Jakiś czas temu
pisałam o odkryciu, jakim była dla mnie wspaniała saga
historyczno-fantastyczna Elżbiety Cherezińskiej, czyli „Korona śniegu i krwi”. Takie wrażenie zrobiła na mnie ta historia, że
w dalszym ciągu strasznie mnie ciągnie do podobnych książek.
Jednak zamiast więc zabrać się porządnie za „Grę w kości”,
wczoraj zapragnęłam czegoś ciut lżejszego. Zresztą wina (czy
raczej zasługa) leży po stronie samej autorki, która na facebooku
zaczęła wypisywać tak zacne i smakowite fragmenciki o bohaterach
„Korony...”, że przy Rikissie już dłużej nie zdzierżyłam i
sięgnęłam na półkę, żeby odnowić znajomość z pewnym
inwestygatorem królewskim...
„Kacper Ryx”
Mariusza Wolnego to pierwszy tom łotrzykowskiej powieści
historycznej rozgrywającej się za czasów polskich Jagiellonów.
Oto młody żak Akademii Krakowskiej, znany z tego, że każdą
zagadkę potrafi rozwikłać i dociec prawdy, zostaje poproszony
przez imć pana Kochanowskiego i pana Górnickiego o odnalezienie
wykradzionej pieczęci królewskiej. Do tego dochodzą też inne
zadania – schwytanie zabójcy swojej przyrodniej siostry,
odnalezienie zaginionego mistrza arkanów czarnoksięskich. Słowem –
młodzieniec ma kupę roboty, a że jest obrotny, zaradny i niegłupi,
poradzi sobie w każdej sytuacji – czy to w szlacheckim
towarzystwie, czy też w kompanii Króla Żebraków. Podczas swoich
przygód Kacper nie raz narazi się pewnym niebezpiecznym
charakterom, ale na szczęście ma też rozliczne talenta, zebrane
podczas krótkiego, acz burzliwego żywota, które pomogą mu się
wykaraskać z każdej awantury. Jednym słowem, sympatyczny to nad
wyraz bohater i nic dziwnego, że pan Wollny postanowił napisać
dalsze trzy tomy jego przygód!
Zapowiadam wam, że „Kacper Ryx” to
powieść znakomita, mieszanka wyśmienita polskiej facecji i
fantazji. Pojedynki, bijatyki, pościgi, pogonie, strzelaniny, lochy
i jaskinie – świat Ryksa jest pełen niebezpieczeństw, ale też
pięknych niewiast, przygód i przyjaciół, którzy dopomogą w
kłopotach i rozweselą w smutku. Dużo się dzieje, akcja rozwija
się przed naszymi oczami błyskawicznie, ani na chwilę nie tracąc
tempa. Sporo jest też dowcipu, nieco zabawnych zdarzeń, a całość
okraszona kilkoma niewyjaśnionymi zagadkami, które, mam nadzieję,
zostaną rozwiązane w kolejnych tomach.
Do tego tło
historyczne odmalowane jest w tej powieści doskonale. Nie będę
pisarstwa Mariusza Wollnego porównywać do Cherezińskiej, bo to
zupełnie inny typ opowieści, a z „Koroną...” skojarzył mi się
tylko i jedynie przez Rikissę. (Rozumiecie, Rikissa – Ryx...? Tak,
wiem, że to bardzo luźne skojarzenie... ) Jedno mogę wam
zagwarantować. Czeka was zabawa przednia, w kompanii znakomitej –
stronice książki zaludniają bowiem znane postacie historyczne, nie
tylko z otoczenia miłościwie panującego w roku pańskim 1569 króla Zygmunta Augusta, ale i wybitni polscy poeci
i literaci – jest i Kochanowski, Sęp Szarzyński, jest i
królewski bibliotekarz, Łukasz Górnicki, autor „Dworzanina polskiego”. Pojawia się też na poły legendarny mistrz
Twardowski, jeden z czarnoksiężników królewskich, jest i Krwawy Burmistrz krakowski, Czeczotka. Jednym słowem,
ma ci Kacper zacne towarzystwo, w którym do woli zażywa przygód,
jak na prawdziwego inwestygatora przystało. Afery i wydarzenia, na
tle których opowiedziana jest historia Kacpra Ryksa, są opisane
bardzo dokładnie i, jak się tego dowiedziałam z tomu drugiego, są
w większości prawdziwe. Nic dziwnego, bo autor chociaż z
wykształcenia jest etnografem, to pasjonuje się historią i, co
ważniejsze, potrafi o niej świetne pisać. Co rusz wspomina o
różnych dawnych zwyczajach, przytacza anegdotki i ciekawostki, a
wszystko to bardzo sprytnie i wdzięcznie splatając w jedną
całość. Nie zapomina też o samym języku, jakim napisana jest
powieść, zgrabnie go podkolorowując i okraszając archaizmami,
wtrącając fragmenty wierszy, fraszek i staropolskich pieśni. Przy
tym książka jest też opatrzona pożytecznym słowniczkiem,
wyjaśniającym czytelnikowi łacińskie zwroty i mniej zrozumiałe
słówka. Ba, na dociekliwego czytelnika czekają też mapki,
ukazujące XVI-wieczny Kraków i jego okolice.
Nic więc dziwnego, że
o powieść przygodach Kacpra czyta się z wielką uciechą, w
napięciu i z rosnącym ze strony na stronę zadowoleniem. Jakkolwiek
nazwać tę opowieść – czy to powieścią historyczną,
kryminałem, powieścią łotrzykowską, czy powieścią płaszcza i
szpady, to gwarantuję, że spodoba się miłośnikom historii Polski
i dobrej zabawy. Tak wciągający jest „Kacper Ryx”, że mam
ochotę natychmiast udać się na krakowski rynek, zaprzyjaźnić z
żakami i popijać piwo w karczmie w nadziei, że przysiądzie się
do mnie jakiś znany poeta i zacznie recytować swoje dowcipne
fraszki.
Jeśli więc jakimś
cudem o Kacprze Ryksie jeszcze nie słyszeliście, co tchu lećcie do
księgarń lub bibliotek i czym prędzej bierzcie się za czytanie.
Ja tymczasem idę zapoznać się z tomem drugim przygód zacnego
Kacpra, oczekując po nim równie dobrej zabawy!