Wiadomo nie od dziś, że egzotyczne indyjskie plenery i kultura,
tak różna od tej europejskiej, przyciągają wielu czytelników jak magnes.
Sięgamy po takie powieści, by chociaż na trochę zakosztować nieznanej na co
dzień mieszanki smaków i zapachów, by odetchnąć upalnym, dusznym powietrzem
przesyconym nieznaną wonią, żeby przypatrzeć się kolorowym strojom, podziwiać zapierające
dech w piersiach widoki. „Zapach drzewa sandałowego” Laili El Omari to powieść
obyczajowa, której akcja toczy się właśnie w Indiach, w dodatku są to Indie
osiemnastowieczne, Indie kolonialne, które przyciągają ze zdwojoną siłą.
„Zapach drzewa sandałowego” to perypetie Eliszy Legrant, pochodzącej
z zamożnej angielskiej rodziny zaangażowanej w działalność Brytyjskiej Kompanii
Wschodnioindyjskiej. Elisza jest młodą dziewczyną,
wchodzącą w dorosłość w świecie, w którym zamążpójście i rodzenie dzieci jest
życiową misją każdej kobiety, a
małżeństwo niekoniecznie dokonywane jest z potrzeby serca. Jej pasje i zainteresowania takie jak medycyna, sanskryt i sytuacja
polityczna Indii, a także fascynacja „czarnym miastem”, częścią Bombaju
zamieszkałą przez rdzenną ludność indyjską,
przyjaźń z księżną radżputów, czynią z niej osobę niekonwencjonalną,
buntującą się przeciw społecznym konwenansom i normom. Kiedy w domu jej
rodziców zamieszkuje Damien Catrall, daleki krewny Legrantów, który właśnie
skończył studia medyczne w Anglii i zamierza pracować w Bombaju jako lekarz,
zawiązuje się między nimi nić porozumienia. Damien jest jednak od dawna
zaręczony, więc na związek między nimi nie ma właściwie szans… Honorowi
mężczyźni nie zrywają bowiem zaręczyn, szczególnie takich, które zostały im
narzucone, nawet jeśli nie ma między narzeczonymi żadnego uczucia.
Ci, którzy spodziewają się egzotycznego świata Indii na
każdej stronie, trochę się rozczarują, bo tych Indii jest zdecydowanie mniej
niż się tego spodziewałam. „Zapach drzewa sandałowego” to przede wszystkim historyczny
romans, a nie powieść społeczno- obyczajowa. To książka bardzo kobieca, o kobietach
i dla kobiet. To opowieść o miłości, dla której warto odrzucić konwenanse, o
którą warto walczyć. Na drugim planie toczy się też historia Charlotte, siostry
głównej bohaterki, której Omari szykuje los odmienny od tego będącego udziałem Eliszy, los jeszcze bardziej skomplikowany i właściwie na swój sposób tragiczny. Są też i
historie innych kobiet – Śaliny, młodziutkiej żony hinduskiego księcia, która
żyjąc w bajecznym luksusie jest świadoma tego, że jej życie wcale nie jest tak
beztroskie i spokojne, Maureen i Elizabeth, kobiet z rodziny Damiena, których
biologiczne i moralne życie kontrolowane jest przez mężczyzn. Historia Eliszy i jej siostry Charlotte nie jest może
oryginalna, ale Omari jest sympatyczną gawędziarką, która potrafi i lubi
opowiadać. Czasem może trochę za bardzo – moim zdaniem książka była nieco
przegadana, zbyt długa- na przykład taki wątek z Alistairem Darkiem na przykład
właściwie mógłby zostać ominięty. Chętnie
przeczytałabym za to więcej o May, młodszej siostrze głównej bohaterki, która
moim zdaniem zasługuje na tyle samo uwagi co pozostały panny Legrant. Ale mimo
wszystko „Zapach…” czyta się z zainteresowaniem.
Po przeczytaniu tej
powieści dochodzę do wniosku, że życie kobiety w osiemnastym wieku nie tylko
nie ma w sobie nic romantycznego, ani godnego zazdrości, ale i często zasługiwało
na współczucie, natomiast życie w gorących klimatach indyjskich było po prostu
niewygodne… Upalne temperatury dla kobiet noszących ciasne gorsety i kilka
warstw sukien musiały być nie do zniesienia, dodatkowo równie sztywne konwenanse
nie pozwalały im się skarżyć na niedogodności, czy kobiece dolegliwości. Ale
wszystko to blednie w porównaniu z problemami i niesprawiedliwościami wiążącymi
się z pozycją społeczną kobiet w tamtych czasach… Omari udało się moim zdaniem świetnie
oddać sztywną, duszną atmosferę angielskich salonów, świat plotek, obłudy, dwulicowości
i fałszywej pruderii. Tło historyczne powieści – czyli wojny o wpływy kolonialne
pomiędzy Anglią a Francją – również zostało ciekawie przedstawione, bo wybuch
wojny ma znaczący wpływ na losy bohaterów powieści. Dla czytelników ciekawych lub
zagubionych umieszczono też na końcu
książki kilka notek historycznych dotyczących wojen i rozwoju kompanii
handlowych w Indiach.
Mimo mankamentów, pierwsze spotkanie z Lailą El Omari uważam za całkiem udane. Ciekawe jest to, że Laila El Omari jest niemiecką pisarką, ale
pisze głównie o brytyjskiej historii, kulturze i obyczajach. Akcję swoich historycznych
powieści osadza głównie w egzotycznym Oriencie, przeważnie w Indiach. Mam też drugą książkę tej
autorki, pożyczyłam od mojej mamy „Monsunowe dni” i ciekawa jestem, jak mi się
ta powieść spodoba. Na pewno moje nastawienie będzie już nieco inne, co też
powinno wpłynąć korzystnie na jej odbiór. Natomiast „Zapach drzewa sandałowego”
polecam przede wszystkim czytelniczkom, które mają ochotę przeczytać romans
osadzony w egzotycznych plenerach.
Ja przygodę z tą autorką zaczęłam właśnie od "Monsunowych dni" i przyznaję, że książka mnie na kolana nie powaliła. W miarę dobrze napisana obyczajówka z elementami romansu i historii. "Zapach..." mam na półce, ale chyba potrzebuję trochę więcej czasu, żeby ją przeczytać, gdyż obawiam się, że są obie powieści są do siebie bardzo podobne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Opis brzmi ciekawie, lubię powieści XVIII i XIX wieczne, ale książka chyba raczej dla mojej mamy i babci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No właśnie - niby przesłanki na dobrą powieść były, ale czegoś zabrakło, moim zdaniem nawet jak na typowy romans - to jest po prostu za ...hmm, sztywna? Mało tam tak naprawdę tej miłości, pasji, "chemii"...
OdpowiedzUsuńNie jest zła, ale taka jakaś 'niedookreślona' ;)