Po raz pierwszy
natknęłam się na wzmiankę o debiutanckiej powieści Lisy Owen, „Not Working”
przeglądając listę autorów debiutujących w 2016 roku, którą opublikował The
Guardian. Jej autorka rzuciła pracę w wydawnictwie, zapisała się na kurs
kreatywnego i pisania i zanim jeszcze swoją książkę skończyła pisać, miała już
swoją agentkę, a rok później o prawa do wydania jej książki walczyło aż osiem
wydawnictw. Podobnie jak jej twórczyni, bohaterka książki,
Claire Flannery, również decyduje się rzucić swoją posadę w agencji marketingowej,
żeby odnaleźć siebie, sens życia i nową, bardziej ciekawą pracę, która będzie
jej prawdziwym powołaniem. W przeciwieństwie do swojej kreatorki Claire nie
bardzo to wychodzi, gdyż okazuje się, że poszukiwanie wymarzonego zajęcia jest
trudniejsze niż się to nam wydaje. Zamiast tego Claire spędza zbyt wiele czasu
przed telewizorem czy ekranem komputera, spotyka z przyjaciółmi, kłóci ze swoim
chłopakiem i przeżywa zerwanie stosunków z własną matką.
„Not Working” jest
opisywane jako dowcipny głos naszego pokolenia ludzi prokrastynujacych, pełna humoru i ciepła, ale też i nieco melancholijna
książka. Całkowicie się z tym zgadzam! Natomiast spotkałam się też gdzieś się z
określeniem „Bridget Jones naszego
pokolenia”. I chyba to właśnie porównanie nieco zepsuło mi lekturę tej książki.
Po pierwsze – Claire w niczym nie przypomina roztrzepanej, sympatycznej Bridget,
a książka nie jest opowieścią o poszukiwaniu miłości i drugiej połówki. Claire
już ma swoją drugą połówkę – bardzo cierpliwego i dobrze zapowiadającego się
neurochirurga (nic dziwnego, że może sobie pozwolić na odejście z pracy!), ale
gdzieś się w swoim życiu pogubiła i nie za bardzo wie, co z nim zrobić. To
raczej książka o poszukiwaniu własnej tożsamości, którą łatwo czasem zgubić, o
odwadze, której potrzeba, by coś wokół siebie zmienić, a także o tym, że tak
naprawdę wcale niełatwo jest odkryć, co chce się zrobić z własnym życiem.
Kolejna zdecydowana
różnica – przy „Bridget Jones” płakałam momentami ze śmiechu, natomiast „Not
Working” wydawało mi się miejscami wręcz smutne. Od razu dodam, że humor w tej książce
jest, ale zupełnie innego rodzaju, zdecydowanie nie na taką skalę, jakiej można
by się spodziewać z entuzjastycznych recenzji i cytatów na okładce… Tu wspomnę
jeszcze, że zdecydowany plus należy się właśnie za okładkę, która zdecydowanie
przyciąga oko i odróżnia książkę od stosów innych.
Po trzecie - mimo
iż styl też może z początku wydawać się podobny do książki Helen Fielding, to
jednak „Not Working” jest książką mniej spójną – zamiast pamiętnika mamy tu zapis
luźnych przemyśleń, krótkich scenek i dłuższych rozdziałów. Zastanawiałam się
nawet, czy powieść nie miała swojego początku gdzieś w sieci, bo niektóre
obserwacje przypominają mi tweety czy podpisy na instagramowych fotkach. Ten
sposób narracji, chociaż ułatwiał mi czytanie, (bo łatwo jest połykać
króciutkie akapity i nieco dłuższe scenki), sprawił jednak, że z początku trudno
mi się było wciągnąć w tę książkę, a co za tym idzie, zaprzyjaźnić z główną
bohaterką. Większą sympatię czułam do matki Claire, która zresztą przez większą
część książki jest nieobecna, czy do reszty członków jej rodziny. Claire czasem
mnie denerwowała (ile czasu można spędzać w piżamie, pijąc wino na obiad!!!), z
drugiej strony budziła sympatię i pewnego rodzaju współczucie swoim zagubieniem
i niepewnością.
Mam nadzieję, że
moje porównania nie zniechęciły was kompletnie do tej książki. Większość moich narzekań
wynika z tego, że po prostu spodziewałam się po niej czegoś innego. „Not
Working” to debiut udany, chociaż zdecydowanie nie wybitny. Czekam też na szum
w mediach wokół tej książki, który by mi powiedział, że to ja jedna się mylę, a
nie osiem wydawnictw, które wcześniej konkurowały między sobą o prawa do
wydania tego debiutu – ale na razie takiego szumu jakoś nie widzę, co mi
podpowiada, że może mam rację i „Not Working” to książka na ocenę dobrą. Natomiast
chętnie przeczytam kolejną książkę Lisy Owens, chociaż wydaje mi się, że jako
iż autorka niedawno urodziła dziecko, to napisanie kolejnej może zabrać jej
zdecydowanie więcej czasu.
Może nie podobna, ale mi się podobała
OdpowiedzUsuń