Wszystko
zaczęło się od kufra z rodzinnymi pamiątkami, należącego do
prababki jednej z autorek, Róży Malinowskiej. Kufer ten, pełen
rodzinnych zapisków, dokumentów i listów, stał się kanwą tej
niezwykłej opowieści o życiu ziemiańskiej rodziny z Wielkiego
Księstwa Poznańskiego, toczącej się na przełomie XIX i XX wieku.
Napisana w formie pamiętnika powieść „Marianna i róże”
Janiny Fedorowicz i Joanny Konopińskiej, to zapis codziennego życia
zwyczajnej rodziny, której przyszło żyć w burzliwych czasach.
W 1891
roku Marianna i Michał Jasieńscy przeprowadzili się wraz z piątką
dzieci do Polwicy, w powiecie średzkim w Wielskopolsce. Majątek ten
został zakupiony przez Michała po latach pracy w
majątku znanej polskiej działaczki, Emilii Szczanieckiej, w
Pakosławiu. Pamiętnik Marianny zaczyna się w 1892 roku od
odwiedzin jej starszej siostry, Józi, a kończy w 1914 roku, w
przededniu wojny, która, jak napisały we wstępie autorki,
częściowo zniszczyła, a częściowo na zawsze zmieniła świat, w
którym żyła rodzina Marianny.
„Marianna
i róże” to książka o fascynująco zwyczajnym życiu
średniozamożnej ziemiańskiej rodziny, to pieczołowicie i z
pietyzmem zrekonstruowany wycinek nieistniejącego już świata ze
swymi tradycjami i zwyczajami, pełen szczegółów zapis życia
jakie wiodła rodzina Jasieńskich. „Marianna i róże”
to przede wszystkim zapis życia ziemiańskiego domu – chociaż rodzina podróżowała
czasem w odwiedziny do krewnych, nad morze lub w góry, w celu
podreperowania zdrowia matki Marianny, Róży (zwanej Busią), to
życie toczyło się głównie w domu, wokół spraw powszednich.
Mamy więc w książce opisy ślubów, pogrzebów, chrzcin, imienin,
opisy świątecznych uroczystości, dożynek i innych uroczystości
rodzinnych. Są też i opowieści o miłości, rodzinne dramaty,
i codzienne drobne sprawy domowe, problemy z nauczycielkami,
przygotowania do wyjazdów panienek na pensję, zakupy w poznańskich składach... Są interesujące opisy sukien, ślubnych
wypraw, wystroju wnętrz. Na głowie pani domu leżało
sprawowanie pieczy nad domowym gospodarstwem, służbą, wychowanie
siódemki dzieci, obowiązki towarzyskie. Do tego Marianna wraz z
mężem angażowała się w działalność społeczną, mającą na
celu krzewienie polskiej kultury, pomoc najbiedniejszym i poprawę
stanu polskich majątków, sporo jest więc w książce rozważań na
temat wzorowego prowadzenia gospodarstwa, wspomnień o znanych
wielkopolskich działaczach i ich pracy. Wszystko to splata się w niesamowicie
wciągającą, pełną fascynujących detali i momentami wzruszającą
opowieść.
W tle
powieści – równie fascynująca historia. Przełom XIX i XX wieku
to ostatnie lata zaborów, które dla mieszkańców Wielkiego
Księstwa Poznańskiego były szczególnie dotkliwe –
postępujące wysiłki władz pruskich zmierzające do germanizacji
polskiego społeczeństwa, szczególnie usunięcia języka polskiego
ze szkół, napotykały na opór Polaków, wciąż toczyła się walka o zachowanie polskości. Jasieńscy
utrzymują kontakty tylko z polskimi sąsiadami, zakupy robią tylko
w polskich sklepach. Uczą dzieci – zwłaszcza jedynego syna,
Stasia, który musiał uczyć się w szkole w języku niemieckim –
poszanowania ojczystego języka i historii. Wśród kart tej
opowieści przewijają się też postacie wybitnych i zasłużonych
Polaków, których Marianna i Michał znali, lub mieli okazję
spotkać. Wzruszają się więc wystąpieniami Henryka Sienkiewicza,
Ignacego Padarewskiego, podziwiają prace czołowych polskich
społeczników, takich jak Emilia Szczaniecka, biorą udział w przedstawieniach teatralnych, chodzą na odczyty.
Chociaż
„Mariannaróże” to nie jest prawdziwy pamiętnik, nie
można zapomnieć o tym, że bohaterowie książki to postacie
prawdziwe. Zapiski Marianny przybliżają czytelnikowi nie tylko
życie mieszkańców dworku, ale i ich charaktery, osobowości i osobiste problemy. Córki Jasieńskich po kolei dorastają, wychodzą za mąż,
rodzą dzieci, Marianna i Michał starzeją się, ich życie zwalnia
tempo – posłowie książki to zapisek z 1926 roku, kiedy to
państwo Jasieńscy szykują się do przeprowadzki do Poznania. O ich
dalszych losach, sprzedaży Ostrowieczka, kupnie mniejszego majątku
Żelazno koło Kościana, o przekazaniu majątku synowi, o losach ich
dzieci i wnuków w skrócie opowiada sporządzona przez autorki
notatka na końcu książki. Można tylko pokręcić z podziwem głową
nad gospodarnością Michała, któremu ciężką pracą udało się
nie tylko zapewnić dostatnie życie licznej rodzinie, ale i zakupić
w 1904 roku większą posiadłość, Ostrowieczko, nad pracowitością
i zapobiegliwością Marianny, której udało się szczęśliwie
wydać za mąż wszystkie córki. A potem można tylko zamknąć książkę i z westchnieniem żalu odłożyć ją na półkę.
„Marianna
i róże” to książka którą gorąco polecam tym, którzy jak ja
uwielbiają czytać o życiu prawdziwych ludzi, o dawno minionych
latach, o zapomnianych zwyczajach i codziennym życiu. Znajdziecie
w niej nie tylko wspaniale nakreślone tło historyczne, stanowiące
społeczną kronikę życia pod zaborami na przełomie XIX i XX
wieku, wciągające opowieści, ale i fascynujące szczegóły i
detale, wycinki z życia zwykłych ludzi, tę niecodzienną
codzienność, czyli to, co sama lubię chyba w podobnych książkach
najbardziej.
Mam wyrzuty sumienia, książka od paru lat stoi na półce, a Ty jeszcze tak ładnie o niej piszesz:).
OdpowiedzUsuńHahaha, u mnie książka przeleżała kilka lat, zanim się za nią zabrałam, zdążyło ją parę osób przeczytać przede mną... Ale polecam, bo to świetna rzecz!
UsuńŚwietna książka. Przeczytałam ją za sprawą recenzji Padmy i nie zawiodłam się. Do tej pory mam w głowie wykaz rzeczy, które znalazły się w posagu najstarszej córki państwa Jasieńskich :-)
OdpowiedzUsuńSrebrny sztuciec, suknie materialne, broszki ozdobne... Mnie ten kufer bardzo ciekawi, bardzo bym chciała go zobaczyć...
UsuńCo tu teraz czytać?!
Chętnie przeczytam. Nie tylko dlatego, że treść może być ciekawa, ale i ze względu na tytuł. Moja córeczka ma na pierwsze imię Marianna, a na drugie Róża. :)
OdpowiedzUsuńBardzo polecam. A imię Marianna bardzo ładne, miała też tak na imię bohaterka kolejnej ulubionej książki, "Szkoła narzeczonych". Uwielbiam tę książkę!
UsuńWarto przeczytać. Potwierdzam. A piękne imona kolekcjonuję i podsuwam czasem młodym. Tylko słuchać nie chcą. Mamy takie piękne tradycje:)
OdpowiedzUsuńMoja babcia ma piękne i niecodzienne imię - Amalia. Już ustaliliśmy z UA, że jeśli kiedyś będziemy mieli córkę, to damy jej tak na imię. Moja druga babcia miała na imię Apolonia. Też imię do kolekjonowania. :)
Usuń