Niedawno skończyłam czytać pierwszą rozpoczętą
w tym roku książkę! (Zaczętego w ubiegłym roku kolejnego Rankina
nie liczę.) Cieszę się że mój wybór padł na powieść
Kathariny Hageny „The Taste of Apple Seeds” („Smak pestek
jabłek”), bo była to lektura w sam raz na ostatnie dni -
spokojna, lekko nastrojowa, w sam raz na moje powolne tempo czytania.
Bohaterką „Smaku pestek jabłek” jest Iris
Berger, która po śmierci babki dziedziczy dom w Bootshaven, w
którym kiedyś spędzała letnie wakacje. Akcja powieści obejmuje
zaledwie tydzień, podczas którego Iris ma zdecydować, czy chce
przyjąć od zmarłej babki swoje dziedzictwo, czy z też z domem
wiążą się zbyt bolesne wspomnienia, które nie pozwolą jej
zapomnieć o przeszłości.
Wraz z domem Iris dziedziczy rodzinne tajemnice,
zagadki, których nie potrafił rozwiązać upływ czasu, pytania,
które wciąż ją dręczą. Trzy pokolenia kobiet odcisnęły swoje
piętno na domu i ogrodzie – Bertha, babka Iris i jej siostra Anna,
córki Berty: Christa, Harriet i Inga, a także najmłodsze
pokolenie – kuzynki Iris i Rosmarie i ich przyjaciółka, Mira.
Upalne, czerwcowe lato trwa, a Iris wraca myślami do minionych,
wakacyjnych miesięcy, do rodzinnych historii, składanych na nowo z
plotek, domysłów, podsłuchanych rozmów i niedopowiedzianych
półprawd.
Leniwe, upalne, letnie dni korespondują ze
spokojnym, wyważonym tonem tej książki – tempo jest wolne, a
historia koncentruje się na wspomnieniach i rodzinnych historiach,
które nie zawsze wyjaśnione zostają do końca. Pojawiają się w
niej moje ulubione motywy: dom i odziedziczona tajemnica, ogród i
zagadki z przeszłości, ale skondensowana forma sprawiła, że
niekiedy miałam wrażenie, że niektóre wątki nie zostały
należycie rozwinięte. Szkoda na przykład, że autorka nie
zdecydowała się na poszerzenie historii Hinnerka, dziadka Iris,
członka partii nazistowskiej, ale i „dobrego Niemca”, który
pomógł koledze ze szkolnej ławy uciec do Anglii.
Główna bohaterka, Iris, jest ekscentryczną
postacią (kto inny chodzi kąpać się nago nad jeziorem, albo nosi
suknie balowe ciotek?!), czasem nieco denerwującą, a jej zachowanie
chwilami było dla mnie zbyt dziecinne i niewytłumaczalne. Na
szczęście w powieści pojawiają się też ciekawsze postacie –
Mira, dziewczyna mająca obsesję na punkcie koloru czarnego; Inga,
kobieta, której dotyk wywołuje elektryczny wstrząs. Katherina
Hagena napełniła swoją powieść nie tylko tajemnicami, dramatami
ale i magicznymi wprost wydarzeniami – w ogrodzie Berthy zakwitają
niespodziewanie jabłonie, czerwone porzeczki magicznie bieleją.
Wszystko to sprawia, że „Smak pestek jabłek” zaliczam do lektur
udanych, chociaż w żadnym razie nie wybitnych. W Niemczech powieść
ta zyskała status bestsellera, ciekawe, jak to będzie w przypadku
rynku angielskiego czy polskiego. Dla tych z was, którzy chcieliby
się sami przekonać, co myślą o „Smaku pestek jabłek” Hageny,
mam dobrą nowinę – powieść jeszcze w tym miesiącu wyda Świat
Książki w serii Leniwa Niedziela.
Właśnie widziałam tę książkę w zapowiedziach i zastanawiałam się nad nią, ale skojarzenia rozlewiskowe (z przyległościami) były silne, i widzę, że poniekąd słuszne. :) Ale z przyjemnością przeczytałam Twoją recenzję.
OdpowiedzUsuńNie powiedziałabym, że rozlewiskowe, ale jest dom i tajemnica, co czasem wystarcza, by czytelników zniechęcić do lektury. ;) Polecam też recenzję książki, która ukazała się w Archipelagu - jej autorką jest Anna Bitner z blogu Przeczytałam książkę!
UsuńPrzeczytałem i stwierdzam, iż była to dobra, nastrojowa opowieść. pozdrawiam, tommy.
OdpowiedzUsuń