Debiutancka
powieść Jenn Ashworth, "A Kind of Intimacy" zdobyła nagrodę imienia
Betty Trask, a sama autorka została wymieniona jako jedna z dziesięciu
obiecujących debiutantów w programie, o którym pisałam tutaj.
Muszę przyznać, że była to jedna z bardziej poruszających,
niepokojących powieści, jakie ostatnio czytałam. W dodatku kiedy już
niemal skończyłam ją czytać, książka mi zginęła. Musiałam wypożyczyć
drugi egzemplarz z biblioteki, przeklinając, że nie mogę od razu
kontynuować takiej wciągającej lektury.
Narratorką "A Kind of
Intimacy" jest Annie, która właśnie wprowadziła się do nowego domu i
próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Annie jest samotna, otyła i
obsesyjnie zainteresowana swoim najbliższym sąsiadem, Neilem. Wierzy, że
pomiędzy nimi istnieje specjalna więź, że już niedługo ich znajomość
przerodzi się w coś poważniejszego. Tymczasem Annie stara się poznać
swój obiekt westchnień, dowiedzieć się o nim jak najwięcej, pozyskać
jego względy. Co prawda Neil ma już dziewczynę, Lucy, a nawet z nią
mieszka, ale nasza bohaterka jest przekonana, że gdy tylko poznają się
lepiej, Lucy odejdzie w niepamięć. Póki co, Annie studiuje romanse i
poradniki, które mają jej pomóc w osiągnięciu "pewnego rodzaju
zażyłości" z jej wybrankiem...
Jenn Ashworth powołała
do życia pełnokrwistą, ciekawą bohaterkę, która nie tylko potrafi
zaskoczyć czytelnika, ale też zmusić go do myślenia – jak cienka granica
dzieli żałosną, godną współczucia postać od okrutnej socjopatki?
Czytelnik musi sam odpowiedzieć na to pytanie...
Annie jest naiwna,
szokująco błędna w interpretacjach ludzkich działań i gestów, a do tego
zupełnie nieprzystosowana społecznie. Nie potrafi się odnaleźć w
zwykłych, codziennych sytuacjach – z rozmów z innymi ludźmi wyciąga
zupełnie błędne wnioski, ignoruje oczywiste sygnały, a ponadto
przypisuje słowom i czynom innych zbyt wielkie znacznie – uprzejmość i
życzliwość odbiera jako dowody uczucia, jest nietaktowna, głucha na
uprzejme aluzje... Zupełnie brakuje jej empatii, umiejętności spojrzenia
na pewne sprawy z perspektywy drugiego człowieka.
Ponieważ całą historię
czytelnik poznaje właściwie tylko z punktu widzenia Annie, początkowo
współczująco potakuje głową, słuchając jej opowieści o trudnym
dzieciństwie, nieudanym związku... Po jakimś czasie jednak, pojawiają
się drobne szczegóły, które każą czytającemu wątpić nie tylko w
prawdomówność bohaterki, ale i w jej intencje. Pojawiają się zgrzyty,
nagle okazuje się, że pewne rzeczy zostały przemilczane, ominięte,
niedomówione... Zadziwionemu czytelnikowi ukazuje się nagle zupełnie
inny obraz Annie – już nie osoby, której należy współczuć, ale
bohaterki, której nie powinno się ufać, której można się obawiać...
Annie to niezwykle
ciekawa postać – narratorka, która od początku narzuca czytelnikowi swój
sposób widzenia, i która okazuje się do tego pełna tajemnic, kłamstw i
przemocy. Inne postacie widzimy tylko z jej skrzywionej perspektywy,
więc nie zawsze potrafimy od razu odkryć ich motywy... Swoją własną
historię Annie opowiada we fragmentach, przeplatając narrację
wspomnieniami z przeszłości, które stopniowo wyjaśniają czytelnikowi
postępowanie Annie, jej motywy i bodźce.
Zastanawiam się jak
opisać tę powieść, by pozostawić wszystkim przyjemność jej odkrywania, a
jednocześnie zachęcić do lektury? „A Kind of Intimacy” wciąga, porusza,
zastanawia, zaskakuje. Ashworth napisała nie tylko książkę mroczną, ale
też i momentami dowcipną, pełną czarnego humoru. Gorzki to jednak
humor, zmuszający do refleksji. Dlaczego z niektórych dzieci wyrastają
nieprzystosowane społecznie jednostki? Gdzie w społeczeństwie dążącym do
perfekcjonizmu i zuniformowania znajdzie się miejsce dla tych nieco
odmiennych? Czy każdy z nas nosi w sobie potwora, który tylko czeka na
to, by wyleźć na zewnątrz, jeśli tylko mu na to pozwolimy, czy może
nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, brak odpowiednich wzorców, nasze
dzieciństwo i przeżycia decydują o tym, kim jesteśmy?
Mam nadzieję, że „A Kind
of Intimacy” zostanie przetłumaczona na polski – na pewno warto ją
przeczytać. Polecam wszystkim debiutancką powieść Jenn Ashworth, a sama
już ostrzę sobie zęby na jej drugą książkę, „Cold Light”. Mam nadzieję,
że okaże się równie ciekawa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz