Dawno, dawno temu, w rozrywanej
pociskami powstańczej Warszawie, przyszła na świat Anusia Towiańska.
Dziewczynka straciła rodziców, a jej wychowaniem zajęła się rodzina
przyjaciela jej ojca. Po prawdziwych rodzicach pozostały jedynie
dokumenty przez pół wieku zamknięte w starym sejfie... Dopiero jej córka
dowiedziała się, że po dziadkach odziedziczyła stary dwór nad jeziorem -
Sosnówkę.
Debiutancka książka Marii Ulatowskiej,
„Sosnowe dziedzictwo”, mogłaby być taką fantastyczną powieścią! Kupiłam
ją skuszona piekna okładką i ciekwawym tematem. Wojenne sekrety,
zaginiona spadkobierczyni, piękny dworek i miłość – bardzo lubię podobne
klimaty. Kiedy się bowiem tę książkę rozkłada na czynniki pierwsze, to
prezentują się one znakomicie. Niestety, moim zdaniem autorka nie tylko
nie zrobiła z tymi składnikami niczego nowatorskiego, ale i nie
przedstawiła ich w ciekawy sposób... Wydaje mi się, że po prostu
wszystkie te dobre pomysły wrzuciła do jednego worka, poupychała byle
jak i podała czytelnikowi jako niedosoloną, niedoprawioną potrawę
jednogarnkową....
W wielu recenzjach pojawia się zarzut
zbytniego „zasłodzenia” - za dużo szczęśliwych zbiegów okoliczności,
zbyt wielu cudownych ludzi pojawiających się wokół głównej bohaterki,
liczne, denerwujące zdrobnienia pojawiające się w tekście... Nie to
jednak przeszkadzało mi najbardziej w tej książce. To prawda, ten lukier
był nieco zbyt słodki, ale przede wszystkim wydaje mi się, że sama
opowieść była poprowadzona nieskładnie, z powtórkami i z niepotrzebnymi
zupełnie wstawkami i wtrętami, które niczego nie wnosiły do akcji.
Książka była bardzo naiwna i taka jakaś... niedokończona, właściwie
zupełnie o niczym. Nie było w niej napięcia, zabrakło punktu
kulminacyjnego, całość skończyła się też bez fajerwerków, nie
pozostawiając po sobie żadnego właściwie wrażenia. Podobały mi się
jedynie wstawki z przeszłości, które ubarwiały nudną całość.
Główny bohater powieści jest również
bardzo istotnym czynnikiem, dzięki któremu książka „trafia” do
czytelnika. Niestety, w tym przypadku postać Ani, gdziedziczki Sosnówki,
strasznie mnie denerwowała. Nie dość, że bezczelnie wykorzystywała
swoją urodę by naciągać mężczyzn – a to na przywiezienie mebli, a to na
umycie samochodu, to jeszcze denerwował mnie jej językowy snobizm.
Dlaczego Anna tak niegrzecznie chce „edukować” językowo swoją
pracownicę? Mnie też drażnią błędy językowe, ale jakoś nie czuję się
upoważniona, żeby je poprawiać...
Wiem, że „Sosnowe dziedzictwo” wielu
czytelnikom się spodobało, ale niestety u mnie ta książka zyskała
opinię słabego czytadła. Czytałam ostatnio różne podobne powieści, ta
jednak z nich wszystkich była zdecydowanie najsłabsza. Jeśli ktoś jest
zainteresowany, to niebawem ma się ukazać „Pensjonat Sosnówka”,
kontynuacja debiutu pani Ulatowskiej. Ja jednak po część kolejną już
raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńGość: ksiazkowiec, host-217-97-249-8.hlg.com.pl
2011/05/02 06:56:16
Tak się cieszę, że w końcu jakaś normalna recenzja, bo same laurki wokół. Też czytałam, ba! - nawet kupiłam skuszona reklamą. Nie zamieszczałam notki, bo już czasem myślę o sobie, że jestem obok. Rzeczywiście temat tęskliwy, że chciałoby się zamieszkać w takiej Sosnówce czy innym uroczysku... Oprócz tego, co wytknęłaś, najlepszy smaczek to mecenas bratający się z ludem w knajpie w małym miasteczku! Science fiction! Roześmiałam się na głos. Kto to i dlaczego promuje? :)
dabarai
2011/05/02 09:26:01
Dobrze zaopatrzona księgarnia...?
Wydaje mi się, że wiele jeszcze podobnych książek powstanie na fali sukcesu Rozlewiska i takich tam podobnych... Nie zawsze niestety książek dobrych...
izabella_g
2011/05/02 10:20:03
No to wtopa. Zapisałam się do tej książki w ramach włóczykijki.
Po recenzji Mary-Lewa-Strona prawie się wypisałam, a teraz już to chyba zrobię. Wystarczy mi jedno czytadło na jakiś czas, a jedno już czytałam- był to "Sezon na cuda".
dabarai
2011/05/02 10:24:58
Izabella - "Sezonu na cuda' nie czytałam, znam tylko "Uroczysko" tej autorki i podobało mi się znacznie bardziej...
Gość: Bigosowa Marta, mtttulce.pub.sarocom.net
2011/05/02 10:45:17
Po "rozlewiskach", wysypało się tych książek co niemiara. Tej nie czytałam i raczej nie będę, bo po co po raz kolejny przedzierać się przez te same schematy. Żal czasu, a tu inne ciekawe czekają w kolejce...:) Pozdrawiam:)
dabarai
2011/05/02 10:57:59
Marta - ja czasem lubię takie same schematy - na przykład stare domy i rodzinne tajemnice, odkrywanie tajemnic sprzed lat... Uwielbiam takie klimaty, więc od czasu do czasu mogę się rozczarować. Trudno!
bookfa
2011/05/02 15:46:07
Klimaty bardzo moje. Ale biorac pod uwage moja fiksacje na punkcie sposobu przekazu troche mnie zniechecilas ;D
Gość: mary, 87-239-181-126.rev.inds.pl
2011/05/02 22:02:15
hehe. zgadzam sie
dabarai
2011/05/02 22:11:59
Bookfa - też się zniechęciłam...
Mary - a widzisz, trzeba było cię posłuchać... Lukier lukrem, ale gdzie w tej książce jakaś sensowna fabuła?
kolmanka
2011/05/03 06:42:45
Uuuuu a też wpadła mi w oko okładka i zachęcił opis na tylnej okładce, jednak po tylu negatywnych opiniach nie sięgnę po nią.
dabarai
2011/05/04 23:11:25
Kolmanka - ja się lubię sama przekonać co o książce myślę. Nie zawsze to na zdrowie wychodzi, ale cóż.
tommyknocker
2011/05/11 20:58:14
Zamówiłem w bibliotece. Jak przeczytam, to podzielę się wrażeniami :)
Gość: Aneta, user-46-112-223-58.play-internet.pl
2011/05/26 12:48:41
Hmmm... poluję na tę ksiązkę od pewnego czasu, ale już sama nie wiem czy chcę ja tak bardzo przeczytać...
dabarai
2011/05/27 14:33:37
Tommyknocke, Aneta - to czekam na ewentualne wrażenia z lektury... Pozdrawiam.