Jeśli macie ochotę na czytadło, przy którego
czytaniu zrobi wam się przyjemnie na duszy i które wywoła na
waszej twarzy uśmiech – przeczytajcie „The Rosie Project”
Graeme Simsiona! Lektura tej książki była dla mnie prawdziwym
wytchnieniem podczas ostatnich stresujących dni, właśnie czegoś
takiego potrzebowałam – lekkiej, a niegłupiej książki o miłości,
o poszukiwaniu drugiej połówki, do tego z niecodziennymi
bohaterami.
Don Tillman, profesor genetyki, żyje według
ściśle określonego harmonogramu, jada standaryzowane posiłki,
zajmuje się głównie pracą i ściśle zaplanowanymi zajęciami
rekreacyjnymi. W życiu Don kieruje się logiką, a jego
uporządkowany, analityczny umysł nie bardzo potrafi sobie poradzić
z emocjami – jak sam o sobie mówi, nie jest zaprogramowany do ich
odczuwania. Poza tym jego odmienność i problemy ze odnalezieniem
się w sytuacjach społecznych zdecydowanie utrudniają mu kontakty z
kobietami. Nic więc dziwnego, że i poszukiwania życiowej partnerki
planuje zorganizować w jedyny logiczny dla niego sposób –
przygotowując detaliczny kwestionariusz, który ma mu pomóc w
poszukiwaniu idealnej kobiety, która nie pije, nie pali, nie spóźnia
się, nie ma wygórowanych wymagań żywieniowych, ma odpowiednie
zainteresowania i podobnie jak on, jest bardzo zorganizowana.
Pierwsze próby nie przynoszą spodziewanego wyniku, ale nagle w
życiu Dona pojawia się Rosie. Rosie jest nie tylko piękna i
pociągająca, ale i całkowicie niekompatybilna! Dlaczego więc
przebywanie w jej towarzystwie sprawia mu tyle radości i dlaczego
Don zadaje sobie tyle trudu, by pomóc jej w rozwiązaniu pewnego
problemu...?
Trzeba przyznać, że historia opowiedziana przez
Simsiona jest raczej przewidywalna i stereotypowa – ale kilka
rzeczy mnie w tej książce ujęło. Po pierwsze nietuzinkowy bohater
– jedni mogą go uznać za typowego „nerda”, czy też kujona,
innych może śmieszyć jego dziwność, czy nieprzystosowanie
społeczne. Don zdecydowanie wykazuje pewne autystyczne cechy,
chociaż w książce nigdzie nie jest potwierdzone, czy
zdiagnozowane, a jego punkt widzenia jest zdecydowanie odmienny od
tego, do którego mogliśmy przywyknąć w podobnych romantycznych
powieściach. I chociaż niektórych zachowanie Dona może dziwić,
śmieszyć, czy wręcz denerwować, innych być może wzruszać
będzie jego poszukiwanie miłości, akceptacji – trzeba przyznać,
że Don to bohater, obok którego nie można przejść obojętnie.
Przy tym wszystkim postać Rosie wydaje się zdecydowanie mniej
ciekawa – kobieta jest raczej tłem, na którym uwidocznione są
cechy charakteru Dona, jej postać (widziana z jego perspektywy) nie
jest aż tak wyraziście rozbudowana.
Jako narrator książki Don sprawdza się według
mnie bardzo dobrze – sporo jest więc w powieści humoru
sytuacyjnego, czytelnika może też bawić styl jego wypowiedzi.
Według informacji, które przeczytałam w książce, Simsion
najpierw zamierzał napisać scenariusz do filmu, a dopiero potem
zdecydował się na napisanie książki – co ciekawe, podobno
wytwórnia Sony Pictures zainteresowała się „The Rosie Project” więc kto
wie, możliwe, że powstanie i film na podstawie książki, tak jak
autor sobie to wymarzył. A wydaje mi się, że mogłaby z niej powstać niezła komedia.
Wspomniałam już, że fabuła nie należy do odkrywczych, ale mimo wszystko jest w niej coś świeżego i czasem wzruszającego – Don jest bohaterem jedynym w swoim rodzaju, dzięki czemu historia staje się bardziej interesująca i wiarygodna. Jego relacje z Rosie, stopniowe odkrywanie radości, jaką można czerpać z życia i towarzystwa innych, nie tylko wywołują uśmiech na twarzy, ale i powodują, że „The Rosie Project” to mimo wszystko książka oryginalna i wyróżniająca się w zalewie romansowych czytadeł. Polecam tym, którzy mają ochotę na fajne, niezobowiązujące czytadło. Powieść Simsiona została też wydana w języku polskim przez wydawnictwo Media Rodzina, pod tytułem „Projekt „Rosie””.
Wspomniałam już, że fabuła nie należy do odkrywczych, ale mimo wszystko jest w niej coś świeżego i czasem wzruszającego – Don jest bohaterem jedynym w swoim rodzaju, dzięki czemu historia staje się bardziej interesująca i wiarygodna. Jego relacje z Rosie, stopniowe odkrywanie radości, jaką można czerpać z życia i towarzystwa innych, nie tylko wywołują uśmiech na twarzy, ale i powodują, że „The Rosie Project” to mimo wszystko książka oryginalna i wyróżniająca się w zalewie romansowych czytadeł. Polecam tym, którzy mają ochotę na fajne, niezobowiązujące czytadło. Powieść Simsiona została też wydana w języku polskim przez wydawnictwo Media Rodzina, pod tytułem „Projekt „Rosie””.
A znasz Carolę Dunn ? Jej lekkie, przyjemne kryminały w duchu Agathy Christie i Dorothy Sayers właśnie ukazują się w Polsce jako dodatek do gazet. Jestem po lekturze pierwszej części "Death in Wentwater Court" i stwierdzam, że to była relaksująca kryminalna lektura.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
tommy
Znam, czytałam właśnie ten pierwszy tom. Takie czytadełko w sam raz na jeden wieczór do połknięcia. Ale nie wiem, czy chcę czytać więcej.
UsuńNiestety, dla mnie to było spore rozczarowanie. Przede wszystkim historia wydaje mi się grubymi nićmi szyta - po prostu nieprawdopodobna, chwilami przeszarżowana, poza tym niezbyt oryginalna. Zaznaczam, że od początku liczyłam na lekkie rozrywkowe czytadło, nie na przepastne głębie filozoficzne, więc nie w tym leży problem.
OdpowiedzUsuńJednak świetnie, że wydano tę powieść w Polsce - nadal mamy problemy z akceptacją ludzi "innych", a ta książka pozwala się z tematem trochę oswoić.
Jak dla mnie, było wystarczająco dobrze, nie spodziewam się więcej po podobnych czytadłach. Większość podobnych chick lit wydaje mi się mało prawdopodobna... A spodobała mi się przede wszystkim główny bohater, bo masz rację, takich wciąż jest niewiele w książkach, zwłaszcza w tych wydanych w Polsce.
Usuń