i miłość
swego życia”. Bohaterka „Zaplątanej miłości”, Tamara, nie przeprowadza się na
wieś, ale tam jeździ, najpierw przygotowując kampanię wyborczą, potem
powodowana ciekawością, wreszcie poszukując zrozumienia i rozwiązania swoich
problemów. Owszem romans jest, ale jakoś raczej zepchnięty na boczny tor, a więcej
uwagi poświęca Wilczyńska relacjom między trzema pokoleniami kobiet – matką,
babką i córką. Do tego dochodzi tajemnica małego białego domku i jego
mieszkanki, babci Róży, i już mamy ciekawą powieść obyczajową, która opiera się
stereotypom, a ponieważ nie wszystko zostaje wyjaśnione, czytelnik (czytaj:
ja), chętnie sięga po drugą część. W tej drugiej części poznajemy nowych bohaterów,
nowe tajemnice – tylko główny wątek moim zdaniem nieco rozpływa się pomiędzy tymi
wszystkimi sekretami. Nie ma już romansu, jest tylko domek Róży i nowe
mieszkanki posiadłości ukrytej w lesie. Mam nadzieję, że kolejna część serii
przyniesie nam więcej interesujących wątków i rozwiązań i że autorce uda się
podtrzymać ciekawość czytelników (czytaj: moją). Kolejny plus za dalszy brak oczywistego romansu i podjęcie zupełnie innych wątków, głownie tych dotyczących relacji między rodzicami a dorosłymi dziećmi.
Ostatnia
książka to „Rzeka zimna” Magdaleny Kawki
– pierwsza książka tej autorki i na pewno nie ostatnia. Zdecydowanie nie
kolejna opowieść o pięknym i szczęśliwym miasteczku, gdzie wszyscy się kochają.
Zamiast tego Magdalena Kawka serwuje nam tajemnicę zaginionej pisarki, na
której poszukiwanie wyrusza jej córka, która od wielu lat nie może się z matką
porozumieć. Zamiast opowieści o wybaczaniu, tajemnicach z dzieciństwa, autorka podaje nam zimny thriller, osadzony w małej, zaśnieżonej miejscowości Grzmoty.
Mamy więc i sekrety, które rozgrzebuje Tamara, mamy i bezwzględne typy, wszędobylskie
baby, wiejskie plotki i nawet ducha. Nie
jest to może wstrząsająca historia, której nie można zapomnieć, ale jest to
zgrabnie napisana książka, która jest dowodem na to, że wsi spokojna i wesoła
jest tylko od czasu do czasu.
No proszę,
okazuje się, że z tego wszystkiego zrobił się (niezamierzenie) długaśny wpis. Ja
zatem wracam do czytania (jestem w połowie „Eligible” Curtis Sittenfeld –
obiecuję notkę jak tylko skończę czytać, słowo harcerza!), a wszystkich
czytelników Ex Librisa zapraszam do komentowania i rekomendowania nowych
polskich autorów i autorek. Do przeczytania!
Ten Brumm jest boski. Przeczytałam go jakiś tysiąc razy ;)
OdpowiedzUsuńA czytnik z podświetlaniem jest zdecydowanie wart kupienia. Mam dwa rodzaje, mogę porównać, to wiem.
Hej, Brumm też jest zaczytywany w kółko. Jeśli chodzi o czytanik, to mnie przed zakupem powstrzymuje to, ze boję się, żę i tak bym czytała na telefonie...
OdpowiedzUsuńNie sądzę. Zupełnie inny komfort czytania, zwłaszcza w słońcu.
UsuńPopieram Agnes! Czytnik ze światełkiem przebija wszystko - czytanie komfortowe w każdym momencie i miejscu. Na telefonie to się wtedy doczytuje gdy kindle przez pomyłkę został w domu lub w innej torebce. Szczerze polecam czytnik ze światełkiem. Równie dobrze może być i Kobo, bardziej zadomowiony w UK
Usuń