środa, 29 sierpnia 2012

Ach, trudno być kobietą... (Laila El Omari, "Zapach drzewa sandałowego")


Wiadomo nie od dziś, że egzotyczne indyjskie plenery i kultura, tak różna od tej europejskiej, przyciągają wielu czytelników jak magnes. Sięgamy po takie powieści, by chociaż na trochę zakosztować nieznanej na co dzień mieszanki smaków i zapachów, by odetchnąć upalnym, dusznym powietrzem przesyconym nieznaną wonią, żeby przypatrzeć się kolorowym strojom, podziwiać zapierające dech w piersiach widoki. „Zapach drzewa sandałowego” Laili El Omari to powieść obyczajowa, której akcja toczy się właśnie w Indiach, w dodatku są to Indie osiemnastowieczne, Indie kolonialne, które przyciągają ze zdwojoną siłą.

„Zapach drzewa sandałowego” to perypetie Eliszy Legrant, pochodzącej z zamożnej angielskiej rodziny zaangażowanej w działalność Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej.  Elisza jest młodą dziewczyną, wchodzącą w dorosłość w świecie, w którym zamążpójście i rodzenie dzieci jest życiową misją każdej kobiety, a  małżeństwo niekoniecznie dokonywane jest z potrzeby serca.  Jej pasje i zainteresowania  takie jak medycyna, sanskryt i sytuacja polityczna Indii, a także fascynacja „czarnym miastem”, częścią Bombaju zamieszkałą przez rdzenną ludność indyjską,  przyjaźń z księżną radżputów, czynią z niej osobę niekonwencjonalną, buntującą się przeciw społecznym konwenansom i normom. Kiedy w domu jej rodziców zamieszkuje Damien Catrall, daleki krewny Legrantów, który właśnie skończył studia medyczne w Anglii i zamierza pracować w Bombaju jako lekarz, zawiązuje się między nimi nić porozumienia. Damien jest jednak od dawna zaręczony, więc na związek między nimi nie ma właściwie szans… Honorowi mężczyźni nie zrywają bowiem zaręczyn, szczególnie takich, które zostały im narzucone, nawet jeśli nie ma między narzeczonymi żadnego uczucia.

Ci, którzy spodziewają się egzotycznego świata Indii na każdej stronie, trochę się rozczarują, bo tych Indii jest zdecydowanie mniej niż się tego spodziewałam. „Zapach drzewa sandałowego” to przede wszystkim historyczny romans, a nie powieść społeczno- obyczajowa. To książka bardzo kobieca, o kobietach i dla kobiet. To opowieść o miłości, dla której warto odrzucić konwenanse, o którą warto walczyć. Na drugim planie toczy się też historia Charlotte, siostry głównej bohaterki, której Omari szykuje los odmienny od tego będącego udziałem Eliszy, los jeszcze bardziej skomplikowany i właściwie na swój sposób tragiczny. Są też i historie innych kobiet – Śaliny, młodziutkiej żony hinduskiego księcia, która żyjąc w bajecznym luksusie jest świadoma tego, że jej życie wcale nie jest tak beztroskie i spokojne, Maureen i Elizabeth, kobiet z rodziny Damiena, których biologiczne i moralne życie kontrolowane jest przez mężczyzn. Historia Eliszy i jej siostry Charlotte nie jest może oryginalna, ale Omari jest sympatyczną gawędziarką, która potrafi i lubi opowiadać. Czasem może trochę za bardzo – moim zdaniem książka była nieco przegadana, zbyt długa- na przykład taki wątek z Alistairem Darkiem na przykład właściwie mógłby zostać ominięty. Chętnie przeczytałabym za to więcej o May, młodszej siostrze głównej bohaterki, która moim zdaniem zasługuje na tyle samo uwagi co pozostały panny Legrant. Ale mimo wszystko „Zapach…” czyta się z zainteresowaniem.

 Po przeczytaniu tej powieści dochodzę do wniosku, że życie kobiety w osiemnastym wieku nie tylko nie ma w sobie nic romantycznego, ani godnego zazdrości, ale i często zasługiwało na współczucie, natomiast życie w gorących klimatach indyjskich było po prostu niewygodne… Upalne temperatury dla kobiet noszących ciasne gorsety i kilka warstw sukien musiały być nie do zniesienia, dodatkowo równie sztywne konwenanse nie pozwalały im się skarżyć na niedogodności, czy kobiece dolegliwości. Ale wszystko to blednie w porównaniu z problemami i niesprawiedliwościami wiążącymi się z pozycją społeczną kobiet w tamtych czasach… Omari udało się moim zdaniem świetnie oddać sztywną, duszną atmosferę angielskich salonów, świat plotek, obłudy, dwulicowości i fałszywej pruderii. Tło historyczne powieści – czyli wojny o wpływy kolonialne pomiędzy Anglią a Francją – również zostało ciekawie przedstawione, bo wybuch wojny ma znaczący wpływ na losy bohaterów powieści. Dla czytelników ciekawych lub zagubionych  umieszczono też na końcu książki kilka notek historycznych dotyczących wojen i rozwoju kompanii handlowych w Indiach.

Mimo mankamentów, pierwsze spotkanie z Lailą El Omari uważam za całkiem udane. Ciekawe jest to, że Laila El Omari jest niemiecką pisarką, ale pisze głównie o brytyjskiej historii, kulturze i obyczajach. Akcję swoich historycznych powieści osadza głównie w egzotycznym Oriencie, przeważnie w Indiach. Mam też drugą książkę tej autorki, pożyczyłam od mojej mamy „Monsunowe dni” i ciekawa jestem, jak mi się ta powieść spodoba. Na pewno moje nastawienie będzie już nieco inne, co też powinno wpłynąć korzystnie na jej odbiór. Natomiast „Zapach drzewa sandałowego” polecam przede wszystkim czytelniczkom, które mają ochotę przeczytać romans osadzony w egzotycznych plenerach. 

3 komentarze:

  1. Ja przygodę z tą autorką zaczęłam właśnie od "Monsunowych dni" i przyznaję, że książka mnie na kolana nie powaliła. W miarę dobrze napisana obyczajówka z elementami romansu i historii. "Zapach..." mam na półce, ale chyba potrzebuję trochę więcej czasu, żeby ją przeczytać, gdyż obawiam się, że są obie powieści są do siebie bardzo podobne.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opis brzmi ciekawie, lubię powieści XVIII i XIX wieczne, ale książka chyba raczej dla mojej mamy i babci.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie - niby przesłanki na dobrą powieść były, ale czegoś zabrakło, moim zdaniem nawet jak na typowy romans - to jest po prostu za ...hmm, sztywna? Mało tam tak naprawdę tej miłości, pasji, "chemii"...
    Nie jest zła, ale taka jakaś 'niedookreślona' ;)

    OdpowiedzUsuń