Wilhelm Amberg "Czytanie Wertera" |
Nie ma co się
oszukiwać, zwyczaj głośnego czytania, niegdyś jeden z popularnych
sposobów spędzania czasu w szerszym gronie osób dorosłych, dziś
właściwie zanika. O ile jeszcze czytamy książki naszym dzieciom
(dziesięć minut dziennie, codziennie – wszak chcemy nasze
pociechy wychować na przyszłych książkożerców!), to czytanie w
szerszym gronie, czytanie utworów dorosłych, zdarza się chyba w
naszych domach coraz rzadziej... Co więcej, niekiedy z
niecierpliwością czekamy na to, kiedy nasze pociechy dorosną, żeby
wreszcie same zaczęły sobie czytać, zamiast domagać się, by im
tę samą książkę czytać w kółko. Wszak czytanie jest
czynnością intymną, która nam najlepiej wychodzi w samotności –
ileż to razy wzdychamy za chwilą, kiedy to rodzina się wyniesie z
domu, a my w spokoju zasiądziemy do czytania. Nie ukrywam, uwielbiam
w ten sposób spędzać czas, już teraz martwię się na zapas co
zrobię, kiedy mi tych chwili zabraknie, czy uda mi się połączyć
obowiązki rodzicielskie z czasem przeznaczonym na czytanie, do tej
pory traktowanym jako coś oczywistego...
Dlaczego o tym piszę? Otóż kilka dni
temu wraz z Ulubionym Anglikiem skończyliśmy czytanie „Zabójstwa
Rogera Ackroyda” Agathy Christie i tak mi się to spodobało, że postanowiłam się z wami podzielić moim doświadczeniem. Codziennie wieczorem Ulubiony
Anglik czytał mi na głos jeden (czasem dwa) rozdziały, czyniąc z tego taki mały, wspólny rytuał – przyznaję, że na te wieczory czekałam z prawdziwą niecierpliwością. I choć
czasem zdarzyło mi się przysnąć (UA taktownie odkładał wtedy
książkę i szedł spać), to częściej jednak z zainteresowaniem
słuchałam lektora i prosiłam go, żeby przeczytał kolejny
rozdział. UA również wczuł się w rolę i z zaangażowaniem
czytał niemal z podziałem na głosy... Ja co prawda znałam tę
książkę już wcześniej, ale on nigdy nie czytał żadnego
kryminału Agathy. Po skończonej lekturze stwierdził (nieco
zaskoczony), że nie spodziewał się, że mu się ta książka tak
spodoba! Trudno chyba o większą satysfakcję, niż przekonanie kogoś do polubienia naszego ulubionego autora.
Skąd wziął się
pomysł na to, by wspólnie coś przeczytać? Kiedyś słuchałam
książek na kasetach lub płytach, głównie po to, by w tym samym
czasie wyszywać. To było miłe doświadczenie, ale zauważyłam, że
czasem zamiast koncentrować się na słuchaniu zaczynałam myśleć
o niebieskich migdałach i musiałam książki przewijać, żeby
trafić na znajomy fragment. Z „żywym” lektorem sprawa ma się
zupełnie inaczej, nie tylko można mu w każdej chwili przerwać,
zapytać o coś, porozmawiać o tym, co się właśnie dzieje z
głównym bohaterem, to jeszcze można się do niego przytulić!
Okazuje się, że wspólne czytanie może być czynnością tak samo
intymną jak czytanie w samotności...
Na zakończenie, kilka
wskazówek dla tych, którzy chcieliby zainicjować wspólne
czytanie:
- wybierzcie cieńszą książkę, żeby czytanie jej nie wydawało się trwać całe wieki, najlepiej taką złożoną z krótką rozdziałów, które będą łatwe do przełknięcia.
- znajdźcie książkę, która was oboje zainteresuje, albo taką, które jedno z was już czytało i chciałoby by poznała ją też wasza druga połówka. A jeśli książka się wam nie spodoba, to myślę, że można ja spokojnie odłożyć i poszukać innej.
- nie przejmujcie się, jeśli nie uda wam się znaleźć chwili na czytanie każdego dnia – kilka dni przerwy nie zrobi większej różnicy, a zmuszanie się do czytania, kiedy nie macie na to ochoty jest bez sensu!
- rozmawiajcie choć trochę o wspólnie czytanej książce – o tym, co wam się w niej podobało, o postaciach, o wydarzeniach... Czasem tak rzadko mamy okazję porozmawiać o tym, co właśnie czytamy, że trzeba wykorzystać każdą ku temu okazję.
- zadbajcie też o atmosferę – myślę, że wtedy po prostu przyjemniej się czyta. Nie mówię tu koniecznie o świecach, czy też odpowiedniej muzyce w tle, ale myślę, że warto postarać się o to, by nic tej specjalnej atmosfery nie zakłócało. My na przykład czytaliśmy w ciszy, przy minimalnym świetle – cicho, intymnie, nastrojowo. Bo jeśli spodoba się wam takie wspólne czytanie, to być może zechcecie tę przygodę z książką powtórzyć.
Mam nadzieję, że
udało mi się przekonać was, że warto spróbować znaleźć czas
na wspólne czytanie. A jeśli was zachęciłam, albo jeśli lubicie
w ten sposób spędzać czas, to mam nadzieję, że podzielicie się
swoimi doświadczeniami!
Ooo, ja marzyłem, żeby się wreszcie Starsza nauczyła czytać i wreszcie sama sobie czytała do snu. A teraz mi trochę brakuje, mógłbym szantażem przemycić czasem coś, co mnie by interesowało :P
OdpowiedzUsuńA ile starsza ma lat? Może dalej by chciała, żeby jej czytano?
UsuńOsiem. Właśnie wczoraj były płacze, że jej to już nikt nie czyta :P
UsuńFantastyczny eksperyment, trzeba będzie przetestować, choć ostatnio wieczorami padam na twarz, najchętniej chodziłabym spać o 19. :)
OdpowiedzUsuńTeż padam na twarz, stąd podsypianie w czasie lektury. A żywy lektor i tak wyłączy się sam!
UsuńŚwietny pomysł, ale chyba wolę czytać sama. Chyba :)
OdpowiedzUsuńJa zwykle też lubię czytać sama, ale od czasu można i wespół w zespół.
UsuńHa! Argument nie odrzucenia, że można lektora przytulić ;)
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o audiobooki toteż się zaczęłam łapać na tym, że myślę o niebieskich migdałach zamiast słuchać ;/
No właśnie, zależy chyba co się robi przy słuchaniu książek, a także, jak bardzo jest ta książka wciągająca.
UsuńBardzo mi się podoba pomysł, spróbuję przetestować, chociaż pewnie skończy się tak, że to ja będę lektorką, choć wolałabym, żeby to mi czytano :)
OdpowiedzUsuńRadzę przekonywać. Albo dzielić się lektorskimi obowiązkami. To też może być fajne.
Usuń