poniedziałek, 9 maja 2016

Lisa Owen, "Not Working", czyli o książce, która nie jest podobna do "Pamiętników Bridget Jones"


Po raz pierwszy natknęłam się na wzmiankę o debiutanckiej powieści Lisy Owen, „Not Working” przeglądając listę autorów debiutujących w 2016 roku, którą opublikował The Guardian. Jej autorka rzuciła pracę w wydawnictwie, zapisała się na kurs kreatywnego i pisania i zanim jeszcze swoją książkę skończyła pisać, miała już swoją agentkę, a rok później o prawa do wydania jej książki walczyło aż osiem wydawnictw. Podobnie jak jej twórczyni, bohaterka książki, Claire Flannery, również decyduje się rzucić swoją posadę w agencji marketingowej, żeby odnaleźć siebie, sens życia i nową, bardziej ciekawą pracę, która będzie jej prawdziwym powołaniem. W przeciwieństwie do swojej kreatorki Claire nie bardzo to wychodzi, gdyż okazuje się, że poszukiwanie wymarzonego zajęcia jest trudniejsze niż się to nam wydaje. Zamiast tego Claire spędza zbyt wiele czasu przed telewizorem czy ekranem komputera, spotyka z przyjaciółmi, kłóci ze swoim chłopakiem i przeżywa zerwanie stosunków z własną matką. 
 
„Not Working” jest opisywane jako dowcipny głos naszego pokolenia ludzi prokrastynujacych,  pełna humoru i ciepła, ale też i nieco melancholijna książka. Całkowicie się z tym zgadzam! Natomiast spotkałam się też gdzieś się z określeniem „Bridget Jones naszego pokolenia”. I chyba to właśnie porównanie nieco zepsuło mi lekturę tej książki. Po pierwsze – Claire w niczym nie przypomina roztrzepanej, sympatycznej Bridget, a książka nie jest opowieścią o poszukiwaniu miłości i drugiej połówki. Claire już ma swoją drugą połówkę – bardzo cierpliwego i dobrze zapowiadającego się neurochirurga (nic dziwnego, że może sobie pozwolić na odejście z pracy!), ale gdzieś się w swoim życiu pogubiła i nie za bardzo wie, co z nim zrobić. To raczej książka o poszukiwaniu własnej tożsamości, którą łatwo czasem zgubić, o odwadze, której potrzeba, by coś wokół siebie zmienić, a także o tym, że tak naprawdę wcale niełatwo jest odkryć, co chce się zrobić z własnym życiem.

Kolejna zdecydowana różnica – przy „Bridget Jones” płakałam momentami ze śmiechu, natomiast „Not Working” wydawało mi się miejscami wręcz smutne. Od razu dodam, że humor w tej książce jest, ale zupełnie innego rodzaju, zdecydowanie nie na taką skalę, jakiej można by się spodziewać z entuzjastycznych recenzji i cytatów na okładce… Tu wspomnę jeszcze, że zdecydowany plus należy się właśnie za okładkę, która zdecydowanie przyciąga oko i odróżnia książkę od stosów innych.

Po trzecie - mimo iż styl też może z początku wydawać się podobny do książki Helen Fielding, to jednak „Not Working” jest książką mniej spójną – zamiast pamiętnika mamy tu zapis luźnych przemyśleń, krótkich scenek i dłuższych rozdziałów. Zastanawiałam się nawet, czy powieść nie miała swojego początku gdzieś w sieci, bo niektóre obserwacje przypominają mi tweety czy podpisy na instagramowych fotkach. Ten sposób narracji, chociaż ułatwiał mi czytanie, (bo łatwo jest połykać króciutkie akapity i nieco dłuższe scenki), sprawił jednak, że z początku trudno mi się było wciągnąć w tę książkę, a co za tym idzie, zaprzyjaźnić z główną bohaterką. Większą sympatię czułam do matki Claire, która zresztą przez większą część książki jest nieobecna, czy do reszty członków jej rodziny. Claire czasem mnie denerwowała (ile czasu można spędzać w piżamie, pijąc wino na obiad!!!), z drugiej strony budziła sympatię i pewnego rodzaju współczucie swoim zagubieniem i niepewnością.

Mam nadzieję, że moje porównania nie zniechęciły was kompletnie do tej książki. Większość moich narzekań wynika z tego, że po prostu spodziewałam się po niej czegoś innego. „Not Working” to debiut udany, chociaż zdecydowanie nie wybitny. Czekam też na szum w mediach wokół tej książki, który by mi powiedział, że to ja jedna się mylę, a nie osiem wydawnictw, które wcześniej konkurowały między sobą o prawa do wydania tego debiutu – ale na razie takiego szumu jakoś nie widzę, co mi podpowiada, że może mam rację i „Not Working” to książka na ocenę dobrą. Natomiast chętnie przeczytam kolejną książkę Lisy Owens, chociaż wydaje mi się, że jako iż autorka niedawno urodziła dziecko, to napisanie kolejnej może zabrać jej zdecydowanie więcej czasu.

1 komentarz: